Cisi bohaterowie
W rankingach zaufania to właśnie strażacy od lat plasują się w czołówce. To zawód najbardziej szanowany i doceniany przez Polaków. Spece od gaszenia pożarów, zabezpieczania wypadków i walki z żywiołem. Są pierwsi tam, gdzie potrzebna jest pomoc. Z poświęceniem i pasją wykonują swoje obowiązki – przede wszystkim z własnych chęci, nie dla poklasku i sławy. Mowa o ochotnikach, którzy w kontekście zawodowców często są traktowani po macoszemu. Mija 70. rocznica istnienia jednostki OSP Grzmiąca. Rozmowa z Patrykiem Makowskim – lokalnym strażakiem ochotnikiem.
Strażak biegnie tam skąd inni uciekają. Co Pana skłoniło do wstąpienia w szeregi OSP?
Z pewnością nie była to chęć bycia "bohaterem", towarzyszące akcjom, ryzyko, ani adrenalina, odpowiedzialność, czasami bezsilność i ogromny wysiłek fizyczny. Zaczęło się zwyczajnie - namawiał mnie kolega i w końcu namówił. Poszedłem na zebranie i tak zostałem do dziś. Robię to co mogę, co potrafię. Staram się do każdego zadania podchodzić z rozsądkiem. Mimo ukończonych kursów polegam i uczę się od starszych stażem druhów. W akcji to właśnie doświadczenie i instynkt są najcenniejsze.
Czy na codzień spotyka się Pan z życzliwością w związku z pełnieniem tej funkcji?
Myślę, że każdemu druhowi i druhnie, zależy na pozytywnym odbiorze. Chłopaki angażują się z własnych chęci, nie dla poklasku, nie dla sławy, oceniają każde działanie i sami podejmują decyzje. OSP to nie tylko akcje ratowniczo-gaśnicze. Straż jest niezbędna, musi istnieć cały czas i zachęcać młodych, którzy kiedyś zastąpią starszych druhów - nic przecież nie trwa wiecznie.
Jakie były początki Pana służby?
Zacząłem inaczej, niż większość. Czasy się zmieniły - żeby uczestniczyć w akcjach teraz trzeba mieć ukończony co najmniej kurs podstawowy (teoria, szkolenie, egzamin praktyczny w tym m.in. komora dymowa – co było dla mnie dużym przeżyciem), więc byłem w zawieszeniu do czasu ukończenia kursów. Mój początek w straży i pierwsze wyzwanie związane było z zaangażowaniem budowę kuchni - zupełnie od podstaw. Ile mogłem, to pomogłem. Teraz mamy kuchnię, której nie musimy się już wstydzić.
Naraża Pan życie ruszając na akcje. Jak radzić sobie ze strachem?
Niejednokrotnie brałem udział w akcji, choć raczej staram się gasić inne pożary. Jak już jadę to nie myślę o strachu - na strach tutaj nie ma miejsca. Wszystko oczywiście zależy od człowieka, jego charakteru, wyszkolenia, a przede wszystkim wyzwania wobec którego strażak staje. Chłopaki często powtarzają - "strażakiem się jest, a nie bywa". Pomijając wszystko, to co jest zawsze podkreślane i dotyczy każdej służby - w pierwszej kolejności trzeba zadbać o własne bezpieczeństwo, czy to odpowiednie oznakowanie terenu akcji, czy uzbrojenie się w odpowiedni sprzęt i ubiór adekwatny do warunków panujących przy zdarzeniu, np. maska z tlenem wchodząc do zadymionego pomieszczenia. Tak, czy inaczej nie czuję się ekspertem, doświadczenia nabiera się z czasem. Jak jadę z chłopakami na akcję to zawsze ich podziwiam, z jaką łatwością wszystko wykonują.
Jak czuje się strażak, kiedy okazuje się, że nie wszystkim udało się pomóc?
To trudne pytanie, ponieważ nigdy na szczęście nie miałem takich tragicznych doświadczeń. O tego typu sytuacjach raczej się za dużo nie rozmawia, każdy sam musi sobie pewne rzeczy układać. Z pewnością jednak zawsze jeden na drugim może polegać i liczyć na wsparcie. Ta siła płynie z zespołu.
Rozmawiała: Karolina Machnicka