Można już śmiało powiedzieć, że takiego mchu nie ma żadne inne miasto - mchu, który zachwiał realizacją najważniejszej drogowej inwestycji. Dla jednych był niczym żwir w bucie, który uwiera i nie pozwala ruszyć dalej. Dla innych tylko mgłą, która przysłoniła faktyczne polityczne popędy, a dla jeszcze innych sprawą najwyższej wagi i kwestią ocalenia gatunku bez którego ekologiczne dziedzictwo nie byłoby sobą. Fakt jest taki, że liczne działania ekologów, pseudoekologów i zjednoczonych w akcji „farbowanych lisów”, doprowadziły do wydawać się może groteskowej, a w rzeczywistości niezwykle poważnej sytuacji, w której zagrożone mogło zostać unijne dofinansowanie remontu.
Strategiczna inwestycja stała się nie tylko rozgrywką zagorzałych zwolenników zieleni o chronione okazy. Można odnieść wrażenie, że w tle remontu drogi rozgrywa się mecz z podtekstem politycznym, w którym faul prezydenta z Kostrzyńską w perspektywie przedłużających się remontów miejskich dróg, mógłby skończyć się wykluczeniem go poza boisko, pozwalając innym na pewny strzał do bramki.
Wycinka na potrzeby remontu Kostrzyńskiej okazała się kosztowniejszym wyzwaniem, niż zakładano. Zamiast wylesiania, drzewa tygodniami badali kolejni specjaliści dowodząc, że ani nietoperze, ani inne pustułki w kostrzyńskich konarach nie szukają dżdżownic. I choć poszukiwany koń osłem się okazał, to cenę swoją ma – chciałoby się rzec, jak rumak krwi arabskiej. Wszystkie ekspertyzy to kolejne wydatki, jakie miasto będzie musiało dopisać do inwestycji. Natura jest jednak bezcenna.