Prokurator Marek Suchocki z bardzo cenionej przez Zbigniewa Ziobro placówki w Białymstoku przyznał, że śledztwo ani proces nie ujawniły, kto był zainteresowany przeróbką projektu ustawy o radiofonii i telewizji. „Należy się przyznać do porażki prokuratury w tym zakresie” – powiedział oskarżyciel w warszawskim sądzie. To mu jednak nie przeszkodziło w obwinieniu Aleksandry Jakubowskiej o przekroczenie uprawnień przy pracach legislacyjnych i zablokowanie możliwości prywatyzacji telewizji regionalnej. Tym samym Jakubowska została oskarżona o to, że jako wiceminister odpowiedzialna za pilotowanie rządowego projektu ustawy spowodowała, iż był on zgodny z intencją rządu.
No cóż, wola byłego ministra, szefa pana prokuratora okazała się silniejsza niż zwykła przyzwoitość nie mówiąc już o zawodowym profesjonalizmie jego podwładnego. Dostrzegając te okoliczności sąd nie podzielił zarzutów oskarżenia i uniewinnił Jakubowską uznając, że nie należy karać za działanie w obronie racji stanu i interesu publicznego. Tym samym wyjął kolejną cegłę z propagandowego gniotu, jakim jest raport Ziobry w tzw sprawie Rywina przyjęty przez Sejm większością zaledwie dwóch głosów w dniu 28 maja 2004 roku.
Twierdzenia Ziobry tam zawarte pozostają w rażącej sprzeczności ze sprawozdaniem sejmowej komisji śledczej, która w maju 2004 r. ustaliła, że „Nie ma podstaw do twierdzenia, że istniał związek między korupcyjną propozycją złożoną przez L. Rywina, a procesem legislacyjnym ustawy o radiofonii i telewizji. Lew Rywin nie mógł dać gwarancji zmiany ustawy i jej uchwalenia. Mógł jedynie liczyć na korzystny dla siebie zbieg okoliczności. Nie ma w związku z tym podstaw do twierdzenia, że L. Rywin został wysłany do Agory w imieniu jakiejkolwiek grupy lub osoby, instytucji lub partii politycznej”.
Raport komisji kwestionujący istnienie grupy trzymającej władzę oraz podważający „rewelacje” Ziobry i Rokity wywołał furię mediów i polityków. Histeryczna fala wzniecona przez „Gazetę Wyborczą” zniewalała co słabsze charaktery i zamykała usta oponentom. Ówczesny marszałek Sejmu Józef Oleksy w niespotykanym pokazie tchórzostwa i strachu o własny fotel dopuścił do głosowań nad raportem komisji – do czego nie miał prawa. W rezultacie spreparowana „prawda Ziobry” stała się przedmiotem prokuratorskich dochodzeń i przewodów sądowych.
Mimo propagandowej nawałnicy znaleźli się ludzie, którzy nie poddali się presji i zachowali jasność umysłu.
Zakończony właśnie proces pokazał jak dęte okazały się pomówienia Ziobry i jego zauszników.