Przez kilka poprzednich dni mieliśmy do czynienia z czymś co nazywane jest coming outem ks. Charamsy, a co okazało się podłą manipulacją i zrobieniem sobie tzw. rozpoznawalności na grzbiecie Kościoła. Do tego facet „wykiwał” połowę mediów w tym kraju tak, że nawet sprzyjający takim sprawom dziennikarze poczuli niesmak i zażenowanie. Ale ja nie chcę o tym przypadku pisać, bo wszystko co było do napisania zostało już napisane.
W pewien sposób jednak przypomina mi to znany już z historii mechanizm, w którym zasada jest prosta. Taki typowy „no name” bez większych osiągnięć postanawia, że obsmarowując kogoś publicznie zyska na tym rozpoznawalność. W polityce kiedyś z tego mechanizmu skorzystał Bogdan Pęk „robiąc sobie nazwisko” na Marku Borowskim w kontekście bodajże Banku Śląskiego. W przypadku księdza Charamsy tym kto miał mu podstawić plecy do wybicia się miał być Kościół. Byłby to koniec tej opowieści gdybym wczoraj nie przeczytał artykułu w Superaku niejakiego dr Marka Radzikowskiego, który postanowił skorzystać z nośnego nazwiska byłego ministra finansów i byłego szefa KNF dr Stanisława Kluzy, żeby wyrobić sobie „rozpoznawalność”. Pan Radzikowski umówmy się jest „nikim” w przestrzeni publicznej. Przynajmniej dla mnie, ale i pewnie dla większości czytelników, człowiek bez historii i bez osiągnięć.
Podobno jest doktorem na SGH, miał coś wspólnego z MIT (Massachussetts Institute of Technology) w Cambridge, i którego nazwą próbuje się szczycić. Co ciekawe MIT jest jedną z głównych uczelni, która dba o budowanie standardów debaty publicznej i to stamtąd pochodzi formuła: „Bądź mocny w argumencie, ale nigdy nie oceniaj osób.” To co zrobił ten Pan na łamach, które wyjątkowo pasują do poziomu artykułu, jest dokładnie zaprzeczeniem zasad tej szacownej uczelni. Przeprowadził typowy atak personalny, który miał oczernić i zohydzić znaną z dużymi osiągnięciami osobę byłego ministra, z którym miałem przyjemność przeprowadzić wywiad. I to była dobra rozmowa, rzeczowa i jak wielu mówi … nudna, bo Kluza jest daleki od jakichkolwiek szaleństw politycznych czy ekonomicznych.
Mechanizm użyty przez tego Pana jako żywo przypomina to co wykorzystali Charamsy i Pęk. Był w tym jednak pewien pierwiastek zdumienia: „Po co TO temu gościowi? „Naukowiec” atakujący bezpośrednio innego naukowca i to dodatkowo z tej samej uczelni?!”. Mamy najgorętszy okres kampanii wyborczej, PiS je prawdopodobnie wygra, Kluzę różne media dzieląc skórę na niedźwiedziu próbują ubierać w funkcję Ministra Finansów, dla wielu co by nie mówić stanowi on pewien punkt odniesienia. Skąd u gościa taki pomysł, by zaatakować Kluzę, który jednak nie bierze udziału w walce politycznej, który jest typowym ekspertem?! O co tu chodzi?! Krótkie szperanie w otchłani wujka Googla jednak wiele wyjaśniło i jest to smaczne wyjaśnienie.
Otóż Szanowni Czytelnicy, pan dr Marek Radzikowski jest doradcą p. Ryszarda Petru z Nowoczesna.pl i zajmuje się programem gospodarczym tej formacji politycznej, oraz jest członkiem tego stowarzyszenia. Na kongresie programowym Nowoczesnej przedstawiał założenia ekonomiczne. Oczywiście jako „ekspert”.
Myślicie Państwo, że to koniec tej historii?
Zaledwie połowa. Bowiem, Pan doktor oprócz tego, że jest adiunktem na SGH jest lub jeszcze niedawno był doradcą zarządu w Związku Banków Polskich. Takiej instytucji, która w imieniu banków lobbuje ich interesy. Pan Marek bardzo obszernie się wypowiadał w sprawach np. frankowiczów robiąc za eksperta, ale głównie robiąc dobrze bankom. Jego wiarygodność miało podnosić co mnie strasznie rozśmieszyło to, że sam jest frankowiczem. Trzeba zauważyć, że w takim razie Petru jest lepszym „cwaniakiem”, bowiem przewalutował, a ten został z „ręką w nocniku” i chyba znajduje ogromną przyjemność w grzebaniu tam sądząc po jakości tego co odnajdujemy w jego „twórczości”.
I teraz ja się tak zastanawiam. Jak to się ma do tego, że Miller i Palikot przegrali proces sądowy w trybie wyborczym z Ryszardem Petru o sformułowanie „człowiek wynajęty przez banki”. Jak należałoby nazwać sytuację, w której doradcą, współzałożycielem i współtwórcą programu jego formacji jest doradca instytucji zrzeszającej banki w Polsce i wielokrotnie stający w mojej ocenie w obronie ich interesów na forum publicznym i w mediach? Moim zdaniem nadaje się to do rozstrzygnięcia przez sąd w trybie wyborczym oczywiście, bo jak widać być może sąd się mocno pospieszył w swojej ocenie. Może panowie Janusz Palikot i Leszek Miller mają możliwość w trybie jakiegoś odwołania zapytać się sądu. Byłbym tego bardzo ciekaw.
A na koniec dla Pana „eksperta” mam radę, by się na coś zdecydował. Albo jest ekspertem i wtedy nie kryje się ze swoją przynależnością do różnych graczy na rynku, albo niech się podpisuje nowoczesny minister finansów in spe, który jednak tak czy owak wybrał paskudną, starą i mało nowoczesną metodę na budowanie rozpoznawalności.
----------------------------------------
Linki do artykułów: