http://fr.reuters.com/article/topNews/idFRKCN0RW0H820151002
Państwa
zjednoczone w koalicji przeciwko ISIS apelują do Rosji, żeby nie
atakowała rebeliantów syryjskich, tylko ISIS. Warto jednak pamiętać, że
Rosja jest w Syrii teoretycznie na prośbę władz syryjskich, które są
zagrożone zarówno przez rebeliantów jak i przez ISIS, a faktycznie
również przez koalicję pod wodzą USA.
Dość oczywistym jest
więc, że Rosja nie zaprzestanie ataków zarówno na ISIS jak i na
rebeliantów. Warto pamiętać, że rebeliantów (również z Al Kaidy, żeby
nie było wątpliwości!) szkoli, finansuje i zbroi (otwarcie i mniej
otwarcie) koalicja pod wodzą USA, a ci w końcu, w pewnej części, razem
ze sprzętem, całymi oddziałami przyłączają się do ISIS. Gdy dodać do
tego, że na północy Turcja pod pozorem walki z ISIS rozprawia się z
Kurdami, to mamy mniej więcej obraz sytuacji.
Rosja nie ma
żadnego powodu, by ulec żądaniom USA i sojuszników, bo podcięłaby gałąź,
na której siedzi. Mamy więc do czynienia z pierwszym aktem sztuki pod
tytułem - straszymy się na poważnie. A wiadomo, że jak w pierwszym akcie
pojawiają się samoloty wielozadaniowe SU 30, to przed końcem trzeciego
aktu muszą wystrzelić.
Syria wspomagana przez Rosję i Chiny
(bo Chińczycy też już tam są), a także przez Hezbollah i Irańczyków jest
w stanie wygrać konflikt z ISIS jak i rozgromić rebelię. Pytanie jest
tylko takie - czy zdąży, zanim rosyjskie myśliwce nie zetrą się po raz
pierwszy w powietrzu na przykład z Turkami (żeby nie bezpośrednio z
Amerykanami) i nie polegną pierwsze ofiary - bez znaczenia po której
stronie.
Tak może zacząć się wojna globalna.