Problem jednak rodzi się w tym miejscu, gdzie pamiętni bohaterowie decydują się na niezwykłą podróż. Chodzi oczywiście o dworzec – kluczowe miejsce dramaturgii. Duduś – maminsynek, przyzwyczajony do wygodnych miejscówek, nie może pogodzić się z perspektywą podróży autostopem, którą proponuje mu znający życie Poldek. Tymczasem w 2011 roku, w Polsce demokratycznej i nowoczesnej, pojęcie wygodnej miejscówki, nie ma racji bytu! Zdesperowane tłumy podróżnych bowiem wrzucają przez okna wagonów bagaże a nawet dzieci, czy lżejszych pasażerów, by ci własnym ciałem zajmowali jakiś kawałek podłogi, albo w najlepszym wypadku miejsca siedzące. Nowy reżyser skrupulatnie zadbał nawet o to, by określenie „dworzec kolejowy” nie budziło pozytywnych skojarzeń. Tłoczące się na wąskich peronach zdezorientowane grupy ludzi, wróżą z fusów, powtarzając jak refren: „wejdziem, nie wejdziem…” lub też „ przyjedzie, nie przyjedzie”… Wygląda na to, że pomysł komedii w reżyserii ministra Grabarczyka przerodził się w ponurą farsę, która bardziej przypomina chaos lat powojennych niż nowoczesne państwo, rządzone przez „fachowców” z platformy.
Platforma szykuje się do obsadzenia miejsc na swoich listach wyborczych. Znane są już niektóre typy. Najbardziej intrygująca jest pozycja numer jeden w Łodzi, gdzie tzw. lokomotywą łódzkiej PO ma być minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. I znowu wracamy do kolejowych tematów. Jak widać, koszmarna rzeczywistość naszej PKP nie przekłada się na sukcesy polityczne jej autora, bo minister – lokomotywa dostarcza tylko ekstremalnych przeżyć klientom, korzystającym z pomysłów jego resortu. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że remake „Podróży za jeden uśmiech” w reżyserii ministra Grabarczyka z budzącej nostalgię pokolenia czterdziestolatków komedii zamieni się w mroczny thriller. Jaki będzie jego tytuł? Polacy chyba już sami go nadali, próbując odczytać skrótowiec PKP: „Poczekaj, kiedyś przyjedzie…”
Grzegorz Kołodziejczyk
W tekście wykorzystano Fot. PAP/EPA / JACOB WIRE