Uznawany przez wielu Polaków i Ukraińców za faszystę i zbrodniarza Stepan Bandera został oficjalnie uznany przez prezydenta Juszczenkę narodowym bohaterem Ukrainy. Wiktor Juszczenko wiedział, że czyni ten honor człowiekowi skazanemu w przedwojennej Polsce na karę śmierci za udział w zamordowaniu ministra Pierackiego, kolaborantowi Hitlera, twórcy ideologii i oddziałów zbrojnych występujących przeciwko Polakom i państwu polskiemu. W imię Bandery bandyci spod znaku UPA i OUN wymordowali na Wołyniu 200 tysięcy Polaków i Żydów, aby stworzyć przestrzeń pod budowę „wolnej Ukrainy”.
Władze Rzeczpospolitej nabrały wody w usta. Ministerstwo Spraw Zagranicznych oświadczyło, że nie będzie oficjalnie komentowało tej sprawy, a kancelaria prezydenta Kaczyńskiego poprosiła, by „dać już spokój Juszczence, bo zaraz go nie będzie w polityce”. Prominenci tak wyczuleni na zachowanie władz niemieckich w odniesieniu do Eriki Steinbach przeszli obojętnie wobec znamiennego gestu jedności prezydenta Ukrainy z terrorystą i zbrodniarzem. Nie krytykują Juszczenki, bo ma on opinię polityka antyrosyjskiego, a antyrosyjskość usprawiedliwia w Polsce wszystko, także głupotę, nacjonalizm, ludobójstwo i bezczeszczenie pamięci pomordowanych.
Jak swego czasu napisali uczestnicy protestu przeciwko nadaniu doktoratu honoris causa Wiktorowi Juszczence przez Katolicki Uniwersytet Lubelski władze naszego kraju wyznają pogląd, że nie należy głośno mówić o zbrodniach na narodzie polskim, jeżeli mogłoby to przynieść straty w polityce wschodniej. Polskie ofiary dzieli się wedle przydatności w grach i kalkulacjach politycznych. O jednych zbrodniach (Katyń, zbrodnie niemieckie) można mówić zawsze i wszędzie. O innych natomiast, zwłaszcza o ofiarach szowinizmu ukraińskiego, lepiej nie mówić, aby nie drażnić „strategicznego” partnera w walce z Moskwą. Jest to postawa nie tylko politycznie błędna, ale i haniebna.
Wyborcza klęska Juszczenki i uhonorowanie Bandery to symboliczny pogrzeb polityki wschodniej prezydenta Kaczyńskiego i pozostałych sterników naszej dyplomacji. Przegrana polityki zagranicznej opartej na niekompetencji, resentymentach, fobiach i złudzeniach. Nauczka politycznego myślenia, choć w odniesieniu do obecnych sterników polskiej polityki zagranicznej trudno wierzyć, że skuteczna.
Decyzja Wiktora Juszczenki ma jeden aspekt pozytywny. Osłabia prezydenckie szanse Julii Tymoszenko i wzmacnia pozycję Wiktora Janukowycza. Opozycyjny kandydat na prezydenta skrytykował już uhonorowanie Bandery przypominając, że prezydent Ukrainy ma być przedstawicielem całego państwa, a nie tylko jego jednej części. Nie po raz pierwszy na tle wyczynów i obietnic „pomarańczowych” szef Partii Regionów jawi się jak rozważny mąż stanu. Nic dziwnego, że tak wielu obywateli Ukrainy chce Wiktora Janukowycza na prezydenta. Z korzyścią dla własnego kraju, Polski i Europy.