Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Mali: terror nazywa się tu po imieniu

Mali: terror nazywa się tu po imieniu
Po zamachu na hotel Radisson Blu, Bamako
źródło: Internet

W dniu mojego przyjazdu do Mali, położonego w Zachodniej Afryce, tego 24-tego co do wielkości kraju świata (Polska stanowi trochę więcej niż jedna czwarta malijskiego terytorium), nastąpił tam zamach ze strony islamskich „partyzantów” (eufemistyczne określenie tej odmiany terrorystów muzułmańskich, którzy noszą jakieś tam umundurowanie). Najpierw źródła rządowe podawały, że zginęło 11 żołnierzy oficjalnej armii Mali, potem 12. W końcu doliczono się 15 zabitych i ponad 30 rannych. Atak nastąpił tuż przy granicy z Mauretanią, na północy kraju. Celem był tym razem nie hotel z turystami, ale obóz wojskowy. Zamach nastąpił pięć dni po Nicei i cztery dni po zamachu stanu w Turcji. Ze stolicy – Bamako ‒ leci się tam około 1,5 godziny samolotem i 3 godziny helikopterem. Jaka jest różnica między tym zamachem przy granicy mauretańsko-malijskiej a tymi w Europie? Jest zasadnicza. Polega ona na zupełnie różnym stanowisku mediów wobec tych tragedii. Te europejskie, zwłaszcza po zamachach w Brukseli, a więc przed tym w Mali, ale też w Monachium, a więc już po malijskim, za wszelką cenę usiłowały schłodzić emocje i posługując się rzekomymi wypowiedziami „przypadkowych przechodniów” oraz policyjnymi przeciekami narzucić narrację, że za tragedię odpowiadają jacyś „prawicowi ekstremiści ‒ islamofobi”. Tego żenującego spektaklu połączonego ze zwyczajową cenzurą w Afryce nie doświadczyłem. Media podawały informacje o ofiarach, nikt nie usiłował mącić ludziom w głowach, nie opowiadał bajek, że za śmiercią ofiar stoi ktoś inny niż terroryści.

Islamiści w akcji ‒ przerwane spotkanie

Sytuacja była ekstraordynaryjna. Nasze spotkania z szefem resortu obrony oraz ministrem do spraw służb zostały odwołane: obaj polecieli na miejsce zbrodni. Odbyły się jednak inne zaplanowane rozmowy. Najważniejsza z nich to z zastępcą Sekretarza Generalnego ONZ i specjalnym wysłannikiem „genseka” Narodów Zjednoczonych do Mali Mahamatem Salehem Annadifem (z Czadu). Spotkanie zresztą nagle przerwane, bo posłańca z Nowego Jorku pilnie zaprosił na rozmowę, oczywiście, w związku z zamachem, premier Mali Modibo Keita. Skądinąd już drugi raz jest on szefem rządu. Pierwszy raz pełnił te funkcję już 14 lat temu. W kontekście tego wtorkowego zamachu ciekawe jest to, że przed dwoma laty był specjalnym negocjatorem - w imieniu Głowy Państwa - na rokowaniach z… islamskimi terrorystami. I to właśnie na północy kraju, gdzie teraz doszło do zamachu.

Kolacja naszej delegacji z malijskimi oficjelami przewidywana jest w hotelu „Radisson”. To nie kojarzy się dobrze. Tam właśnie terroryści islamscy zaatakowali pierwszy raz w dziejach Mali. Zginęło 20 osób. Nie sposób o tym nie myśleć, widząc ten punkt w programie naszej wizyty.

Ambasada Unii Europejskiej w Mali już przed tym zamachem wyglądała jak oblężona twierdza. Pilnują jej miejscowi wojskowi, ale też prywatna agencja ochrony. Europejski podatnik łoży nie tylko na coraz większy personel w Bamako, ale też na coraz staranniejszą jego ochronę. System specjalnych drzwi-śluz, przez które przechodzić można tylko pojedynczo i które, w razie niebezpieczeństwa, można automatycznie zamknąć nawet ze znacznej odległości ‒ to spektakularny przykład, choć to rozwiązanie akurat jest stosowane we wszystkich ambasadach UE na całym świecie.

