Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Rosja, Syria, USA - próba podsumowania.

Zachodni politycy i stratedzy twierdzą, że będzie potrzeba kilku dziesięcioleci, by pokonać ISIS i zaprowadzić porządek na Bliskim Wschodzie

Zapytał ktoś ostatnio o to, co się dzieje w Syrii, a szczególnie co robią tam Rosjanie. Postanowiłem więc zebrać co wiem na ten temat i napisać. Może komuś się to przyda. Mnie się przydaje jako sposób na uporządkowanie tego co wiem.

Rosja ma problem z wyjściem na morza południowe, co faktycznie uniemożliwia jej skuteczną kontrolę głównych dróg handlowych świata. Zauważył to i opisał już w latach 70/80 Zbigniew Brzeziński, wyjaśniając to w swojej książce "Plan Gry", stwierdzając, że jednym z głównych celów polityki międzynarodowej USA musi być niedopuszczenie do przebicia się Związku Radzieckiego na południe, do Oceanu Indyjskiego. Problem dostępu Rosji do mórz południowych nie jest oczywiście nowy - już w XVIII wieku caryca Katarzyna zidentyfikowała go doprowadzając do przejęcia Krymu, nie przypadkiem również Rosja była bardzo aktywna w wypychaniu Turków z Bałkanów i w tworzeniu tam nowych, przyjaznych sobie państw.

Baza rosyjskiej marynarki wojennej w Sewastopolu jest, od początku jej powstania w momencie przyłączenia Krymu do Rosji w 1783 roku, kluczowym elementem rosyjskiej strategii mającej pozwolić na kontrolę Morza Czarnego i "wyjście" Rosji na południe, poprzez Morze Śródziemne. Dlatego gdy tylko w 2014 roku pojawiło się zagrożenie dla kontroli tego miasta przez Rosję - a kijowski rząd po wydarzeniach na Majdanie wprost zapowiedział odebranie Rosji kontroli Sewastopola - Moskwa zdecydowała się na aneksję Krymu, by zabezpieczyć sobie kontrolę Morza Czarnego. Jednak sam Sewastopol nie jest wystarczający dla Rosji i potrzebne są jej punkty zaczepienia na Morzu Śródziemnym.
Takim punktem stał się port w Tartusie, w Syrii, gdzie Rosja zbudowała swoją bazę zaopatrzeniową. Drugim takim miejscem na wybrzeżach Afryki miał być w 2013 roku port w Benghazi w Libii, co jednak zostało udaremnione przez NATOwską interwencję, która doprowadziła do upadku rządów pułkownika Kadhafiego w 2011 roku.

Obserwatorzy i komentatorzy rosyjskiej polityki uważają dopuszczenie przez Rosję do upadku Kadafiego za największy błąd polityki zagranicznej Rosji i osobiście prezydenta Miedwiediewa. Upadek Libii był bezpośrednią przyczyną gwałtownego rozwoju dżihadyzmu na Bliskim Wschodzie i od niego rozpoczął się atak na Syrię.

Port w Tartusie jest więc obecnie jedynym punktem zaczepienia rosyjskiej marynarki wojennej na Morzu Śródziemnym. Po to, by mógł nadal funkcjonować konieczny jest przyjazny dla Moskwy rząd w Syrii. Obecny rząd Baszara Assada zapewnia Rosji dostęp do tego portu. Przy okazji Damaszek gwarantuje i inne, ważne strategicznie interesy Moskwy w tym rejonie, wśród których najważniejszym wydaje się możliwość zablokowania budowy gazociągu, który mógłby stać się konkurencją dla rosyjskich dostaw gazu dla państw europejskich. Jest także wyłomem w strategicznym dla Zachodu pasie państw na południe od Rosji mających pozostawać pod kontrolą USA, tak aby blokować Moskwie dostęp do mórz południowych.

Gdy w 2011 roku rozpoczęły się w Syrii problemy Rosjanie zaczęli bardzo stanowczo reagować na gruncie dyplomatycznym blokując w ONZ wszelkie rezolucje osłabiające Assada. W momencie powstania - nieuzasadnionych jak się później okazało, ale porażających propagandowo - zarzutów użycia przez Damaszek broni chemicznej, Moskwa dość sprytnym zabiegiem dyplomatycznym rozbroiła tę bombę propagandową skłaniając Assada do zgody na pozbycie się całości zapasów broni chemicznej. Równolegle Rosja dbała o to, by armii syryjskiej nie brakowało niczego i wspierała na bieżąco masowymi dostawami broni i instruktorów reorganizację syryjskiej armii realizowaną przez powiązany z Iranem Hezbollah. Cały czas jednak Moskwa robiła to bez otwartego angażowania się w konflikt.

Jednak gdy Turcja, Arabia Saudyjska i Jordania z deklarowanym wsparciem USA i obecnych tam Francuzów i Brytyjczyków zaczęły mówić o wprowadzeniu strefy "no fly", czyli faktycznie zakazującej lotów syryjskiemu lotnictwu (bo ani Państwo Islamskie, ani inne zbrojne grupy w terenie nie mają lotnictwa), Rosja pamiętając, że od takiej samej sytuacji rozpoczął się upadek Kadafiego, zareagowała szybko i pojawiła się na miejscu ze swoim lotnictwem.

