Konstytucja mówi tylko, że Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski (art. 139.) – nie ma tu nic o tym, że należy je stosować wyłącznie wobec osób skazanych prawomocnym wyrokiem. Prawnicy, którzy będą twierdzić, że mają argumenty, żeby ten spór rozstrzygnąć na niekorzyść prezydenta (który zastosował prawo łaski przed prawomocnym wyrokiem) kłamią – za każdym razem, kiedy wychodzą poza niezwykle ogólną treść art. 139. Konstytucji mówią tylko, co im się wydaje, a nie jak rzeczywiście jest. Poza tym z łatwością można przeciwstawić im zdanie innych prawników, w tym najwybitniejszych, np. prof. Stanisława Waltosia: „prezydent może stosować prawo łaski (…) również przed prawomocnym skazaniem”. A Sąd Najwyższy – który sam znajduje się w ogniu politycznej walki – nie jest tutaj żadną wyrocznią, bo po pierwsze jest stroną w sporze z obecną władzą, po drugie zaś jedyne, czym de facto dysponuje, to… zdanie Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski.
Żeby się w tej sprawie połapać, sprecyzujmy na początek źródło sporu. Otóż źródłem tym jest samo wyrażenieprawo łaski, bo mieszają się w nim dwa porządki: prawny, do którego odnosi się pojęcie prawa oraz teologiczny, do którego odnosi się pojęcie łaski. To jest rzecz kluczowa – łaska to pojęcie teologiczne, nie prawne, a oznacza, najkrócej mówiąc, dar Boży.
Mówi się często, i słusznie, że prawo łaski jest pozostałością po prerogatywach monarchy, ale rzadziej wspomina się, że to pozostałość z czasów, kiedy władzę monarchy nad ludem uzasadniano władzą Boga nad człowiekiem. Relacja władca – poddany była zatem ziemskim odwzorowaniem relacji Bóg – człowiek, a władca panował z bożej łaski. Bo łaska była prerogatywą boską, która z Boga przeszła na króla, a z króla na naszego prezydenta.
Powtórzę się dla jasności – najważniejsze jest zrozumienie, że pojęcie łaski wywodzi się z porządku teologicznego. W porządku prawnym wprowadza tylko zamieszanie, bo prawo ma gwarantować sprawiedliwość, a łaska jest z samego swojego założenia niesprawiedliwa, niezależnie od tego, kiedy (przed czy po skazaniu) stosowana. Oznacza to, że łaski i prawa nie można ze sobą mieszać, a błąd logiczny popełniają ci wszyscy, którzy wpisują łaskę w regulacje prawne i wyciągają na tej podstawie wniosek, że prezydent nie może stosować swojej prerogatywy zanim nie zapadnie wyrok skazujący.
Jeżeli bowiem zaakceptujemy tezę główną tego tekstu – o tym, że porządek teologiczny i prawny są porządkami rozłącznymi, a łaska należy wyłącznie do pojęciowego zakresu tego pierwszego – musimy uznać, że prezydenckieprawo łaski nie jest ingerencją w ład prawny, która polegałaby na uchronieniu winnego (skazanego) od konsekwencji prawnych. To jest tylko skutek zastosowania łaski, ale nie jej istota. Stosując prawo łaski prezydent nie tyle ingeruje w prawo, ile wyciąga dowolnie wybraną osobę z całego systemu prawnego i stawia ją poza tym systemem. Prawo po prostu przestaje wobec tej osoby obowiązywać. Wiem, że jest to wniosek radykalny, ale jedyny możliwy – gdyby bowiem prawo obowiązywało, wyrok sądu musiałby być bezwzględnie wykonany.
Jeżeli więc prezydent, na mocy teologicznie ugruntowanej prerogatywy, może zawiesić prawo dla wybranej osoby, dywagacje o tym, na jakim etapie postępowania powinien to uczynić, nie mają sensu – może to zrobić wtedy, kiedy zechce. Inną sprawą jest, czy prawo łaski ma w dzisiejszych czasach jakikolwiek sens. Moim zdaniem nie ma, ale skoro już jest, trzeba interpretować je zgodnie ze zdrowym rozsądkiem.