Choćby dlatego, że unikał napastliwych wobec opozycji wypowiedzi, w których celują prezes PiS-u i otaczający go akolici. Starał się by jego publiczne wystąpienia nie wykraczały poza sprawy finansów, które mu bezpośrednio podlegały. Potrafił przy tym przedstawiać w miarę prawdziwy kontekst niektórych pisowskich propozycji. Nie ukrywał, że 500+ jest finansowane na kredyt i że może mieć ujemne skutki jeśli chodzi aktywizację kobiet na rynku pracy.
Wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu też zdarzało się wypowiadać podobne opinie. Razem z ministrem Szałamachą z obawą podchodzili do prezydenckiego projektu przywracającego poprzedni wiek emerytalny. Czy zatem decyzja o dymisji Szałamachy i przejęciu przez Morawieckiego jego dotychczasowych kompetencji ma – jak twierdzi opozycja – jedynie znaczenie kosmetyczne?
Nie sądzę. To jednak poważna zmiana, pokazująca co jest priorytetem dla rządzącej dzisiaj partii i jej wszechmocnego prezesa. Z jednej strony mamy wyborcze obietnice i związane z nimi wydatki. A polityka państwa w zakresie rozwoju to przecież same wydatki. Z drugiej mamy ograniczone wpływy do budżetu i konieczność trzymania w ryzach kasy państwowej.
Gdy minister finansów – tak jak to było w czasach Leszka Balcerowicza – koordynuje politykę gospodarczą rządu, to oczywiste, że będzie się starał utrzymać deficyt budżetowy w rozsądnych granicach. Gdy – jak to ma miejsce teraz – wicepremier odpowiedzialny za rozwój gospodarczy obejmuje dodatkowo funkcję ministra finansów, to raczej chodzi o to, by „rozwój” nie był hamowany płynącymi z ministerstwa finansów ostrzeżeniami w rodzaju „na to nie ma pieniędzy”.
A jazda bez hamulców jest zawsze bardzo niebezpieczna.
http://www.rp.pl/artykul/335443-Piskorski-138-razy-rozbil-bank--.html
Może by pan Piskorski tak się zamknął wreszcie?