Opowiem krótko swoją historię życia: ojciec mój zmarł, kiedy miałem 5 lat. Wychowywała mnie ulica, gdyż mama ciężko pracowała często po kilkanaście godzin na dobę, żeby zarobić na chleb. Mama zmarła w tragicznych okolicznościach kiedy miałem 19 lat, kiedy ledwo zacząłem studia na Politechnice Warszawskiej w roku 1978 (na zdjęciu ja z prawej). Żeby utrzymać się na prestiżowej uczelni, jako chłopak z prowincji, zakuwałem po nocach, żeby nadrobić zaległości w stosunku do moich warszawskich kolegów. W dzień pracowałem w TVP- myjąc tysiące okien na Woronicza, szorując garaże, szorując kible i sprzątając mieszkania na mieście. Ale nigdy nie narzekałem. W 1981 wziąłem dziekankę i wyjechałem do pracy do Wiednia, gdzie pracowałem na budowach. To była bardzo ciężka praca, której Austriacy nie tykali, a Jugosłowianie nas wykorzystywali do najgorszych i najcięższych robót. Po wprowadzeniu stanu wojennego, jako jedyny z naszej grupy wróciłem do Polski. Moi przyjaciele rozjechali się po świecie. Skończyłem studia i rozpocząłem pracę jako konstruktor w OBR Mera-Lumel. W 1986 otworzyłem własną firmę. Na godz. 7 rano dojeżdżałem do fabryki i projektowałem, po godzinie 15 do godz.19 pracowałem w sklepie, gdzie wynajmowałem stoisko i sprzedawałem komputery i oprogramowanie. Wracałem pociągiem i dowlekałem się do domu po godz. 20 znów rozkładałem sprzęt i przygotowywałem pracę na następny dzień. Po dwóch latach takiej walki zrezygnowałem z pracy w Lumelu i zająłem się już tylko własną firmą, którą prowadziłem przez 17 lat. Wiem co znaczy praca na własny rachunek. Wiem co znaczy sukces i gorycz porażki. Wiem co znaczy odpowiedzialność nie tylko za siebie i rodzinę, ale też i za swoich pracowników. Zatrudniałem na początku kilku, a w szczycie ok. 50 osób. Zajmowaliśmy się dystrybucją sprzętu komputerowego i pisaniem oprogramowania (Wokulski for Windows, Van Gogh, Leonardo…). W 2002 roku wygrałem wybory, zamknąłem firmę i zająłem się pracą dla mojego miasta, przejmując je w dramatycznej sytuacji z bezrobociem sięgającym blisko 42%.
Dziś Nowa Sól, to piękne, rozwijające się miasto, w którym pomagamy ludziom, ale staramy się to robić przede wszystkim poprzez umożliwienie pracy. Zbudowaliśmy dwie potężne strefy przemysłowe (100 ha+100ha), gdzie swoje fabryki ulokowali inwestorzy z całego świata. W kilkunastu fabrykach pracę znalazło kilka tysięcy osób. Najbiedniejszym i najmniej zaradnym pomagamy poprzez roboty publiczne, w ramach których zbudowaliśmy fenomenalny Park Krasnala. Na byłym wysypisku śmieci powstał bajkowy świat i tereny rekreacyjne na powierzchni kilkunastu hektarów. Fenomenem tego miejsca jest to, że przede wszystkim zrobiliśmy to z materiałów rozbiórkowych (u nas nic się nie marnuje- kostka i kamienie z przebudowanych dróg, drzewa złamane podczas wichur…) i w ramach robót publicznych, pomagając ludziom poprzez pracę i przywrócenie ich do aktywności zawodowej. Mamy już spryzmowane kilkaset m3 drewna, które zostało pocięte z połamanych drzew, i które trafi do najbiedniejszych za symboliczną pracę (nie za darmo). Jak jeszcze pomagamy? Pozwalamy odpracowywać zaległości czynszowe poprzez prace społeczno-użyteczne (sprzątanie, grabienie liści…). Zbudowaliśmy nową noclegownię z mega nowoczesną kuchnią i stołówką. Ci którzy nie mają wykupionych obiadów przez MOPS, mogą dostać obiady i jedzenie za grabienie liści w parku. Zaległości czynszowe rozkładamy na raty nawet do 4 lat, co pozwala na wypłacanie (z naszych miejskich pieniędzy) zasiłków mieszkaniowych (do 70% czynszu), dodatków energetycznych… Zbudowaliśmy kilkaset mieszkań socjalnych. Pomogliśmy bardzo wielu ludziom wrócić do godnego życia, wyciągając ich z alkoholizmu i życiowej apatii.
Okazuje się, że ta najskuteczniejsza pomoc jest poprzez pracę. Niestety znam też bardzo wiele osób i rodzin, które nie chcą zhańbić się żadną pracą i uważają, że im się należy i tyle. Im też pomagamy, ale będziemy z uporem starać się pomagać poprzez pracę, poprzez przywrócenie do aktywności zawodowej tych zagubionych, uważając, że źle skierowana pomoc, może przynieść w dłuższej perspektywie skutek odwrotny od zamierzonego. Ale warto rozmawiać i szukać najlepszych rozwiązań, bez obrażania się i instytucjonalnego eliminowania tych, którzy mają inne zdanie i inny pomysł na skuteczną pomoc.