Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Telewizja robi rewolucję.

Istnieje paradygmat liberalny, który mówi nam o tym, jak funkcjonuje świat. Są w nim zasoby, które można pozyskać oraz są działania, które można wywoływać. Zasoby pozyskujemy pieniędzmi, działania wywołujemy władzą. Jeśli ktoś ma największą władzę i największe pieniądze, jest zwycięzcą w tej grze. Oczywiście, że skoro są zwycięzcy, są również przegrani. Ale wiadomo jest również, że przegrani nikogo nie interesują. Przegranych zwykle się ignoruje.

Gra toczy się na planszy, którą nazywamy ekonomią. Główne zasoby to złoto, ropa, diamenty, ale też komputery i samoloty, idee i marki. Władzę sprawuje się za pomocą karabinów, czołgów, rakiet i telewizji. Istnieje pewna grupa mająca dostęp do zasobów i władzy, jedna z zasad dobrego gracza to dobre relacje z tą grupą. Bywają miejsca na świecie, gdzie przegrani trzymają się razem i pilnują mniej więcej zasad, żeby przegrywać powoli, jak najwolniej. Nazywają to społeczeństwem obywatelskim. Ich bronią jest komunikacja. W tych miejscach, gdzie są zorganizowani, nawet telewizja zbytnio ich nie okłamuje. Są na tyle świadomi, że wiedzą, jak funkcjonuje państwo, poza tym niektórzy pracownicy telewizji są po ich stronie. Sam ten fakt jest na tyle ważny, że telewizyjni decydenci dosyć rzetelnie symulują przyzwoitość. Oczywiście świat pędzi do przodu i liczba kłamstw rośnie w miarę, jak zasoby i władza ulegają koncentracji, ale działa efekt żaby, którą można ugotować żywcem, o ile woda grzeje się powoli.

Polska nie należy do tych miejsc. Społeczeństwa obywatelskiego nie mamy, mamy ostro podzielone i niezależnie od tego, jak sobie wytłumaczymy przyczyny, prawda jest ta, że zasoby i władza są łakomym kąskiem, pazerność zwycięzców gry jest wyższa niż tam, gdzie rzetelnie symuluje się przyzwoitość. Złodziejstwo u nas zaczęło się na dużą skalę po wojnie, ale było państwowe i trochę z niego skapywało biednym. Kiedy złodziejstwo państwowe ustąpiło miejsca prywatnemu, biedni czasami podejmowali wyzwanie, ale kiedy bierze się udział w grze z szulerami, najlepiej się wycofać. Problem polega na tym, że ta plansza jest jedyna, jaką mamy. Można sobie tworzyć nisze, ale one są zbyt małe, zasobów niewiele i gracze zaczynają stosować zasady, które przynoszą sukces. A zasada jest w gruncie rzeczy tylko jedna - śmierć frajerom.

Wprowadził ją pan Balcerowicz. Kiedyś miałem okazję zadać mu pytanie, czy kiedy podejmowano decyzję o kierunku rozwoju gospodarczego Polski wiedział o czymś takim, jak spółdzielczość? Odpowiedział, że wiedział, ale spółdzielczość nie mieściła się w jego dychotomicznym obrazie własności prywatne-państwowe. Dlatego nie wziął jej pod uwagę. Otwarte jest oczywiście pytanie, czy to on podejmował decyzję, czy jedynie ją firmował. Nie zmienia to faktu, że zwycięscy decydenci to tak naprawdę prymitywne buce.

Śmierć frajerom to sztandarowe hasło gitowców, subkultury, która przeszła do historii, a która miała swe najlepsze lata w czasach świetności hipisów. W odróżnieniu jednak od współczesnych złodziei, gitowcy mieli jednak jakiś rodzaj specyficznego honoru i swoiste bardzo restrykcyjne zasady. Problem jednak polegał na tym, że mimo iż w pewnych krótkich odcinkach czasu ich życie spełniało cechy sukcesu, całość życia miała charakter kompletnej porażki. Gitowiec większość życia spędzał w więzieniu.

Współcześni złodzieje pozornie odnoszą sukcesy, otrzymują podziw świata i należą do elity, więzienia nie są dla nich, wprost przeciwnie, wszelkie funkcje publiczne związane z zaszczytami. Problem jednak polega na tym, że motłoch dzisiaj jest świadomy, nie musi oglądać telewizji, może czerpać informacje z internetu, może nawet z książek. Co więcej, jeśli któryś z tych niecałkowicie przegranych ma czas i nie cierpi szczególnej biedy, może pozwolić sobie na dociekanie prawdy. I wtedy widzi, że stare proste hasło "telewizja kłamie" potwierdza mu nie tylko sąsiad, nie tylko znajomy docent, ale nawet najwięksi intelektualiści zagraniczni jak Bourdieu czy Luhmann. A takich prostaków z motłochu, którzy zapalają światełko jest coraz więcej, światła jest coraz więcej i nagle pospólstwo zaczyna ośmielać się wskazywać, że szmaciarze kradną. I tych, którzy to mówią jest coraz więcej, i światła jest coraz więcej. I wtedy skóra na twarzy Michnika i Lisa zaczyna schodzić odsłaniając kości i cieknącą ropę, jak u wampirów porażonych słońcem. Może nawet dojść do takiej niezwykłej, wręcz niewiarygodnej sytuacji, że padnie postulat naukowego zbadania złodziejstwa, co będzie herezją niezmierną, zaburzeniem absolutnie nienaruszalnej zasady, że pewnych rzeczy się nie robi. Oczywiście, że naukowcy odrzucą ten postulat z obrzydzeniem, ale jeśli coś już kiedyś zostało powiedziane, kiedyś zostanie podjęte.

