W Polsce jest się albo pro-life, albo pro-choice. Są ladacznice, albo męczennice. Są też społeczni pełnomocnicy chętnie zarządzający cudzą macicą, którzy temat ciąży i porodu znają tylko z komedii romantycznych. Co się stało z częścią sceny politycznej, która kobiety traktuje jak rozpłodowe niewolnice w imię niehumanitarnej interpretacji katolickich kanonów? Spór o aborcję od dawna do czerwoności rozgrzewa polską politykę. Stał się doskonałym pretekstem do zbijania kapitału i politycznego przedstawienia. Kogo aborcja uwiera? Ludzi o konserwatywnych poglądach, którzy wyznając chrześcijańskie wartości rzucają mięsem w „egoistki pozbawione moralności”?
Post wraz z komentarzami szybko zniknął, a skruszony samorządowiec – pełniący funkcję Przewodniczącego Komisji Kultury Rady Miejskiej wystosował oświadczenie – Chciałem przeprosić panią Angelinę i wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte moim zbyt ostrym wpisem w facebookowej dyskusji na temat aborcji. Choć nadal stoję na stanowisku, że życie dziecka w łonie matki jest najwyższą wartością i należy je bezwzględnie chronić, nie tłumaczy to mojej emocjonalnej wypowiedzi. Publiczna debata o prawach kobiet i prawie do życia istoty ludzkiej, jaką jest poczęte dziecko, powinna toczyć się na poziomie odpowiadającym wadze tego zagadnienia – napisał Szymański.
A może aborcja wcale nikogo nie obchodzi, stała się natomiast gorącym tematem na którym można zaistnieć. Nieważne czy to dobry, czy zły pijar. Tam gdzie walczy mentalność prawicy z lewicą zawsze upadają obyczaje i pojawia się prymitywne zamierzone faux pas.