Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

ROSE AUSLÄNDER: POEZJE

Dzisiaj załączam Państwu trochę miniaturek Róży Auslaender, Cudzoziemki z Czerniowiec, potem z NY i Duesseldorfu.

Dzisiaj załączam Państwu trochę miniaturek Róży Auslaender, Cudzoziemki z Czerniowiec, potem z NY i Duesseldorfu.

Znaki I

Rozpoznajemy cię

wyszeptaną w piśmie na

skrzydłach motyla

w rozpędzie

niebiańskich liter

tęczy

w pasie ognistego meteoru

w twej tajemnej dłoni

poruszającej wskazówkę

przeciwko sercu motyla

przeciwko naszego sercu

rozpoznajemy cię

Wędrówka

Wędrujesz

przez świat

Zapraszają cię krajobrazy

drzewa wzgórza rzeki

pozdrawiają cię

kiwają na do widzenia

Miasta mówią ci witamy

pałace malowidła statuy

witają cię

mówią do widzenia

Wędrujesz

przez czas

on wskazuje na

trzy litery

leżą na twoich wargach

potrafisz je odczytać

Niebo I

Zdjęło swoje maski

nocne chmury zakazują

gwiazdom

patrzeć

na siostrę ziemię

Śni

że jego nieskończona czerń

nosi żałobę z powodu słońca

śni ludzi na ziemi

którzy śnią je w błękicie

W nieprzenikliwej ciemności

liczy swoje mieszkania

ma ich być siedem

ale to się nie zgadza

nieskończenie więcej

Liczy w nieskończoność

Kolory I

Na zielono rzezam drzewa

tworzę liliowe dziewczyny

błękitne wiersze

Jaskrawo barwię śnieg

słońce na żółto

na ciemno noc

Wyłamuję srebrzyste rzeki

z wody światła

i złociste góry

z blasku nieba

Nigdy nie odpoczywam

na brązowo barwię ziemię

chleb

Schronienie

Uciekam się

do ucieczki

Wciąż

wyprzedza mnie

na przeciąg oddechu

Podróżuję za nią

na astralnym okręcie

Między dwoma fiordami

na ostrzu świetlistej wody

zatrzymuje się

chwilę

i śpiewa

Wspinaczka do góry

Każda góra

z metalowych drzew

Wsiedliśmy

na wznoszące się słońce

Objęci przez szczyt

staliśmy w purpurowym świetle

na wierzchu świata

Pod nami

krążył szmaragd ziemi

powietrze śpiewało hymn

do jaśniejącego błękitu

Straciliśmy wagę

o imiona

nasze ciało było okiem

nasz oddech wypił

oddech krajobrazu

Na czatach II

Weź z sobą

parę słonecznych promieni

kiedy robisz rundę

przez ciemności

Nie zapomnij

wziąć z sobą słowika

i róży

na pociechę

dla zapomnianych

Późno

w laboratorium

czatuje

już śmierć

Na skraju

Żyją na skraju

wiersza podczas gdy dzień

odlatuje

na ciemnej chmurze

a ludzie ukradkiem

dają sobie znaki

Na skraju wiersza

przypomina się sen

o rozmowie którą

się zapomniało

owe współbrzmiące szczegóły

w blasku słowa

i jego cieniu

Nowy Rok III

Wielkookie

dziecię

pchnięte

na arenę

jeszcze nie odcięte

jeszcze nie ochrzczone

Kto wytłumaczy

to znamię na jego policzku

gwiezdną grę jego oczu

Będzie

matadorem

jakie chytre

jakie mocne

Wieloma bykami

mierzyć

jego życie

Dom

To znaczy

mieć dom

W zmurszałym belkowaniu

mrówki założyły

państwo

drogi z woli i drewna

