Polska nie jest zieloną, ale czerwoną wyspą. Prawie sto lat po wybuchu bolszewickiej rewolucji w Rosji panowanie bolszewików zakończyło się prawie wszędzie "pierdyknięciem" (cytując poetkę Bieńkowską), ale akurat u nas w Polszy siły postępu zdobyczy bolszewickiej rewolucji oddać nie chcą i krzyczą (cytat) "nie oddamy kraju gówniarzom!"
Kto by pomyślał, że jednym z medialnych sztandarów bolszewizmu w Polsce będzie amerykański tytuł Newsweek? Co prawda oryginalny Newsweek nie istnieje (splajtował) a tytuł Newsweek Polska jest używany na licencji przez niemiecki koncern Axel Springer AG. Ale przecież Axel Springer AG był przez lata sztandarem walki z komunizmem, siedziba koncernu została nawet prowokacyjnie zbudowana tuż przy murze, który rozdzielał niegdyś Berlin Zachodni od Wschodniego.
Widać marketerzy Axela Springera sprytnie wykombinowali, że postbolszewicki Newsweek będzie się w III RP dobrze sprzedawał, łącząc fajnie amerykańskość tytułu z lewicową zawartością.
Wszak po naszych "25 latach wolności" postkomunistyczny tygodnik Polityka wciąż sprzedaje się bardzo dobrze, mając solidną bazę nostalgików PRL-u, którzy do dzisiaj trzymają legitymacje partyjne PZPR w szafach, jak relikwie. Tygodnik Polityka sprawnie łączy linię post-PRLu z postępową tęczową domieszką wiecznie młodego - jak ideały rewolucji - błazna Wojewódzkiego.
Dopóki sprzedaż Newsweeka Polska utrzymuje się powyżej poziomu 100.000 egzemplarzy marketerzy z Axela Springera nie mają interesu w wywalaniu naczelnego Tomasza Lisa. Axel Springer podzielił swoje ryzyka w Polsce: Fakt ma inną linię edytorialną niż Newsweek i Onet (którego właścicielem jest joint-venture Axel Springer Ringer).
Z samym Lisem nie ma co dyskutować, to czysty produkt Okrągłego Stołu.
W końcu 1989 roku Lis został "zauważony" i wygrał jako student IV roku dziennikarstwa na UW konkurs na dziennikarza telewizyjnego w 100% komunistycznej wtedy TVP. Lis wylądował 3 maja 1990 roku od razu w Wiadomościach TVP, a potem szło mu jak po maśle: stypendium w USA i stołek korespondenta TVP w Waszyngtonie, następnie w 1997 roku oddelegowanie na odcinek nowo powstałej resortowej TVN, potem na odcinek w równie resortowym Polsacie, a w końcu miękkie lądowanie w prasie i mediach elektronicznych.
Takie szczęście, jakie miał do tej pory Lis, miał chyba tylko wcześniej Bolek, wygrywając stale w totolotka w latach 70-tych. Nic dziwnego, że ci dwaj szczęściarze mają się ku sobie.
A co się dziwić Niemcom, skoro sto lat temu w imię swoich geopolitycznych interesów wspierali i finansowali rewolucję Lenina, to dlaczego teraz nie mieliby wspierać, w imię swoich geopolitycznych interesów, obrony zdobyczy bolszewickiej rewolucji w Polsce ?