Póki co działania wykonywane są tylko z powietrza - Moskwa nie używa wojsk lądowych do bezpośredniej walki, choć z całą pewnością silnie wspiera armię syryjską swoimi, jak to się ładnie mówi, "doradcami" (warto przypomnieć, że w Wietnamie też przez bardzo długi okres konfliktu byli tylko amerykańscy "doradcy"). Wiadomo też, i zasadniczo nie jest to przez Moskwę ukrywane, że niektóre bazy wojskowe armii syryjskiej zostały zajęte przez rosyjskie oddziały piechoty morskiej.

Sytuacja Rosji w Syrii nie jest podobna do sytuacji innych państw trzecich obecnych tam militarnie. Rosja nie może sobie w żadnym przypadku pozwolić na przegraną, podczas gdy dla USA i sojuszników uratowanie Assada i zablokowanie działań Państwa Islamskiego i reszty sił przeciwnych rządowi w Damaszku byłoby jedynie doraźnym, taktycznym utrudnieniem w prowadzonej tam polityce. Zapewne dlatego właśnie mamy wrażenie, że Rosjanie przejmują tam faktycznie inicjatywę. Muszą, bo mają świadomość tego, że jeśli Syria upadnie, to kolejnym etapem będzie umocnienie się Państwa Islamskiego i przeniesienie konfliktu na Kaukaz, czyli do samej Rosji, gdzie wciąż działające grupy islamistów już otwarcie ogłosiły swoją podległość kalifowi ISIS.

Obecność rosyjskiej armii w Syrii całkowicie zablokowała możliwość zrealizowania przez USA planu, który został skutecznie zrealizowany w Libii (uzbrojenie i wyposażenie grup rebeliantów, stworzenie strefy wykluczenia dla lotnictwa libijskiego, wsparcie z powietrza rebeliantów). Nie ma też możliwości otwartego zaatakowania Damaszku przez Turcję, Arabię Saudyjską czy Jordanię bez rozpętania konfliktu z Rosją. Zablokowało to możliwość działania w tym terenie również Izraelowi, który dotychczas mógł się czuć nieomalże jak "gospodarz", a teraz dostał jednoznaczne ostrzeżenie, że ma się nie wychylać.

Czy Rosja pokona ISIS i rebelię?

Jest to raczej wątpliwe w krótkiej perspektywie. Z całą pewnością będzie w stanie zabezpieczyć wybrzeże, Damaszek, może wesprzeć siły syryjskie walczące w okolicach Aleppo, jednak nie da rady bez wsparcia na ziemi całkowicie oczyścić terenu. Wsparcie na ziemi oznaczałoby konieczność stworzenia wielkiego korpusu ekspedycyjnego, co wiązałoby się z całą pewnością z niewyobrażalnymi problemami zarówno logistycznymi jak i politycznymi, gdyż musiałoby się wiązać z całkowitą bezczynnością państw NATO w tym Turcji, która jest jednoznacznie wroga obecności Rosjan na tych terenach. Innym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie Iranu, który jednoznacznie wspiera Assada jako wroga Arabii Saudyjskiej. Iran jest jednak obecnie związany wojną, którą Arabia Saudyjska prowadzi z Jemenem na południu i nie może sobie pozwolić na znaczne zaangażowanie w Syrii (choć oddziały irańskie już są tam obecne).

Zachodni politycy i stratedzy twierdzą, że będzie potrzeba kilku dziesięcioleci, by pokonać ISIS i zaprowadzić porządek na Bliskim Wschodzie, po, jak to sami określają "błędach", które tam popełniły Stany Zjednoczone z sojusznikami. Rosjanie liczą na to, że w ciągu dwóch-trzech lat da się przywrócić Państwu Islamskiemu formę "guerilli" czyli działających sieci grup zbrojnych, w odróżnieniu od dzisiejszej, faktycznie już okrzepłej struktury państwowej z armią (posiadającą brygady zmechanizowane, oddziały specjalne, wywiad, a nawet helikoptery!), administracją i z podatkami. Podobną sytuację mieliśmy w Afganistanie, gdzie z grupek (również stworzonych i wyposażonych przez USA) talibów uformowało się państwo, które następnie w wyniku interwencji NATO zostało sprowadzone znów do sieci grup bojowników, a teraz znów, z powrotem się odradza. Wydaje się to niestety dość prawdopodobnym kierunkiem, w którym sprawy będą się rozwijały. Raz wypuszczonego z czarodziejskiej lampy złośliwego dżina nie jest łatwo ponownie w niej zamknąć.

Syria może być miejscem, w którym wybuchnie kolejny, globalny konflikt. Świadczy o tym zaangażowanie również Chin, które zdecydowały się na wysłanie tam swoich dwóch lotniskowców (jeden jeszcze w trakcie konstrukcji), aby wesprzeć rząd w Damaszku i Rosję. Jednak nawet jeśli sytuacja w Syrii nie doprowadzi do globalnego konfliktu, to jakiekolwiek znaczące sukcesy Rosji mogą spowodować amerykańską reakcję w jakimś innym, ważnym dla Moskwy miejscu na świecie. Warto pamiętać, że zablokowanie działań Amerykanów w Syrii przez Rosjan w 2012 roku, które odebrane zostało jako osobiste upokorzenie prezydenta Obamy, przełożyło się praktycznie natychmiast na uderzenie Amerykanów w miękkie podbrzusze Rosji na Ukrainie. Historia niestety czasami miewa czkawkę.

Póki co pozostaje nam patrzeć na to, co się tam dzieje i liczyć na to, że jak najszybciej zapanuje tam względny spokój, co mogłoby się przyczynić choć trochę do zahamowania prącej do Europy fali imigrantów.

Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #syria #Rosja #ISIS #usa #wojna
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.