Służyć ludziom, zmieniać rzeczywistość, … poprawiać, ulepszać
Po tym, jak pracownicy Urzędu Gminy Bartoszyce, odesłali nas do Biuletynu Informacji publicznej z naszymi pytaniami, poprosiliśmy o rozmowę Andrzeja Dychę, który już zapowiedział swój start w nadchodzących wyborach samorządowych. Z jakim skutkiem? Zapraszamy do lektury…
Czy pan, jako zgłoszony już kandydat, również odeśle naszą redakcję do BIP-u, czy zechce odpowiedzieć na kilka pytań?
Andrzej Dycha: (śmiech) … ale oczywiście, odpowiem bardzo chętnie.
Kilka tygodni temu napisaliśmy do urzędników wniosek o udostępnienie informacji publicznej. Zapytaliśmy o wydatki na oświatę, reformę oświaty, środki przekazane na Gminny Ośrodek Kultury, inwestycje oraz ich kredytowanie. Były też pytania o ulgi w podatku od nieruchomości oraz kryteria ich przyznawania. Jak pan myśli, dlaczego zamiast konkretów, otrzymaliśmy kilka ogólnych informacji i linki do BIP-u oraz uchwał rady gminy?
Andrzej Dycha: Trudno mi to komentować. Nie chcę dopuścić do siebie myśli, że to taki styl podejścia do interesanta. Może faktycznie, trzeba to tłumaczyć wakacjami…
W gminie mówią o panu, że jest pan urodzonym społecznikiem. Podobno to rodzinne?
Andrzej Dycha: Może nie urodzonym, ale te najważniejsze wartości wyniosłem z domu rodzinnego. Wielokrotnie przekonałem się o tym, że służba drugiemu człowiekowi ma sens. Moja mama była w gminie znaną działaczką społeczną. Postanowiłem w dorosłym życiu pielęgnować jej wartości. Dlatego oprócz codziennej zwykłej życzliwości, od dwóch kadencji jako radny, angażuję się w życie naszych mieszkańców.
Bycie „dobrą duszą” - społecznikiem, to zamało? Do tego potrzebna jest polityka?
Andrzej Dycha: Odpowiedzialność za samorząd. Jestem przedstawicielem naszych mieszkańców, ich głosem w radzie. Cieszę się, że powierzają mi swoje sprawy i mam w sobie siłę, która pozwala mi rozwiązywać problemy. Każde działanie zakończone sukcesem, ciągnie za sobą kolejne nowe wyzwanie.
I stwierdził pan, że bycie radnym to za mało? Skąd decyzja o kandydowaniu?
Andrzej Dycha: Mam swoją wizję rozwoju gminy. Chce wspólnie z radnymi i mieszkańcami, wsłuchiwać się w ich potrzeby, a nie opierać się wyłącznie na swoich pomysłach i traktować ludzi przedmiotowo. Urząd wójta nie jest dla mnie politycznym kalkulowaniem. Kluczowe są dla mnie działania związane z pozyskiwaniem środków zewnętrznych, bo one napędzają rozwój i są przepustką do realizacji inwestycji w infrastrukturę.
Kampania rządzi się swoimi prawami. Jest pan na to przygotowany? Co gdy dotknie ona również i pańską rodzinę?
Andrzej Dycha: Mają rodzina to już dorośli ludzie i sami stanowią o sobie.
Rozumiem, że kampania przybiera różne postaci, ale cóż jestem gotowy podjąć to wyzwanie.
Ma już pan konkretny plan na gminę?
Andrzej Dycha: To żywy dokument, zależny od mieszkańców i potrzeb, ale tak faktycznie przekazałem już pod konsultacje mój projekt zmian m.in. zasad funkcjonowania urzędu, pozyskiwania funduszy, współdecydowania o rozwoju samorządu, reformy oświaty i kultury oraz inwestycji w zakresie kulturalno-oświatowym. Chce dyskutować o rozwoju przedsiębiorczości, nowych inwestycjach i turystyce. Dlatego poprosiłem mieszkańców, by wyrazili swoje opinie na temat moich pomysłów. Myślę, że razem wypracujemy najlepszy plan działania.
Plan działania, czy kampanii? Mówią o panu, że to jednak wyższe zarobki, są dla pana największą motywacją.
Andrzej Dycha: Wszystkie moje działania, są podyktowane potrzebami mieszkańców gminy, dlatego nie zrezygnuję z dialogu z nimi. Można to nazywać wedle uznania, choć dla mnie wyznacznikiem faktycznego zaangażowania, są zrealizowane projekty. Spotkania w szerokim gronie z ludźmi o różnych poglądach są moim zdaniem jedyną szansą na trafione pomysły, przydatne dla gminy. Co do zarobków. Myślę, że każdy zasługuje na wynagrodzenie, za uczciwą i ciężką pracę.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Dycha: Dziękuję.