Wychodząc z takiego założenia łatwiej jest docenić wysiłek klasy politycznej, wobec którego opinia publiczna na ogół przechodzi obojętnie, mimo że symptomy tych starań przy odrobinie dobrej woli odnaleźć można w głównym nurcie informacji, będąc nawet zaciekłym kontestatorem tego czy innego ugrupowania. W moim przypadku bardzo silna niechęć do partii rządzącej nie przeszkodziła w uznaniu wczorajszej deklaracji prezydenta Duda w sprawie okrętów Mistral za objaw politycznego dojrzewania. Nie da się ukryć, że w sytuacji zaniżonych oczekiwań wobec głowy państwa nieśmiałe gesty tego rodzaju nabierają większej wartości, niż gdyby uczynione zostały przez poprzednika na stanowisku. Nie jest oczywiście jakimś wybitnym wyczynem odżegnać się od teorii spiskowej, która sformułowana publicznie przez ekscentrycznego ministra obrony czyni wizerunkowe szkody dla kraju na arenie międzynarodowej. W tym przypadku zasadnicze znaczenie ma jednak kontekst, nie sposób bowiem rozpatrywać słów prezydenta bez wzięcia pod uwagę okoliczności im towarzyszących, czyli dramatycznej wręcz różnicy pomiędzy formalnym a rzeczywistym umocowaniem Andrzeja Dudy w strukturach władzy. Nie jest wszak żadną tajemnicą, że w politycznej hierarchii rzeczony minister zajmuje dużo wyższą pozycję, co przekłada się między innymi na jego nieomal nieograniczoną swobodę wypowiedzi, natomiast prezydent (także) w tej materii ma poniekąd związane usta i każdym przejawem odstępstwa od partyjnej narracji ryzykuje wotum nieufności ze strony faktycznie sprawującego władzę w państwie prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Dotychczas tylko raz dopuścił się prezydent Duda podobnej niesubordynacji, a miało to miejsce u zarania konfliktu o Trybunał Konstytucyjny, kiedy za próbę kompromisowego rozwiązania został boleśnie sprowadzony do parteru przez swoje środowisko polityczne, w tym osobiście przez prezesa Kaczyńskiego, który już po fakcie wielokrotnie wyrażał swoje niezadowolenie, ostentacyjnie lekceważąc i demonstrując brak szacunku podczas oficjalnych spotkań.
W takich okolicznościach samo napomknięcie o „innej wiedzy”, którą dysponować ma prezydent w kwestii okrętów Mistral zdaje się być sporym wyzwaniem, oznaką korzystnej metamorfozy, jaką przechodzi ten nieopierzony polityk w toku kadencji. Oczywiście ewolucja jest procesem długotrwałym i nie należy oczekiwać cudów, aczkolwiek pozostając w optymistycznym duchu przesłania niniejszego wpisu uważam, że uzasadnione jest przypuszczenie o wielkim potencjale, jaki chowa w swoim wnętrzu Andrzej Duda. Zapewne jeszcze nie w przyszłym roku, nie za dwa i nie za 3 lata, lecz choćby już w perspektywie następnej dekady – kto wie, jak krnąbrnym wychowankiem może się okazać dla swego mentora.