Kampanie
wyborcze lat 60 i 70 polegały głównie na spełnianiu obietnic. W
tamtym czasie dostęp do telewizji był bardzo ograniczony, więc
politycy zmuszeni byli zakasać rękawy i wziąć się do pracy, aby
ich przyszli wyborcy odczuli na własnej skórze, że faktycznie żyje
się lepiej. Nie puste deklaracje, ale właśnie czyny przesądzały
o wynikach kolejnych wyborów. Właściwie jedynym ze sposobów
dotarcia do wyborców były spotkania z ludźmi. Warto zaznaczyć, że
jeżeli ktoś nie chciał „bawić się” w politykę, to, po
prostu zmuszony był nie wychodzić z domu.
Dziesięć,
piętnaście lat później telewizja i radio wiodły prym w
transmitowaniu programów poszczególnych partii. Politycy starali
się jak mogli, by wykuć na pamięć swój program wyborczy,
obiecanki cacanki i kamieni kupę. Jako, że telewizja stawała się
zjawiskiem coraz bardziej powszechnym, mało kto przełączał kanał,
bo po pierwsze nie było ich za wiele, a po drugie, cóż innego
można było w okresie wyborczym oglądać? Dlatego, jeżeli ktoś z
jakiegoś powodu nie chciał brać udziału w wyborach, to oprócz
nie wychodzenia z domu zmuszony był siedzieć przed zgaszonym
telewizorem i wyłączonym radiem.
Jeszcze cięższe czasy
nastały w latach 90, gdzie wyborcy ze swoimi programami „atakowali”
nas nie tylko na ulicy, w telewizji czy radiu, ale także przez
telefon stacjonarny, w którym co kilka godzin można było usłyszeć:
”Na kogo pan/pani będzie głosował?”. Dla człowieka, któremu
wybory wychodziły bokiem pozostały cztery kąty mieszkania, bez
telewizji, radia, telefonu i najlepiej towarzystwa sąsiadów.
W
kolejnym dziesięcioleciu oprócz wymienionych źródeł wyborczych
informacji, doszedł internet. To w sieci powstały strony forsujące
uśmiechnięte twarze kandydatów na przyszłych zarządzających.
Jakiś czas później okazało się, że to właśnie Twitter stał
się ulubionym miejscem pyskówek i mądrowania polityków. Dla
kogoś, kto unikał telewizji i radia internet mógł stać się
miejscem, gdzie można było się schować. Tak było jeszcze do
niedawna, bo w tym momencie najpopularniejsze portale społecznościowe
zalała fala wyborczej propagandy. W przeciągu ostatnich tygodni do
znajomych na Facebooku zapraszają obecni oraz przyszli posłowie,
senatorowie, kandydaci na starostów i wójtów, którzy w innych
okolicznościach prawdopodobnie nawet by na nas nie spojrzeli. W
chwili obecnej przeciętny kandydat na posła czy senatora posiada
konto na Facebooku. Jego PRZYJACIÓŁMI stają się wszyscy,
którzy potencjalnie mogą oddać na niego głos. To zdecydowanie
najcięższe czasy dla ludzi, którzy nie chcą brać udziału w
wyborach. Jeżeli nawet nie zaakceptujemy zaproszenia od kandydata na
stołek, to i tak zrobią to nasi znajomi, tym samym zalewając
„tablice” niechcianymi twarzami.
Uczestnictwo w wyborach jest
rzeczą ważną i uważam, że Polacy powinni głosować na
reprezentanta swych interesów. Ale, kiedy obserwuję niepokojący
postęp naruszania prywatności, zaczynam rozumieć tych, którzy
bojkotują wybory. Aż strach pomyśleć co będzie kolejnym etapem
zdobywania naszych głosów, skoro naruszanie prywatności i
wścibskość znalazły się na granicy akceptowalności. Być może
kandydaci nie musieliby wchodzić do naszych komputerów, mieszkań
czy skrzynek pocztowych, gdyby za ich słowami przemawiały spełnione
obietnice. Wówczas, to wyborca zabiegałby o rzetelnego kandydata i
nie musiałby się martwić, że po otwarciu lodówki zastanie go
pytająca gęba, wyszczerzona w radosnym uśmiechu: „Czy zechciałby
oddać pan na mnie swój głos?„
rys:"Chip.pl"
"Uczestnictwo w wyborach jest rzeczą ważną i uważam, że Polacy powinni głosować na reprezentanta swych interesów"
A ja uważam, że powinno się wieszać za jaja, ludzi którzy tak uważają.
Anarchista albo morderca.
Jakoś za kratami nie siedzę. Może mnie pan powiedzieć w jakim to państwie w latach 60-70 politycy spełniali "obietnice"
Napisałem "polegały głównie". Nie odważyłbym się stwierdzić, że kiedykolwiek spełniali wszystkie obietnice wyborcze. Chodziło mi bardziej o to, że trudno nie zauważyć, iż w tamtym okresie wywiązywanie się z obietnic było nieco bardziej widoczne niż dzisiaj.
"głównie"
- (1.1) w szczególności, przede wszystkim
- zwłaszcza, przede wszystkim, przeważnie
Jak szybko się zamienia z "głównie" na "nieco bardziej".
Ciekawe ile jest to bardziej?
Poza tym pisałem w jakim państwie. Bo polityka za PRLu, to wyglądała jednak troszku inaczej. A wyborcy to TYyyyyyle wpływu mieli na to kto zasiada na stołkach xD
Jest pan śmieszny.
Proszę czytać ze zrozumieniem :) Pozdrawiam poważnego.
Ależ czytam ze zrozumieniem :)
Proszę się nie wykręcać :D
nie tylko na FB. TT jest także zawalony tanimi hasłami. To taka bujda, że nie wiem czy ktoś w to wierzy. A jak uwierzy w to co politycy obiecują, to czas się pomodlić za tą osobę by poszła po rozum.