Dziennikarze portalu wPolityce piszą – „Coś niedobrego i bardzo, bardzo dziwnego dzieje się od dłuższego czasu z polskim systemem wyborczym. Bo co jak co, ale procedury rejestracji kandydatów, liczenia głosów, przejrzystość decyzji podejmowanych przez komisje wyborcze różnych szczebli - to powinno być w kraju demokratycznym obdarzone powszechnym zaufaniem. Ale ostatnio tego zaufania dużo mniej...” – trudno się z nimi nie zgodzić szczególnie po tym co spotkało przy rejestracji komitet OLW NE.
Można powiedzieć, że o to mamy kolejny, nad wyraz niepokojący i alarmujący sygnał w tej sprawie. Okazuje się bowiem, że Marek Król, były redaktor naczelny "Wprost", kandydat na senatora z komitetu "Obywatele do Senatu", powiedział portalowi wPolityce.pl – „Zebrałem podpisy, we wtorek, w wymaganym terminie, wspólnie z żoną Pauliną, która jest moim pełnomocnikiem zawieźliśmy je do komisji wyborczej w Warszawie na Placu Bankowym. Tam uzyskaliśmy formalne potwierdzenie odbioru 2500 podpisów. Spokojnie czekaliśmy na rejestrację, na sprawdzenie ich poprawności. Ale w piątek, co nas zszokowało, otrzymaliśmy sygnał, że w ogóle nie istnieję jako kandydat. Nie ma mnie.” –podkreśla Marek Król.
Jednocześnie stwierdza, że nie wie co się stał, bo nie udało mu się tego ustalić. Twierdzi – „Żona, mój oficjalnie ustanowiony pełnomocnik wyborczy, pojechała natychmiast do komisji. Tam dziwne miny, zachowują się jakby nie słyszeli o takim kandydacie. W ogóle. Poczuliśmy się jakbym był niewidzialny”.
Tymczasem są bardzo mocne, niepodważalne dowody na to, że Marek Król mówi prawdę. Pierwszy - to prezentowany przez nas dokument - potwierdzenie otrzymane w komisji. Oficjalne, na druku, z pieczątkami. Ale nie tylko – „Poza potwierdzeniem z komisji o odbiorze podpisów są inne dowody. Dziennikarze rejestrowali kamerami składanie przeze mnie wniosku i podpisów, nagrywali też potem moją wypowiedź. Jest kilkudziesięciu świadków” – piszą dziennikarze portalu wPolityce.
Kandydat na Senatora, a zarazem dziennikarz tak ocenia wydarzenie –„Trudno mi ocenić czy to błąd, pomyłka czy celowe działanie. Gdy żona pokazała potwierdzenie odbioru, urzędniczka poprosiła o kserokopię dokumentu. Rozmawiałem z prawnikami, wszyscy zachodzą w głowę co się stało, takiego przypadku dotąd nie było. Uderzająca była jednak jakaś dziwna atmosfera w komisji... Nie wiem... Będziemy sprawę wyjaśniali do końca i zdecydowanie” – podkreśla Marek Król.
Mając na uwadze wszystkie niepokojące sygnały jakie się pojawiały oraz spływały w trakcie i po poprzednich wyborach należy w sposób szczególny i dogłębny obserwować całą sytuację. Mało tego należy zwrócić uwagę na to, co czyni PKW, bo nie jest to normalne. A bałagan i burdel tam panujący nie mogą być tłumaczeniem? W tej sytuacji trzeba w sposób szczególny wspierać społeczny ruch pilnowania uczciwości wyborów(tzw. Korpus Obrony Wyborów – przyp. red.). Jak widać na załączonym przykładzie po tym co zrobiono Markowi Królowi - jak najbardziej jest to uzasadniony obywatelski ruch oddolny!
Fiatowiec
Źródło: portal wPolityce.pl