Paweł Adamowicz ogłaszając swoje wejście do gry w Gdańsku stworzył nową rzeczywistość. Wyszedł z założenia, jeżeli wygra wybory to po 5 latach jego problemy z oświadczeniami majątkowymi i mieszkaniami będą jakimś mglistym wspomnieniem, a wynik wyborczy i wygrana dadzą mu legitymizację do dalszego funkcjonowania w życiu publicznym. Wyborcy dając mu mandat zmażą jego domniemane(wciąż nie udowodnione) winy. W dobie kiedy na podobną legitymizację swoich działań powołuje się ciągle PiS jest to kalkulacja logiczna. Wygrana wyborcza daje mu również alibi na wypadek gdyby sprawa sądowa nie poszła po jego myśli. Urzędujący prezydent wizerunkowo może zostać po prostu polityczną ofiarą Prawa i Sprawiedliwości. Ten manewr spowodował również, że Platforma została postawiona pod ścianą i jeżeli nie chce utracić władzy w Gdańsku lub doprowadzić do wycięcia przez Adamowicza swoich działaczy z ratusza musi zaakceptować te reguły gry, bowiem kołderka posad w Platformie gwałtownie się kurczy.
Podobną drogę przed Hanną Gronkiewicz-Waltz rysują ludzie z jej otoczenia mówiąc jej, że ... albo zostanie zapamiętana jako polityk co to pisowcom się nie kłaniał, albo odejdzie w niesławie na zawsze stając się symbolem dzikiej reprywatyzacji. Tłumaczą jej, że obecnie tylko szaniec w postaci prezydentury stanowi zaporę przed całkowitym jej wizerunkowym pogrążeniem. Hanna Gronkiewicz-Waltz jeszcze się opiera, będąc w fazie przerażenia i łudziła się do tej pory, że jak ogłosi, że nie będzie kandydować to zagończycy PiS-u dadzą jej spokój. Otoczenie właśnie ją uświadamia, że dopiero jak będzie bezbronnym zwykłym obywatelem, to dopiero wtedy stanie się przykładem zgnilizny Platformy przed wyborami parlamentarnymi.
Hanna Gronkiewicz-Waltz jest zmęczona, przestraszona i póki co oporna do tego pomysłu, choć jak patrzy na marność kandydatur Trzaskowski-Rabiej i słabość ich oferty to zdaje sobie sprawę, że źle to wróży utrzymaniu Warszawy przez PO. Otoczenie pani Prezydent jak zobaczyło kim jest kandydat i jego przyboczny, mówi: „Wiesz co, ta reprywatyzacja to jest pikuś, Ty przynajmniej masz jaja. Pieniądze oddałaś, a gdzie Ty je zarobisz z powrotem?” HGW w kuluarowych rozmowach nie odżegnała się od tego pomysłu na dzień dobry.
Zwolenników tego pomysłu jest zresztą coraz więcej.
Byli samorządowcy i ludzie, którzy mają etaty dzięki koneksjom partyjnym w samorządzie warszawskim jak patrzą na kampanię i impet nowego warszawsko-krakowskiego kandydata to im się słabo robi, a perspektywa za kilka miesięcy stania w pośredniaku budzi przerażenie.
Szczególnie przerażeni są ludzie z desantu kancelaryjnego Prezydenta Komorowskiego jaki miał miejsce na Warszawę po jego klęsce wyborczej. Oni już tę traumę raz przeżywali. Część z nich pamięta jak duża część SLD upadając jeździła do roboty, do Częstochowy do jedynego większego miasta jakie im zostało, a i to starczyło miejsca dla nielicznych. To szczególnie oni nie chcą powtórki z rozrywki, bo jak Platforma straci Warszawę, to gdzie oni znajdą posadę? Kolejny desant … tylko gdzie? Na Pustynię Błędowską?
Dla Platformy i Schetyny te gry samorządowe to również gigantyczny kłopot. Bunt Adamowicza pokazuje, że nie panuje nad partią. Z drugiej strony szeregowi członkowie Platformy potrzebują posad jakie są w samorządach, walcząc z obecnymi prezydentami PO traci wpływy w dużych miastach i traci resztki merkantylnej atrakcyjności. Ale nawet w szefostwie Platformy zdają już sobie sprawę, że to nie wygląda dobrze. Ledwie dwa tygodnie temu podobno na włosku wisiała kwestia wycofania kandydatury Trzaskowskiego, póki co zdecydowano się na przewietrzenie sztabu wyborczego, ale sprawa odwołania tego przedskoczka pewnie wróci.
Za kilka miesięcy może się okazać, że jedynym co mają jest decyzja HGW: „Dobra pokażę Wam jak zwyciężać mamy”.