Dwa lata temu duży rozgłos przyniósł im protest przeciwko wycince drzew przy ul. Marcinkowskiego. Teraz metodologia jest ta sama, tylko inne drzewa i inny prezydent.
O konieczności usunięcia około 250 drzew, rosnących wzdłuż ul. Kostrzyńskiej, pisaliśmy kilka dni temu. Podczas konferencji prasowej wiceprezydent Jacek Szymankiewicz tłumaczył, że Miasto zrobiło wszystko, aby zachować drzewa. Niestety kwestie bezpieczeństwa są bezwzględnie ważne i w związku z tym Minister Infrastruktury i Budownictwa nie udzielił zgodny na odstępstwo.
Tematu nie odpuszcza jednak klub Ludzie dla Miasta i radna Marta Bejnar-Bejnarowicz. O swojej „przyrodniczej fascynacji” utwierdziła podczas zwołanej konferencji prasowej. Wspólnie z innymi przedstawiła propozycje rozwiązań dotyczących wycinki drzew przy Kostrzyńskiej z którymi była też u wojewody i jak twierdzi temat wciąż pozostaje otwarty.
Cała sprawa budzi w Gorzowie coraz większe kontrowersje. Pojawiają się bowiem głosy, że to nie ekologiczny, a polityczny protest jest właściwą przesłanką podejmowanych działań. Miasto jest w tej sytuacji pod ścianą, ponieważ musi zdążyć z dopełnieniem formalności, tak aby dofinansowanie na przebudowę Kostrzyńskiej z Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych faktycznie trafiło do Gorzowa. Kolejne zmiany i przesunięcia w terminach mogą w tym zakresie doprowadzić do wstrzymania unijnego finansowania.
LDM nie kryje dumy z wcześniejszego protestu przy ul. Marcinkowskiego. Wtedy udało się obronić alejki i zyskać rozgłos, który z pewnością pomógł zdobyć miejsca w Radzie. Teraz prawdopodobnie cel jest o wiele bardziej ambitny. Wiele wskazuje bowiem na to, że radna Marta Bejnar-Bejnarowicz chce zawalczyć o fotel prezydenta.
Warto więc zadać sobie pytanie, kogo „społeczni obrońcy przyrody” faktycznie chcą, a czego nie chcą „wyrżnąć” i czy kolejny raz swój polityczny PR zdołają zbudować na protestach? Czy gorzowianie im zaufają, czy jednak zobaczą w tym drugi ukryty „pień”?