Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Pozytywne symptomy prezydenta Dudy

Być może jest tak, że wobec rozczarowania, jakim okazały się być rządy Prawa i Sprawiedliwości trochę nazbyt optymistycznie interpretuję fakty. W myśl przysłowia „na bezrybiu i rak ryba” szukam pozytywów tam, gdzie obiektywnie rzecz biorąc nie znajduje się nic szczególnego, ponieważ w rodzimym grajdole byle błahostka urasta często do rangi znaczącego wydarzenia. Z drugiej strony, czy taka doza optymizmu nieco na wyrost nie jest właśnie tym, czego od lat brakuje w debacie publicznej? Początki zazwyczaj bywają skromne, a jednak od czegoś trzeba zacząć, jeżeli wszechobecna krytyka, aktualnie stanowiąca mniej więcej 90 proc. zawartości prezentowanej w środkach masowego przekazu, ma przynieść cokolwiek konstruktywnego.

Niekoniecznie trzeba w tym celu udzielać kredytu zaufania politykom, rezygnując tym samym z rzetelnej oceny ich działań i obietnic, z których mają święty obowiązek się wywiązywać. Wystarczy, jeśli w „wybrańcu narodu” uda się czasem dostrzec zwykłego człowieka, który na co dzień zmuszony jest podejmować trudne wybory o niebagatelnych konsekwencjach. Mieć świadomość, że w tej profesji decyzje nie wynikają z własnego widzimisię, lecz są skutkiem pragmatycznej kalkulacji w oparciu o czynniki tak indywidualne i kolegialne, jak również ogólnie rozumiany interes społeczny. Wielkiej odwagi wymaga nieraz postępowanie wbrew oczekiwaniom elektoratu, a jeszcze więcej altruizmu potrzeba, aby ponad własną karierę przedłożyć sumienną służbę państwu, zwłaszcza w warunkach iluzorycznej niezależności sprawowanego przez siebie urzędu.

Wychodząc z takiego założenia łatwiej jest docenić wysiłek klasy politycznej, wobec którego opinia publiczna na ogół przechodzi obojętnie, mimo że symptomy tych starań przy odrobinie dobrej woli odnaleźć można w głównym nurcie informacji, będąc nawet zaciekłym kontestatorem tego czy innego ugrupowania. W moim przypadku bardzo silna niechęć do partii rządzącej nie przeszkodziła w uznaniu wczorajszej deklaracji prezydenta Duda w sprawie okrętów Mistral za objaw politycznego dojrzewania. Nie da się ukryć, że w sytuacji zaniżonych oczekiwań wobec głowy państwa nieśmiałe gesty tego rodzaju nabierają większej wartości, niż gdyby uczynione zostały przez poprzednika na stanowisku. Nie jest oczywiście jakimś wybitnym wyczynem odżegnać się od teorii spiskowej, która sformułowana publicznie przez ekscentrycznego ministra obrony czyni wizerunkowe szkody dla kraju na arenie międzynarodowej. W tym przypadku zasadnicze znaczenie ma jednak kontekst, nie sposób bowiem rozpatrywać słów prezydenta bez wzięcia pod uwagę okoliczności im towarzyszących, czyli dramatycznej wręcz różnicy pomiędzy formalnym a rzeczywistym umocowaniem Andrzeja Dudy w strukturach władzy. Nie jest wszak żadną tajemnicą, że w politycznej hierarchii rzeczony minister zajmuje dużo wyższą pozycję, co przekłada się między innymi na jego nieomal nieograniczoną swobodę wypowiedzi, natomiast prezydent (także) w tej materii ma poniekąd związane usta i każdym przejawem odstępstwa od partyjnej narracji ryzykuje wotum nieufności ze strony faktycznie sprawującego władzę w państwie prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Dotychczas tylko raz dopuścił się prezydent Duda podobnej niesubordynacji, a miało to miejsce u zarania konfliktu o Trybunał Konstytucyjny, kiedy za próbę kompromisowego rozwiązania został boleśnie sprowadzony do parteru przez swoje środowisko polityczne, w tym osobiście przez prezesa Kaczyńskiego, który już po fakcie wielokrotnie wyrażał swoje niezadowolenie, ostentacyjnie lekceważąc i demonstrując brak szacunku podczas oficjalnych spotkań.

W takich okolicznościach samo napomknięcie o „innej wiedzy”, którą dysponować ma prezydent w kwestii okrętów Mistral zdaje się być sporym wyzwaniem, oznaką korzystnej metamorfozy, jaką przechodzi ten nieopierzony polityk w toku kadencji. Oczywiście ewolucja jest procesem długotrwałym i nie należy oczekiwać cudów, aczkolwiek pozostając w optymistycznym duchu przesłania niniejszego wpisu uważam, że uzasadnione jest przypuszczenie o wielkim potencjale, jaki chowa w swoim wnętrzu Andrzej Duda. Zapewne jeszcze nie w przyszłym roku, nie za dwa i nie za 3 lata, lecz choćby już w perspektywie następnej dekady – kto wie, jak krnąbrnym wychowankiem może się okazać dla swego mentora.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.