Parę ładnych miesięcy temu wysmażyłem grubszy tekst (niestety w inny miejscu, pod pseudonimem, więc nie będę linkował) sugerujący, że "posypka" systemu gospodarczego, jaki znamy zacznie się od sektora energetycznego (łupków i powiązanych z nim banków), gdzie w sytuacji taniejącej ropy kula śniegowa dekapitalizacji spółek i strat banków będzie paluszkiem trącającym ustawione domino. Historyczny dołek cenowy 10/11.01 jest na chwilę obecną daleki, ale po 2 miesiącach wzrostu cen ropy mamy spadki (korekta, czy ten wzrost był korektą?). Jak do tej pory większość uważała, że skoro USA ogranicza wydobycie (przy niewielkim wzroście produkcji Rosji i OPEC), ceny powinny rosnąć. Hmm... ale skoro jest nadprodukcja i brak nadziei na wzrost popytu, to z jakiego (realnego) powodu ceny miały by rosnąć? Wszystkie "grube" surowcowe inwestycje zachowują się zgodnie za wyjątkiem złota (tutaj historyczne maksima nie przypadały na lato 2014, ale jesień 2012, chociaż w 2012 inne surowce też notowały bardzo wysokie ceny). Czyli mówiąc prosto, wirtualny świat finansów z produkowanymi bez opamiętania zapisami księgowymi zderzy się ze światem realnym, gdzie coś się wytwarza poza wirtualnymi operacjami księgowymi…
„Od zawsze”, czyli od ponad pół wieku, lekarstwem na wszelkie bolączki była emisja pieniądza i zadłużanie się instytucji. Ten stan trwał sobie w najlepsze, kolejne większe i mniejsze kryzysy nie zmieniały niczego w postrzeganiu wśród polityków i „władców pieniądza”. Dzisiaj doszliśmy do sytuacji, w której emisje pieniądza mające prowadzić do wzmożenia akcji kredytowej - i w ten sposób poprawy koniunktury gospodarki realnej - docierają do przedsiębiorstw w bardzo niewielkiej skali, natomiast instytucje finansowe zasypywane górami pieniądza inwestują go w posiadające coraz wyższe ryzyko i coraz bardziej wirtualne produkty. W tej sytuacji rządy niemal wszystkich państw są zadłużone w skali uniemożliwiającej spłatę długu publicznego nawet w skali kilkudziesięciu lat.
Powiązanie między poszczególnymi instytucjami: kapitałowe/inwestycyjne/reasekuracyjne są przy bliższej analizie niesamowite, kolejna rzecz, jakże istotna, to powiązania kapitałowe i gospodarcze samych instytucji finansowych z gospodarką, polityką, w tym powiązania osobowe... Gdyby chciał ktoś zadać sobie trud sprawdzenia, gdzie kiedyś pracował następca Charlesa de Gaulle'a w pałacu prezydenckim, gdzie pracowali szefowie wielkich instytucji jak BlackStone, BlackRock, szefowie skarbu USA, doradcy czy wielu ministrów, a nawet premierów w Europie... Oczywiście całkiem przypadkowo jeszcze kilka lat temu spisywany na straty Comerzbank nagle zdrowieje, pozbywa się kilkuset miliardów z wolumenu derywatów... A wszystkie te nitki, jak temporalnego premiera Grecji, da się połączyć z "rodzinką". Lecz rodzinka mimo wpływów nie ma "mocy" jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, jest wielka rzesza nuworyszy, obracających miliardami, coś się zmieniło...
Jak uczą nas podręczniki ekonomii, przy wysokiej emisji pieniądza powinna szaleć inflacja, skoro więc rok do roku w Polsce ilość agregatu M3 wzrosła o kolejne 10%, powinno być widać skutki, ale korelacji od jakiegoś czasu nie widać, wlewanie takiej ilości pieniądza, nie dające efektu inflacyjnego sprowadza do wniosku, że albo „teorie umarłych ekonomistów” są po prostu głupie lub w naszej (i nie tylko naszej) gospodarce powoli wszystko „staje na głowie”. Pieniądze mające służyć gospodarce kręcą się w „zaklętym kręgu” między instytucjami finansowymi, przynosząc im zyski i stając się indyferentnymi dla świata realnego. Świat finansów gubi związki z realnym…
Nawoływania powrotu do pieniądza kruszcowego też moim zdaniem często wynikają z myślenia skrajnie uproszczonego. Przecież wówczas, gdy waluty były związane z kruszcami bezpośrednio, „dziwne operacje” również miały miejsce, chociaż niewątpliwie jakąś formę normalności mogłoby to zapewnić, niemniej jednak daleki jestem od fetyszyzowania przywrócenia parytetu monetarnego złota jako remedium na chorobę systemu. Czy odrzucenie systemu rezerwy cząstkowej wprowadziłoby normalność? W jakiejś części na pewno, czy jednocześnie dotknęłoby gospodarkę „trudnym pieniądzem” - na pewno… Wzrost gospodarczy osłabiłby swą dynamikę..
Przypomnę, że w zanadrzu mamy jeszcze wielką akcję lobbingową, mającą na celu likwidację realnego pieniądza i całkowite wyparcie go przez elektroniczny, ma to być odtrutką na ucieczkę kapitałów, unikanie płacenia podatków etc. Ale, co jest jasne dla każdego chociaż przeciętnie rozgarniętego, dzisiaj w Polsce, z której transfery wynoszą ponad 70 mld „brzęczącej waluty” rocznie, przepływającej przez banki (a jakże) jakoś nikt sobie nie może z tym poradzić, podobnie jak z wyłudzeniami VAT (niedokonywanymi przecież przy użyciu gotówki). Jedynymi beneficjentami tejże operacji mogą być tylko banki…
Tak jak w 2008 roku "posypało się" kilka instytucji finansowych w USA (i trochę więcej w Europie), to warto przypomnieć, że nie kto inny jak JP Morgan Chase był pomysłodawcą sekurytyzacji „lewych kredytów”, a np. Bear Stearns czy Lehman Brothers „rozprowadzały” te produkty wśród naiwnych instytucji całego świata i przypadkowo Bear Stearns został później wykupiony przez JP za 1/13 ceny księgowej akcji… Te instrumenty pochodne tyczące się kredytów udzielanych osobom fizycznym nieco przypominają dzisiejszą sytuację z derywatami i ich absurdalnym wolumenem na rynkach (przykład DB jest wymowny), przy czym istotne jest to, że dzisiaj sprawcami i ofiarami są same instytucje (jak 8 lat temu), ale przyczyną problemu są również same banki (1, 2 i 3 piętro operacji to „zamknięty krąg”), w kryzysie 2008 1 piętro stanowili „amerykańscy kowalscy”, dzisiaj już nie ma żadnych "kowalskich"..
Pies miał biegać swobodne, a ogon miał pomagać mu, aby wszelkie zakręty były brane gładko. Od dawna ogon kręci psem, a szybkość staje się coraz większa. Czy pies to dostrzega? Chyba nie, treser był skuteczny, niestety „żołądek to nie San Francisco” i psu może niestety się zwymiotować…
Przepraszam za ewentualne błędy czy uproszczenia - tekst był pisany "na szybko"...