Jak były minister Jurgiel rozwiązywał świński problem. Szok.
Przecież to dobre mięso jest, można je zjeść nikt się nie pozna ... "Gazeta Wyborcza" oraz portal Wirtualna Polska zgłębiły problem afrykańskiego pomoru świń (ASF) z jakim boryka się Polska i na którym to wirusie między innymi poległ jeden z najsłabszych ministrów rolnictwa w historii Krzysztof Jurgiel. Ich ustalenia są szokujące i pokazują wręcz głupotę zarówno producentów jak i polityków.
Wirus ASF od prawie 3 lat pustoszy polskie chlewnie. Chorują na niego wszystkie świniowate mówi się, że jest przenoszony przez dziki, ale należy pamiętać, że choć na niego nie chorują to może być przeniesiony przez inne zwierzęta w gospodarstwie domowym w tym psy i koty, które wałęsając się po terenie mogą mieć z nim styczność, a stąd już najkrótsza droga do zarażenia całego stada w chlewni. Chorujace stado jest nie do uratowania, stąd konieczność wybicia nawet sztuk, które jeszcze nie padły. W ten sposób powstaje wielki problem z gigantyczną ilością mięsa, którą trzeba zutylizować. Nie wszystkie sztuki w stadzie musiały być zarażone, ale nie można wykluczyć, że nie są już nosicielami. Nie można tego mięsa przerobić na karmę np. dla psów i kotów czy innych mięsożerców ... ale urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa w myśl doniesień Gazety Wyborczej i portalu www.wp.pl wpadli na pomysł, że może je zjeść człowiek, gdyż ludzie nie chorują na ASF.
Cała operacja miała być tajna i nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Co wydaje się szczytem naiwności w kraju gdzie jak jest dwóch ludzi przy jakiś ustaleniach to jest o dwóch za dużo. Sprawa więc wypłynęła.
Mięso miało być wysterylizowane i trafić do konserw dla żołnierzy, więźniów, pacjentów szpitali w formie puszek. Odpowiednie porozumienie miał zawrzeć według mediów między innymi były minister Jurgiel z byłym ministrem Obrony Narodowej Antonim Macierewiczem i puszki miały trafić do Agencji Rezerw Materiałowych.
Początkowo problem był ze znalezieniem firmy, która zgodziłaby się przetworzyć mięso z terenów objętych ASF i wyprodukować konserwy. Nie było chętnych. Dopiero po wprowadzeniu specjalnej ustawy gwarantującej anonimowość producentom miała się na to zgodzić jedna ze znanych firm, która mimo gigantycznego ryzyka wizerunkowego zgodziła się na produkcję, oznaczając ją specjalnym napisem "Konserwa sterylizowana"
Politycy PiS nie widzą w tym procederze nic zdrożnego, przecież to bardzo dobre konserwy są... kupilibyście mając tego świadomość?