Recyklig po polsku
Zgodnie z unijnymi dyrektywami do 2020 roku Europa ma osiągnąć 50% poziom recyklingu papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła. Według raportu NIK w Polsce istnieje obawa, że nie uda się osiągnąć założonego poziomu. Dzikie wysypiska i wymieszane kubły ze śmieciami nadającymi się do ponownego przetworzenia i tymi jednorazowego użytku, które zalegać będą na wysypiskach minimum pół wieku, nim się rozłożą to w Polsce codzienność.
Gospodarka odpadami to bolączka polskiego systemu. Selektywna zbiórka śmieci wydaje się być iluzją, gdy z kubłów na plastik wysypuje się szkło. To skutek braku masowej edukacji nieświadomego społeczeństwa. Szczególnie w mniejszych gminach, w których świadomość odzyskiwania surowców wtórnych jest znikoma. Lekceważące podejście do problemu dotyczy także zabudów wielorodzinnych, w których wyższe opłaty za nie segregację wcale nie odstraszają. Do kubłów wpada wszystko „jak leci”, bo nie ma, ani kontroli nad tym kto co wrzuca, ani bolesnych sankcji. - Tylko odpowiedni system opłat i kar może zmotywować większość społeczeństwa do pożądanych zachowań – mówi Tomasz Babul, dyrektor Instytutu Mechaniki Precyzyjnej dla Portalu Samorządowego.
Nie chodzi o brak możliwości segregacji, a o brak nawyków i skutecznej edukacji, która uświadomi wartość recyklingu i fakt, że takie działania zmniejszają stopień eksploatacji naturalnych źródeł surowców na ziemi. Może, jakby ludzie wiedzieli, że plastikowa butelka rozkłada się pół wieku, a foliowa torba – ok. 300 lat, mniej byłoby ignorancji. Kupujemy bio marchewki i lansujemy się ze szmacianymi ekotorbami, tymczasem niedługo w oceanach będzie więcej śmieci, niż ryb. Może czas zacząć troszczyć się o najbliższe otoczenie. To wspólna walka.