Masa perłowa

wyrzucona na brzeg

nie nadaje się

na ściany

Gdzie miasto

pogrąża się w nicości

modliliśmy się do żelaza

Nasza

bezdomność

Słońce II

Podczas gdy piszę

noc

znika we mnie

nie bez śladu

czuję jak bije młotem

w moich wierszach

Dzień

pisze inne wiersze

jego najpiękniejszy

deklamuje mi

słońce

mogę tylko

zgodzić się zdumiona

nigdy nie

uda mi się

taka pieśń jasności

Burza II

Ta cisza

przed burzą

Nagle

uderza w nią

błyskawica

i ona pada

Cisza pada

na ofiarę grzmotu

Burza

załamała wszystko

zanim padła

Nie rezygnuję

Nie

rezygnuję

z kwiatów i muzyki

z mojego gniewu

z powodu głodu tysięcy

z uśmiechu człowieka

z ostrych i delikatnych słów

z istnienia

w niepojętym świecie

Chętnie zrezygnuję

ze śmierci

która ze mnie

nie zrezygnuje

Drzewa

Święte kolumny

zakorzenione stulecia

w myślenie ziemi

tworzą cienie

ze słonecznego źródła

Każde drzewo wybrane

wzbogacić powietrze

swoim oddechem

odpoczywając

w przybieranej wadze

Ale niepokój

warg listowia

te gry mowy

poza

stwardniałą korą

Zegar

Zegar pędzi

mój czas

w nigdzie

walczę o przestrzeń

z dwunastopalcym

zerem

Szklane domy

wieże zegarowe

lud ma wypełnione

wszystkie ręce

ziemio

jestem moim ludem

Drzewa rosną do korzeni

pierścienie w drewno

moje mięso z papieru

Zegar przeżuwacz

wyżera mi z ręki

kartkę za kartką

Isolde di Brissago

Podnieta i ślad

Wyrosłe z wody

sitowie tarasy i liany

Cierpliwie

w zielonym krysztale

Lago Maggiore

brzękające krzemienie

każdy popchnięty w swój los

Palmy

liście ogromne jak pragnienie

bycia wiecznym

Wyspa

ziemska lub

dziedzictwo z Edenu?

Zegar słoneczny

kręci cieniem

od liczby do liczby

ktoś podejrzany skraca

nasze godziny

Punkt zapalny

Spotykamy się

w punkcie zapalnym

Kwitnie w krysztale

naszej ocalałej

miłości

Znasz oddalenie

do następnej bliskości

matko moje dziecko

Kometa

Wielka kometa

zakrzywionych szabel

obwieściła wojnę

Rozpruła powietrze

przecięła wszystkie nitki pokoju

rozpadł się

wzór melodii

Nasz lęk wleciał

do gniazda

najmroczniejszej gwiazdy

tam lęgną się

czarne myśli

Cicha noc

Ktoś mówi że śpiewam

nie śpiewam powiadam

piękny ten goździk w szkle

oddycha jeszcze

bajka skończona

Śnieg już czarny

pod oknem

Cicha noc wiele głosów

ściana za ścianą

Na tej kartce

cień

jest moją dłonią

ona zapisuje noc

jest cieniem mój partner

nagli muszę się pakować

mój czas odjeżdża

Szczęście III

W poszukiwaniu

czterolistnej koniczyny

twoje oczy wędrują

po łące

W miastach

kwitnie kamień

Także w Ameryce

istnieją zielone wyspy

W twoje oczy wpadają

wodospady Niagara

Gdzie powietrze gdzie

rośnie ten listek

szczęście

Wydalony księżyc

Nigdy przedtem

księżyc nie

psuł się szybciej

Rozpuszcza się

jak cukier w herbacie

Zaufał nam

beztrosko nakreślił koło

wokół ślepego światła:

