Nie jest to co prawda obecny Ks. Prymas Wojciech Polak, lecz jego poprzednik sprzed ponad 200 lat Ignacy Krasicki – ale co biskup, to biskup. A wszystko za sprawą satyrycznej i antyklerykalnej „Monachomachii”, którą w wersji nieco rozszerzonej i uwspółcześnionej jako „Neomonachomachia” wystawił na krakowskim rynku w październiku ubiegłego roku teatr KTO (szerzej pisze o tym „GW” z 3.3.2016). Radni PiS-u uznali, iż „w mieście Jana Pawła II wystawiono widowisko, w którym pohańbiono to, co dla nas najdroższe – Boga, honor i ojczyznę” i złożyli zawiadomienie do prokuratury. No i teraz prokuratura przesłuchuje artystów. Na szczęście – jeszcze – ich nie oskarża.
Radni PiS-u zadziałali tu post fatum. Tak więc strat moralnych, jakie odniosło 1500 widzów (nie mówiąc o wielu pokoleniach czytelników) odrobić się nie da.
Trzeba zatem działać prewencyjnie. Nie dopuszczać, by tego rodzaju dzieła powstawały, a te niewłaściwe, które już są, należy usuwać z bibliotek. Skoro Ministerstwo Edukacji Narodowej pod rządami minister Anny Zalewskiej chce mieć „pełną władzę nad rządem dusz w szkołach” (jak zaznacza w innym miejscu ta sama „GW”) to na pewno zadba, by księgozbiory w szkolnych bibliotekach nie budziły zastrzeżeń i nie mąciły młodym w głowach. Czas wreszcie stworzyć Indeks Książek Niewłaściwych.
Romantycy nie byli lepsi od oświeceniowego biskupa Krasickiego. Na pierwszy ogień pójść powinny zatem niektóre utwory Słowackiego. Zwłaszcza jego „Kordian” z jakże fałszywą historycznie i obrażającą nasze uczucia religijne sceną, w której papież Grzegorz XVI, nawiązując do powstania listopadowego, nakazuje Polakom, „by się modlili i czcili cara” oraz grozi, że „na pobitych Polaków pierwszy klątwę rzuci”. Wyrzucić też by trzeba „Nie-Boską komedię” Krasińskiego, w której Kościół (tak jak arystokracja) zaliczony jest do skompromitowanej przeszłości i skazany na unicestwienie.
Jak pani minister i moralni lustratorzy z PiS-u uporają się z romantykami, to już bez żadnych wahań odetną młodym dostęp do Gombrowicza („Pornografia” – któż to widział tak zatytułować powieść!), Kazimierza Przerwę-Tetmajera (te erotyki do dzisiaj gorszą) i Tuwima (to rozumie się samo przez się).
A jeśli w jakieś jednej wybranej bibliotece miałby się ostać jeden jedyny egzemplarz „Malowanego ptaka”, to jedynie wtedy, gdy – tak jak „Ida” w telewizyjnej dwójce – poprzedzony będzie wstępem autorstwa właściwych historyków, ukazującym prawdziwą, nieskalaną piórem Jerzego Kosińskiego, wersję historii.
Panie Piskorski - pan i Wałęsa macie jedna wspólna cechę: szczęście w grach losowych. Wałęsa wygrywał w toto-lotka, a pan - w ruletkę.
W związku z powyższym i pan i on powinniście przestać zabierać głos publicznie.