Na razie jednak telewizja posiada moc. Jeśli coś zostało powiedziane w telewizji, to jest oczywistą prawdą, ponieważ zostało powiedziane w telewizji. Jeżeli telewizja twierdzi, że należy rozpocząć rewolucję, to oczywiście oznacza, że należy rozpocząć rewolucję.

Telewizja ma wroga, jest nim internet. Telewizja nie doceniła internetu, trochę pogardliwie i protekcjonalnie używając go do upychania resztek z pańskiego stołu rozrywki. Kiedyś jednak odbył się marsz "Obudź Się Polsko" i telewizja po raz pierwszy przegrała. Oczywiście nie przyznała się do porażki, bo pierwszą zasadą jest nigdy nie przyznawać się do błędu. Kiedy jednak przegrała wybory prezydenckie i parlamentarne, telewizja nagle odczuła całą grozę. Co więc zrobiła telewizja? Wszystkie swoje siły rzuciła na opanowanie internetu. Poszła na całość. Wie, że to walka na śmierć i życie. Strona KOD reprezentowana przez pana Mateusza Kijowskiego otrzymała pełne telewizyjne wsparcie, dodatkowo otrzymała wsparcie prasy. Doprowadziło to do sytuacji, że kilkadziesiąt tysięcy osób wyszło na ulice tydzień temu, bardzo dużo wyszło na ulice wczoraj.

Osobiście interesuje mnie spółdzielczość oraz interesuje mnie redukcja kradzieży pieniędzy publicznych i z tego punktu widzenia oceniam wydarzenia w Polsce. Wiem, że w interesujących mnie dziedzinach nie otrzymam wsparcia ani od PiS-u, ani od Kukiza. O ile jednak te dwie formacje są dla moich celów bezużyteczne, to, co reprezentuje KOD, jest wręcz wrogie. Nie piszę tego tak tylko, bo tak się pisze w sieci. Byłem u nich i przeprowadziłem badanie, było wprawdzie fragmentaryczne, ale dało mi kilka odpowiedzi. Zamieściłem na blogu wcześniej usunięty post, mój profil został zresztą również zablokowany na tamtej stronie. Dowiedziałem się jednak, że jest to bardzo niejednorodna grupa, mają wprawdzie liderów, którzy realizują dobrze przemyślany program, jest tam też jednak sporo ludzi, którzy są uczciwi i zdolni do rzetelnej dyskusji. Są jednak w mniejszości. Dyskusje mogą jedynie dotyczyć trybunału konstytucyjnego. Demokracja jest jedynie hasłem ukrywającym rzeczywisty cel, ponieważ demokracja to władza ludu, jednym z jej filarów jest nieskrępowany dyskurs. Inne niż trybunał konstytucyjny tematy są cenzurowane i usuwane, zwłaszcza gdy mogą dotyczyć kwestii ważnych dla istoty demokracji. W zasadzie kwestia trybunału konstytucyjnego jest również przypadkowa, gdyby nie to, byłby jakiś inny powód. Prawdziwym bowiem powodem powstania grupy jest zakwestionowanie wyniku wyborów. Mam w tej grupie przyjaciół i wiem, że to dobrzy i uczciwi ludzie. Wiem również, że nie weszli by do niej, gdyby jej nazwa brzmiała zgodnie z prawdziwym celem - "Komitet Obrony Trybunału Konstytucyjnego" - wtedy zapewne zamiast pięćdziesięciu tysięcy mieliby tylko piętnaście tysięcy. Jest wśród tych ludzi również spora liczba takich, którzy nie lubią pana Kaczyńskiego, swoją drogą jego wypowiedź o gorszym sorcie Polaków również wpłynęła na liczbę członków. I tutaj różnię się od większości krytyków KOD. Bo jestem pewien, że za całą tę sytuację eskalacji nienawiści odpowiadają obie strony konfliktu. Z mojego punktu widzenia nie jest bowiem ważne, która partia zwycięży. Nie jest również wystarczające ukaranie złodziei, których da się ukarać, jeśli skażą ich sądy. Z mojego punktu widzenia nie będzie możliwe zredukowanie kradzieży pieniędzy publicznych w sytuacji dużej polaryzacji społeczeństwa, ponieważ powstanie społeczeństwa obywatelskiego będzie niemożliwe. Będzie zaś niemożliwe, ponieważ przeprowadzona przez telewizję rewolucja znowu skieruje cały słuszny protest ludzi w ślepą uliczkę. może oczywiście doprowadzić do wojny, jak sądzą niektórzy, bardziej jednak prawdopodobne jest, że dla uratowania jakiejś liczby złodziei aktywność obywatelska zostanie zmarnowana, przekształcona w nienawiść, a potem w zupełne zniechęcenie do zajmowania się sprawami publicznymi. Ten stan zniechęcenia najbardziej odpowiada wszystkim skorumpowanym politykom, po to wiecznie powtarzają, że "polityka to gówno", bo zniechęcenie społeczeństwa do polityki, to większa szansa na spokojne złodziejstwo.

Data:
Kategoria: Polska

LeszekSmyrski

Spółdzielczość drugiej generacji - https://www.mpolska24.pl/blog/spoldzielczosc-drugiej-generacji11

Od siedmiu lat zajmuję się spółdzielczością, zwłaszcza socjalną w praktyce i w teorii. Wiem dlaczego środki pomocowe są marnotrawione i chcę się z Wami podzielić tą wiedzą. Chcę Was również przekonać do innego patrzenia na świat. Wierzę że wiele można zmienić, o ile wie się że zmiany są możliwe i potrzebne, i jeśli jest się wystarczająco zdeterminowanym.
Pozdrawiam i życzę szczęścia.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.