Ta powstała zaledwie trzy lata partia w ostatnich wyborach do Bundestagu w 2013 roku nawet nie przekroczyła 5 procentowego progu. Teraz, dwa i pół roku później, w wyborach lokalnych głosowało na nią od 10% w Nadrenii-Palatynacie, poprzez ponad 12 procent w Badenii-Wirtenbergii aż do ponad 21 procent w obejmującej część b. NRD Saksonii-Anhalt.
Ten niebywały sukces Alternatywa dla Niemiec zawdzięcza przede wszystkim ... Angeli Merkel i kryzysowi imigranckiemu. Oczywiście to nie Angela Merkel wywołała wojnę domową w Syrii i związaną z tym fale emigracji, ale jej nie do końca przemyślana polityka otwartych drzwi wobec uchodźców spowodowała, iż liczba emigrantów przekroczyła skalę trudną do opanowania nawet przez tak bogate państwo jak Niemcy. W konsekwencji przyniosło to nasilenie postaw antyimigranckich i ksenofobicznych. Jeśli dodać, iż politykę Angeli Merkel wobec imigrantów poparły w zeszłym roku wszystkie partie reprezentowane w Bundestagu – od CDU poprzez SPD, Lewicę po Zielonych – to trudno się dziwić, iż taki wzrost poparcia zanotowała Alternatywa dla Niemiec, będącą jedyną partią tak jednoznacznie opowiadającą się za zamknięciem granic dla imigrantów i niewykluczającą użycia broni palnej wobec tych, którzy chcieliby granicę przekraczać nielegalnie.
To ostatnie głosowanie w trzech niemieckich landach jest także istotnym i negatywnym sygnałem dla Unii Europejskiej. Oto bowiem w najsilniejszym gospodarczo państwie Unii, które dotąd było liderem coraz silniejszej europejskiej integracji dochodzi do głosu – stając się de facto trzecią siłą polityczną kraju – partia wyraźnie eurosceptyczna, odrzucająca nadmierną – jak twierdzi – władzę instytucji europejskich.
Z polskiego punktu widzenia wzrost znaczenia AfD musi budzić niepokój. Jedynie PiS – nasza rodzima alternatywa dla Polski otwartej i europejskiej mogłaby patrzeć na Alternatywę dla Niemiec przychylnym wzrokiem. Wszak PiS także odrzuca władze i znaczenie instytucji europejskich, czego najlepszym przykładem jest dezawuowanie przez tę partię autorytetu Komisji Weneckiej. PiS i ASfD łączy także podkreślanie obyczajowego konserwatyzmu i wrogi stosunek do gender Jest jednak jedno ale. Otóż AfD w żaden sposób nie mogłaby zaakceptować pisowskich dogmatów o zamachu smoleńskim, którego miałaby się dopuścić putinowska Rosja. Bo jest to partia – podobnie jak coraz silniejszy Front Narodowy we Francji – tyleż eurosceptyczna co prorosyjska.