Pijany działacz partii Razem spał na ulicy. Obudzony przez policję ubliżał funkcjonariuszom, odgrażał się rodzicem dziennikarzem i wpływowymi znajomymi. Nowa wersja afery z pijanym działaczem Zandberga
Historia prawdziwsza?
W lewicowych mediach furorę zrobiła historia matki, której syn miał zostać zatrzymany przez policję za znaczek partii Razem. O stanowisko policji, którego nie podawały inne redakcje, zwrócił się serwis Warszawa w Pigułce.
Jak odpisał rzecznik prasowy KSP, dwudziestolatek został znaleziony przez policjantów, gdy spał (jak się później okazało pijany) na ulicy w nocy 25 czerwca o godzinie 2:55.
"Policjanci wybudzili mężczyznę, który od samego początku był wobec nich niegrzeczny i wulgarny, używał słów obelżywych. Mężczyzna oświadczył, że jest zdrowy, czuje się dobrze i nie potrzebuje pomocy medycznej. Zgodnie z zasadami prowadzenia interwencji, policjanci poprosili mężczyznę o okazanie dokumentu tożsamości. Ten odmówił, twierdząc, że takiego przy sobie nie posiada i nie musi posiadać. Policjant uprzedził, że jeśli mężczyzna wprowadza go w błąd, to popełnia wykroczenie. Następnie funkcjonariusz poprosił o okazanie zawartości kieszeni i plecaka, który mężczyzna miał przy sobie. Jak się okazało, wbrew wcześniejszemu oświadczeniu, 21-latek miał przy sobie portfel, a w nim dowód osobisty oraz prawo jazdy.
Ponieważ mężczyzna, wobec którego prowadzona była interwencja, naruszył przepisy kodeksu wykroczeń (art.141 kw. oraz 65 kw.), policjant nałożył na niego mandat karny w kwocie 600 złotych (zgodnie z taryfikatorem). Rozzłościło to 21-latka, który, pokazując emblemat przyczepiony do plecaka oświadczył, że jest członkiem jednej z partii politycznych, zna prominentne osoby, a także, że jego rodzic pracuje w jednej z największych ogólnopolskich redakcji prasowych i ma tzw. kontakty. Straszył także policjantów, że stracą pracę.
Dopiero w tym momencie – a nie, jak podaje autor artykułu, w momencie podejmowania interwencji – policjanci dowiedzieli się, że mężczyzna jest członkiem jednej z partii politycznych. Niemniej, dla funkcjonariuszy była to informacja bez znaczenia, gdyż - co należy ponownie podkreślić - powodem interwencji była wyłącznie troska o bezpieczeństwo mężczyzny, a wystawienie mandatu karnego efektem zachowania się 21-latka, który naruszył obowiązujący porządek prawny.
Fakt, że mężczyzna przyjął nałożony na niego mandat karny i nie skorzystał z prawa do odmowy jego przyjęcia świadczy o tym, iż uznał swoją winę i nieprawdą jest stwierdzenie w treści artykułu, że „policjant (…) bezpodstawnie wlepił mandat”.
Warszawa w Pigułce