Organizowany przez PIS "Korpus ochrony wyborów", w ramach którego przeprowadzano szkolenia dla członków komisji i mężów zaufania miał gwarantować, że do nieprawidłowości w czasie przeprowadzanych wyborów nie dojdzie. O skali zaangażowania i moralnego wzmożenia mężów zaufania z PIS niech świadczy informacja z porannych doniesień medialnych z ostatniej niedzieli wyborczej, gdy w jednej ze wsi w woj. dolnośląskim do obwodowej komisji wyborczej zgłosiło się dwóch mężów zaufania oddelegowanych przez Prawo i Sprawiedliwość. O szczegółach szkolenia w ramach Korpusu Ochrony Wyborów niejednokrotnie donosiły media, nieraz wyśmiewając drobiazgowość i zakładaną a priori podejrzliwość wobec innych członków komisji wyborczych. Prawo i Sprawiedliwość niejednokrotnie podkreślało, że korpus spełnia swoją funkcję a w każdych kolejnych wyborach korpus ten liczył coraz większą ilość gwarantów ich uczciwości. Ciekawostką jest, że im bardziej PIS był zadowolony z pracy tego korpusu tym bardziej rosła liczba nieważnych głosów w wyborach. To najwyraźniej umknęło ich uwadze.
Co zatem te tysiące zaangażowanych w sprawę członków komisji i mężów zaufania z ramienia PIS czuje dzisiaj, gdy Mariusz Błaszczak ogłasza, że wybory zostały sfałszowane? Biorąc pod uwagę ewentualne możliwości fałszowania wyników należy wskazać, że największe możliwości takiego działania są właśnie tam gdzie działali przedstawiciele Korpusu Ochrony Wyborów czyli w Obwodowych Komisjach Wyborczych. Tym samym przewodniczący klubu parlamentarnego PIS pomiędzy słowami zarzuca im albo przymykanie oczu na te "oczywiste fałszerstwa" albo co gorsza w nich udział. To swoiste wotum nieufności wobec mężów zaufania. To wotum nieufności o zasięgu ogólnopolskim, gdyż jak wynika z już potwierdzonych wyników wyborów słabe wyniki PIS i dobre PSL nie miało miejsca tylko w pojedynczych obwodach ale na terenie całej Polski.
Ciekawa jest też propozycja Leszka Millera, o zaproszeniu międzynarodowych obserwatorów z UE czy OBWE, którzy w powtórzonych wyborach gwarantowaliby rzetelność ich przeprowadzenia. Leszek Miller chyba nie do końca jest świadom co zaproponował, zwłaszcza w obliczu pozyskania nowego sojusznika w walce o powtórzone wybory akurat w osobie Jarosława Kaczyńskiego. W 2007 r., przed wyborami parlamentarnymi, gdzie jak już wiemy Prawo i Sprawiedliwość straciło władzę, rządzące wówczas PIS na na wieść o misji obserwatorów OBWE wysłało notę, w której odmówiło zgody na ich wpuszczenie na teren naszego kraju. Warto przejrzeć jakie były opinie zwolenników PIS na temat tejże odmowy -> http://bognajanke.salon24.pl/14635,czy-powinnismy-wpuscic-obserwatorow