Nie wydaje się, by Ukraińcy w JAKIKOLWIEK sposób skorzystali z rewolucji na Majdanie.
Nie
lubię iść ze stadem tak jak większość ludzi. Interesowanie się
wyłącznie bieżączką wolę pozostawić innym. Oczywiście sam co raz wpadam w
pułapkę komentowania tego, co mi media pod nos podtykają, oburzam się
na imigrantów, zastanawiam się co z Syrią, wyśmiewam się z Chytrego
Bronka z Warszawy i z księży-pederastów. To nieuniknione. Jednak uważam,
że trzeba zawsze pamiętać, że poza tym, co przedstawia się nam jako
“najważniejsze” istnieje prawdziwy świat, dla którego hierarchia
ważności jest z całą pewnością zupełnie inna.
Dziś
przyszło mi do głowy, że zupełnie zapomnieliśmy o Ukrainie. Tak jakby
nagle wszystko wróciło do porządku, jakby nic się już nie działo. A
przecież nasz wschodni sąsiad wciąż jest na swoim miejscu.
Nie
mam specjalnych źródeł informacji na temat tego, co tam się dzieje, ale
gdy trochę poszperać w sieci, to można się dowiedzieć tego, czy owego.
Chciałbym jednak bardziej ogólnie na ten temat.
Gdy
popatrzeć na sytuację na świecie w ciągu ostatnich kilkunastu lat,
widzimy dość wyraźnie zabiegi USA mające na celu utrzymanie dominującej
pozycji i kontroli najważniejszych punktów globu. Państwa uważane w
Waszyngtonie za przeciwników strategicznych zostały otoczone bazami
wojskowymi, dostęp do źródeł energii został zabezpieczony, albo
przynajmniej zlikwidowane zostały najważniejsze, związane z tym
zagrożenia.
Stała
wszechobecność Amerykanów na świecie paradoksalnie może być
interpretowana jako przejaw słabości hegemona. Pomimo monstrualnych
nakładów finansowych przeznaczanych na zbrojenia - budżet wojskowy USA
jest wyższy od sumy wszystkich innych budżetów wojskowych świata - USA
nie wygrywa wojen. Faktycznie pokonuje zazwyczaj wrogie oddziały
niszcząc sprzęt i zabijając - już w tej chwili MILIONAMI - ludzi, jednak
faktycznie od czasów Wietnamu, nie licząc desantu na Grenadzie, Stany
Zjednoczone nie wygrały definitywnie żadnej wojny. Pokonanie armii
przedstawiane jest jako zwycięstwo, ale gdy się przyjrzeć lepiej to dość
wyraźnie widać, że zwycięstwo odtrąbione w Waszyngtonie jakoś nie idzie
w parze z uznaniem klęski po drugiej stronie.
USA
prowadzi politykę zabezpieczania swej hegemonii zarówno siłami
zbrojnymi jak i za pomocą metod nieco mniej krwawych i kosztownych. Za
pomocą narzędzi manipulacji medialnej, opierając się na organizacjach
pozarządowych, destabilizuje rządy doprowadzając do ich upadku i
zastąpienia odpowiednimi, wskazanymi przez siebie ludźmi.
Problem
w tym, że zarówno działania wojskowe, jak i destabilizacje państw za
pomocą “kolorowych rewolucji” w wykonaniu USA prowadzą zazwyczaj do
powstawania chaosu, kolejnego punktu zapalnego na świecie, a nie do
jakichś zdecydowanych, korzystnych dla wszystkich zmian. Są tacy, którzy
uważają, że sianie chaosu jest celem samym w sobie w polityce USA; ja
nie potrafię się ustosunkować do tej opinii.
Ukraina
jest jedną z ofiar polityki Stanów Zjednoczonych. W wyniku kolejnej,
odpowiednio przygotowanej rewolucji, rządy w Kijowie zostały przejęte
przez USA. Po "pomarańczowej rewolucji", po której nie udało się przejąć
państwa, by wyrwać je spod kontroli Rosji i osłabić ją w ten sposób,
konieczna była kolejna rewolucja, tym razem bardziej krwawa. W jej
efekcie państwo stało się faktycznie amerykańskim protektoratem, w
którym ministrów nie dość, że wskazywano w Waszyngtonie, to nawet
mianowano na ich stanowiska obcokrajowców gwarantujących pełną uległość.
Włącznie z pracownicą Departamentu Stanu USA, która przejęła ukraińskie
finanse. Było to konieczne, bo Waszyngton zorientował się, że kolorowe
rewolucje mają pewną zasadniczą wadę - ich wynik jest zazwyczaj
anulowany przy pierwszych demokratycznych wyborach. Okazuje się, że
wcale nie zawsze łatwo jest oszukać wyborców.
Wygląda
jednak na to, że tym razem też Amerykanom się nie za bardzo udało
osiągnąć cele strategiczne, które opisał dość dokładnie Zbigniew
Brzeziński w swej książce “Wielka Szachownica”. Przypomnijmy cele, które
kierowały USA gdy organizowały Majdan (proszę tylko nie przypisywać mi
idei, których nie wyraziłem - tak, wiem że na Majdanie zebrali się
ludzie, którzy mieli dość rządów oligarchów i wierzyli, że gdy wejdą do
Unii Europejskiej, to będzie im się lepiej żyło.)
