Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu z ramienia SLD oznajmił, że obecność osób kojarzonych z
Pomijając widoczną sugestię, że skład rad nadzorczych powinien być decydowany w gronie liderów partyjnych zachodzi pytanie, w czym gorsi są znajomi Kwiatkowskiego od kolegów Tuska, Śledzińskiej-Katarasińskiej, Kaczyńskiego czy samego Szmajdzińskiego? W niczym. Przeciwnie – są lepsi, kompetentni, jeszcze niedawno polityk Sojuszu korzystał z ich umiejętności i chwalił to sobie wielce.
Wicemarszałek zmienił zdanie, bo tak nakazuje poprawność polityczna warszawskiego salonu. W 2003 roku poddał się temu uczuciu prezydent Kwaśniewski. W duecie z Danutą Waniek – ówczesną szefową KRRiTV ogłosił „nowe otwarcie” w telewizji publicznej. W jego wyniku PO i PiS wprowadziły swoich działaczy – Jana Dworaka i Piotra Gawła na najważniejsze stanowiska. W zamierzeniu miało to doprowadzić do większego pluralizmu i równowagi, w praktyce spowodowało rażącą nierównowagę i zmonopolizowanie opinii na jednolitym, antylewicowym gruncie. Pozbawiono pracy wielu dziennikarzy tylko, dlatego, że współpracowali z Kwiatkowskim. Rozprawiono się z programami regularnie oglądanymi przez miliony widzów. Tak zniknął „Gość Jedynki”, „Tygodnik Polityczny Jedynki”, czy kabaret Olgi Lipińskiej. Symbol „nowego otwarcia” M. Grzywaczewski ogłosił, że ludzie o orientacji liberalno – prawicowej lepiej robią telewizję, bo „mają zakodowany pluralizm”.
Skutki prezydenckiej inicjatywy były opłakane: PiS i PO cieszyły się w telewizji nadzwyczajnymi względami, dziennikarze i pracownicy wiązani z poprzednikami stracili pracę, widzów pozbawiono programów tylko dlatego bo ich prowadzący i autorzy kojarzyli się z lewicą. Ale za to nie kojarzyli się z Kwiatkowskim.