W środku niebieska flaga z żółtymi gwiazdami przewiązana wielkim kirem. Bo wczoraj Nicea? Bo dziś Mali? Czy to ważne? Jutro wydarzy się Monachium, pojutrze Ansbach i Reutlingen. Okazje będą zawsze chyba, niestety. We Francji i Niemczech giną moi rodacy, ściślej: trzy rodaczki.

Rozdarte państwo, enklawa ISIS

Podział tego kraju nastąpił w 2012 roku poprzez: najpierw utworzenie własnego quasi-państwa przez Tuaregów, potem ich klęskę w walce z Państwem Islamskim, które w praktyce oderwało część terytorium Mali. Na przykład słynne Timbuktu ze swoją bezcenną biblioteką arabskich starodruków i inkunabułów jest poza kontrolą władz centralnych, a szereg zabytków pod władzą islamskich hunwejbinów zostało najzwyczajniej zniszczonych. Pierwszy Europejczyk (Anglik), który dotarł do Timbuktu w latach 1870 został na rogatkach miasta natychmiast.... ukamienowany. Więcej szczęścia miał pierwszy Polak, który przybył do Timbuktu. Zagadka: kto nim był? Zadałem to pytanie paru politykom i nikt, niestety, nie był w stanie mi odpowiedzieć. Czyżbyśmy tak szybko zapominali czas naszego dzieciństwa? To przecież bohater Kornela Makuszyńskiego Koziołek Matołek przybył do Timbuktu i nawet cało wyniósł głowę. O Koziołku Matołku i mającym prawicowe, narodowe sympatie, Kornelu Makuszyńskim myśląc zaczynam spotkanie z międzynarodowym zespołem mediacyjnym „Accord pour la paix et la réconciliation”. W jego składzie są zarówno miejscowe osobistości, jak i na przykład Amerykanin (oczywiście z ambasady) i Włoch. Pytam o to, na ile ich organizacja jest wzorowana na „komisjach pojednania”, które działały w RPA po apartheidzie czy Rwandzie po ludobójczych czystkach będących efektem walk plemion Hutu i Tutsi (na własne oczy widziałem w pobliżu stolicy Rwandy - Kigali wysłuchanie zbrodniarzy przez taką komisję w obecności całej wioski).

Odwiedzam kwaterę główną MINUSMA (United Nations Multidimentional Integrated Stabilization Mission in Mali), gdzie rozmawiamy, oczywiście, o dzisiejszym ataku terrorystycznym. Odwiedzam też ośrodek EUTM (European Union Training Mission), dowódcą jest Belg, zastępcą Hiszpan, bardzo dużo Niemców, ale też Portugalczycy, Francuzi, nawet Gruzin. Polscy żołnierze też tam byli, ale już ich nie ma. Co do polskiej obecności – to nie ma również polskiego ambasadora. Polska ambasada jest dopiero aż w… Algierii. Za to własne ambasady ma Wielka Brytania, Francja, Niemcy - co zrozumiałe - ale także mniejsze od Rzeczpospolitej: Holandia, Belgia, Szwecja, Dania, a nawet Wielkie Księstwo Luksemburga (sic!). Co prawda, luksemburski ambasador zachorował na malarię i właśnie wrócił do Europy, ale nie zmienia to faktu, że sieć naszych placówek dyplomatycznych w Afryce jest zbyt mała, zważywszy, że w Mali do niedawna byli polscy żołnierze w ramach misji UE. Skądinąd owa unijna, wspomniana już EUTM, przeszkoliła aż dwie trzecie żołnierzy malijskiej armii, 6 500 policjantów, 4 200 żandarmów i 6 000 ludzi z Gwardii Narodowej.

Armia malijska to głównie piechota: szef parlamentarnej komisji obrony skarży się nam, iż Mali nie ma ani helikopterów, ani okrętów. Mam na końcu języka, że zamiast tego ma islamskich terrorystów, którzy zawładnęli częścią terytorium kraju. Ale nie chcę już Murzyna dobijać...

Hotel, w którym mieszkam, nie ma, delikatnie mówiąc, najwyższego standardu, ale unijni eksperci dodali go ze względu na to, że jest podobno szczególnie bezpieczny. Może rzeczywiście zabezpieczony bardziej od innych przed terrorystami, ale na pewno nie przed insektami, którym wydaje się, że mogą w nocy hasać bezkarnie. Tę wojnę łatwiej wygrać niż tę prawdziwą, z muzułmańskimi terrorystami.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (09.08.2016)




Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #Mali #terroryzm #europa

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.