- Izolacja Rosji na arenie międzynarodowej - nie udało się.
Wręcz odwrotnie - spowodowało to zacieśnienie współpracy Rosji z
Chinami i innymi państwami nie chcącymi poddać się dominacji USA.
- Wciągnięcie Rosji w konflikt zbrojny - nie udało się.
Natomiast pozwoliło Rosji na przejęcie strategicznego dla niej Krymu i
przejęcie faktycznej kontroli nad najważniejszą gospodarczo częścią
Ukrainy
- Rozbicie ekonomiczne Rosji - nie udało się. Wręcz odwrotnie - spowodowało próbę przekierowania gospodarki do modelu bardziej autarkicznego.
- Zmienić ekipę rządzącą w Rosji - nie udało się. Putin osiąga szczyty popularności, a rachityczna opozycja przestała być w ogóle widoczna.
Dodatkowo
Rosja skorzystała faktycznie na konflikcie na Ukrainie przejmując ok.
miliona do półtora miliona uchodźców z zachodniej Ukrainy ogarniętej
konfliktem zbrojnym. Uchodźców, którzy językowo i kulturowo są
faktycznie Rosjanami i którzy nie mają już w zasadzie do czego wracać. A
w Rosji wciąż brakuje ludzi. Uchodźcy są już skądinąd osiedlani w wielu
wyludnionych regionach.
Oczywiście
każdy widzi, że dla Ukrainy sprawy potoczyły się katastrofalnie.
Miejsce jednego oligarchy - Janukowycza zajął drugi - Poroszenko, który
skądinąd wcale nie tak dawno razem z Janukowyczem zakładał Partię
Regionów. Sytuacja państwa jest we wszystkich wymiarach gorsza od tej,
która była przed rewolucją i nie ma w ogóle żadnych perspektyw poprawy.
Wojna na wschodzie MUSI trwać. Kijów nie ma szans jej wygrać, bo
separatyści są już doskonale wyszkoleni i uzbrojeni, a także zmotywowani
do walki, no i mają silne poparcie miejscowej ludności. Wojska armii
ukraińskiej są zdemoralizowane, niechętne do walki, źle uzbrojone.
Jednak wojny nie można przerwać, bo spowodowałoby to rewolucję w Kijowie
i obalenie władz przez uzbrojone i wyszkolone oddziały pod kontrolą
Swobody i Prawego Sektora. Zachód nie ma zamiaru realnie wspierać rządu w
Kijowie, poza zwiększaniem zadłużenia, więc jeśli nie dojdzie do
jakiegoś większego konfliktu w regionie, czy na świecie, to za naszą
wschodnią granicą będzie się zapewne gotowało bez końca i bez żadnej
wizji zakończenia.
Wizji
zakończenia konfliktu nie ma również dlatego, że zerwane zostały (i tak
liche) więzy ekonomiczne i społeczne między wschodem i zachodem
państwa. Na wschodzie Ukrainy, w sytuacji relatywnego uspokojenia na
froncie, gospodarka znów zaczyna działać zacieśniając więzy z Rosją, a
rubel powolutku zaczyna wypierać hrywnę. Ludzie traktują rząd w Kijowie
jako wrogi, bo wszyscy widzieli, jak armia ukraińska bombardowała
cywilów i jak traktowała tubylców na terenach, na które wkraczała. Rząd w
Kijowie traktuje wschód Ukrainy jako wroga, przerywając wypłacanie rent
i emerytur (choć, co najciekawsze, wciąż trwa wymiana gospodarcza!).
Warto zauważyć, że w czasie wojny w Czeczenii Moskwa nie zaprzestała
wypłacania rent i emerytur mieszkańcom Czeczenii!
Nie
wydaje się, by Ukraińcy w JAKIKOLWIEK sposób skorzystali z rewolucji na
Majdanie. Nastąpiła katastrofalny upadek gospodarczy, obniżył się i tak
niski poziom życia, oligarchowie wzbogacili się jeszcze bardziej,
zbrojne bandy już zaczynają próbować wprowadzać lokalnie swoje prawa.
Ludzie uciekają tysiącami. A najśmieszniejsze jest to, że jeśli dojdzie
do jakiegoś porozumienia Rosji z Zachodem, na przykład w związku z
sytuacją na Bliskim Wschodzie - a może do takiego porozumienia dojść -
to Ukraina zapewne znów znajdzie się w strefie wpływów Rosji tak, jak
to było do 2014 roku. Tyle, że zapewne tym razem nie jako państwo
niezaangażowane, tylko jako sojusznik Moskwy, ze wszystkimi tego
konsekwencjami.
A
w Waszyngtonie niedługo znów się zmieni prezydent, i znów pojawią się
kolejne pomysły na przemieszczanie pionów na światowej szachownicy. I
raczej niestety nic dobrego z tego nigdy nie wynika.
Troche za dużo prokremlowskiej propagandy...duzo by jej tu wyliczać