Sulęcińska przygoda z lotką
Kariera badmintona w Sulęcinie rozpoczęła się bardzo dawno temu. Kiedy jeszcze po drogach jeździły Robury, Nysy i Żuki. To takimi pojazdami Jeremi Borowiec wyruszał na zawody w Polskę ze swoimi podopiecznymi. Dzisiaj ten sport wciąż łączy pokolenia.
Badminton to sport specyficzny. Szczególnie na tak małe miasto, jakim jest Sulęcin. Mimo to znalazł tam swoje stałe miejsce i społeczną aprobatę. - Jest to sport wielopokoleniowy, w naszym Stowarzyszeniu są zarówno dzieci, jak i dorośli – mówi Wioletta Markowska, Prezes Sulęcińskiego Stowarzyszenia Badmintona.
Przygoda badmintona w Sulęcinie rozpoczęła się bardzo dawno temu, jeszcze za czasów działalności Jeremiego Borowca w Zakładach Mechanicznych przy Związkach Zawodowych. Powstała drużyna, która zaczęła regularnie trenować, a kiedy pojawiły się pierwsze sukcesy trzeba było zacząć myśleć o dalszym rozwoju. - Ponieważ nie było fachowców, podjąłem się szkolenia trenerskiego z pozytywnym skutkiem i w ten sposób zapewniliśmy sobie zaplecze szkoleniowe, mogliśmy prowadzić drużynę i cykliczne zajęcia z młodzieżą, nie tylko w szkołach, ale także w klubie – mówi Jeremi Borowiec.
Rafał Mazur pod okiem sulęcińskiej legendy rozpoczął trenować w wieku siedmiu lat. Jak mówi, wtedy poł bloku chodziło na treningi z rakietą. - Jeremi Borowiec był dla nas jak drugi ojciec, to były też inne czasy, na zawody jeździło się w różne regiony Polski, albo pociągami, albo organizował z Ursusa Robury, Nyski, Żuki, także to były dosyć ciężkie eskapady. Bardzo ciepło wspominam także obozy sportowe - to moja wielka przygoda z badmintonem, za którą jestem mu bardzo wdzięczny – mówi Mazur. Wychowankowie Jeremiego Borowca od 30 lat zajmują czołowe miejsca w randze wojewódzkiej klubowej, reprezentują szkoły i uczelnie - dodaje Anna Warkocz. Borowiec wychował także dwóch reprezentantów Polski Kadry Narodowej ( Surudo Zbigniew i Mariusz Borowiec).
Sam późno zaczął uprawiać badmintona - dopiero w wieku 28 lat. Mimo to udało mu się sięgnąć po ważne trofea. - Największą satysfakcję przyniosło mi zdobycie Mistrzostwa Polski w kat. Junior Młodszy - dwa złote medale i dwa brązowe – mówi. Od sportu odchodził już dwa razy i zawsze wracał. Głównie dlatego, że w Stowarzyszeniu nie potrafią się z nim pożegnać, chcą aby nadal szkolił kolejne pokolenia i przekazywał swoje mistrzowskie umiejętności. – Pan Borowiec ma doświadczenie, dzieciaki bardzo go lubią, a my jako rodzice bardzo sobie cenimy jego pracę, bo przynosi duże efekty, dlatego tak zabiegamy żeby z nami był – mówi Wioletta Markowska. - Jeremi Borowiec to legenda, wychowawca, który wielu dzieciakom z naszego małego Sulęcina pokazał Polskę, z niektórymi wyjeżdżał na zawody za granicę. Dwukrotnie próbował rezygnować, ale niestety musiał wrócić, rodzice po prostu nie chcą aby trener odszedł – dodaje Anna Warkocz, była wychowanka trenera, obecnie wiceprezes Stowarzyszenia.
- Troszeczkę mi czasami żal żeby to zostawić bez żadnej opieki – przyznaje sam Jeremi Borowiec. Pytany o receptę na lokalne uznanie twierdzi, iż nie ma przepisu. - Ważne jest zaangażowanie, podnoszenie kwalifikacji i przede wszystkim chęci, wtedy wyniki przychodzą same. Trzeba oczywiście trafić na odpowiedni klimat. Jeżeli nie byłoby w Sulęcinie wokół badmintona takiej atmosfery to już dawno by to wszystko zgasło.