dziecko

Wydalony

z naszego snu

bez ojczyzny

krąży pod

bezbożnym niebem

poplamiony

naszym snem

Lato

Zielone

niezliczone skrzydła

topoli

pieszczone wiatrem

Słońce

otwiera drzwi

Przychodzą

kolorowe duchy

w sieci z powietrza

Nie narodzona siostra

śle miłosne pozdrowienie i znak

Kto śpiewa

Zaklęty ptak

na wierzbie

Przeznaczenie

Cztery razy

puka do twoich drzwi

jak Piąta Beethovena

grozi twemu oddechowi

o każdej porze roku

Ułóż różę

ze słów

jej krótkotrwałe przeznaczenie

Saniami ze śniegu

wyjedź

ku twojej rozstrzygniętej

przyszłości

Przesuwaj śnieżnego człowieczka

od domu do domu

uśmieje się

nad przeznaczeniem

niepojętego świata

Kredowe koło

Wystąp z kredowego koła

z powrotem daj

matce to dziecko

Czas

rwie się w sobie

aż do wiosny

pozwala rosnąć

miłości

Latem obok

przelatują żwawo

kwietne anioły

Weź z jesiennej dłoni

jabłko

nie jest zabronione

zanim nie pożre go

zima

r

Architekci

Dom z fantazji

dach myśli

Nie

wyrazy z piany sylab

Wiosna która stara się

o ciebie barwami

aorta lata

w twoim uchu

dla ciebie kwitnie jesień

wynalazco zimy tak biała

jest bowiem siła twojej wyobraźni

Tak oni są jeszcze

założycielami mieszkań

niematerialnych

za betonem i szkłem

wznoszą przestrzeń

dla nas wszystkich

Wyklarowane

Jak szybko

wszystko się zapomina

Ptasie łajno

spada na ślad nogi

Pozwól nie woda skoczy

z wszystkich rynien

aż do gwiazd

tak podobne do siebie

stoją w kałużach

w górze i w dole

Potem

wyklarowane światło

trawi drozd

człowiek

Delikatnymi nożami

Oddech przy oddechu

światłem i prochem

przychodzimy do młodych

kwiatów stare pokolenie

jakie młode jakie stare

jest ulotne serce lwiej paszczy

Prochem jest zawsze to

co pozostaje wśród błękitu

ten powszechny dzwon

Noże i gwiazdy połknięte

z naszej dłoni

ognisty pysk pożarł strach

Oddech przy oddechu

światłem nicością

przychodzimy do młodych kwiatów

stare pokolenie

lunatycy

pewnego kroku

przychodzimy nocami

z delikatnymi nożami miłości

wycinamy księżyc

z prochu

Cmentarz

Tutaj

nie pada jabłko

Ziemia dzieli się

na regularne prostokąty

dobrze żyje z robakami

Drzewa nie opłakują

swoich ukorzenionych palców

pozdrawiają śpiące czaszki

Coraz głębiej

opuszczają się szkielety

w pamięć ziemi

pod czerwonymi kwiatami

i niezapominajkami

Od ust do ust

Od ust do ust

chleb codzienny

drogo nas kosztuje

Młyny z wiatru

utraciły spód

na drabinach chmur

okna wznoszą się ku nicości

Daj czego nie masz

miłość sąsiadowi

na skrawku kory

pożywi się bieda

Co tracimy

zaoszczędzamy

cień za cieniem

w zagrzebanym dzbanie

rdzewieją

przedawnione monety

Słowa ryb modlą się

od ust do ust

Amen błogosławi

Czasowość

Światło

Światło

nie ma tajemnic

Podróżuje

z otwartymi walizkami

Celnicy

mają lżej

przy sprawdzaniu

wystawia się im

ze śmiechem

pozwala grzebać

w krajobrazach

umieszczonych

w bagażu

Kiedy idzie spać

wartę trzyma Moor

nad jego odwróconą twarzą

Nadzieja V

Co czynić kiedy noc

rzuca ci się w ramiona

w jej ramiona bowiem

rzuca się burza

Próżnia

daleka jak świat

Powszechne oko wszystkich gwiazd

zamknięte

wiatr w napięciu trzyma

noc

Wstrzymaj oddech

aż noc

nie położy cię w ramiona

świtowi

I lipowe drzewa

Tak wiele nie zamieszkałych domów

tak dużo popękanych murów

taka obfitość ludzi bez domu

Iskrzące się żyrandole

w pustych salach

rozbity śmiech

wapiennych aniołów

Tak wiele słów

spętanych

rozpętanych

W powietrznej trumnie

twoje stracone lata

Nagle

słowo embriona

raj chwili

w gęstej przestrzeni

zabroniona

dozwolona

żądza

I lipowe drzewa pachną

jak dawniej i teraz

Wiesz

Wiesz

ziemia jest czarna

Słyszysz

zgiełk wojen

widzisz we wszystkich krańcach

zniszczone miejsca

tam płacze twoje serce

Wiesz

ziemia jest

zielona i pstra

Twoje oczy lustro

chwytają

kwitnącą ziemię

raduje się twoje serce

Czyż nie

kochasz

naszej złej wspaniałej

ziemi

Tabletka nasenna

Weź jedną tabletkę na sen

i czekaj

Jeśli sen nie przyjdzie

weź drugą

Musi ci się udać

obudzić się we śnie

zobaczyć anioła Michała

lub szczęśliwą parę zakochanych

albo mężczyznę na księżycu

Musisz przeczekać

kilka wieczornych godzin

we śnie

w wierszu

przeklinając życie

lub wysławiając je

wedle zasług

Przełożył Andrzej Pańta

© by Fischer Taschenbuch Verlag

© for the Polish Translation by Andrzej Pańta

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.