„Oddział chorych na raka”, to obowiązkowa lektura dla ministrów rządu Donalda Tuska jak i samego premiera. Dzieło Aleksandra Sołżenicyna jest przejmującą opowieścią jak biurokratyczna, bezduszna i obojętna potrafi być instytucja powołana do ratowania życia. Oleg Kostogłotow, a także inni bohaterowie książki szybko przekonują się o własnej bezsilności w starciu z rakiem, ale przede wszystkim z chorobą toczącą radziecką służbę zdrowia.
Powieść Sołżenicyna wykracza poza przestrzeń szpitala w Taszkiencie, w którym dzieje się jej akcja. Jest powieścią alegoryczną o Związku Radzieckim lat 50-tych. Dlatego tak niepokojąco jawią się jej realia w odniesieniu do polskiej rzeczywistości symbolizowanej przez minister Ewę Kopacz i szefa NFZ Jacka Paszkiewicza.
Kiedy Kostogłotow pociesza towarzyszy niedoli, że rak czasem sam się cofa – bez interwencji medycyny – to nie sugeruje, że może to być stały sposób leczenia. Kiedy prezes NFZ wydaje zarządzenie ograniczające chemioterapię niestandardową tylko do pacjentów poniżej 18-roku życia, to brak terapii dla chorych ponad osiemnastoletnich uznaje za metodę leczenia.
Sołżenicynowi na coś takiego wyobraźni nie wystarczyło.