Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Niemcy rządzą Europą, czyli im wyżej - tym gorzej

Dlaczego Niemcy rządzą Europą? Ktoś w tym momencie może zanegować powagę mojego pytania – Jak to dlaczego? Przecież wiadomo – silna gospodarka, nowoczesna armia! Przewaga Niemiec wynika z jeszcze innego faktu.

    Do tego tekstu – słowo daję – siadałem bez zamiaru kontynuowania wątku inwazji imigrantów na Europę. Wystarczy, że dominuje on we wszystkich popularniejszych serwisach od miesięcy. A jeśli Bruksela wcieli w życie swój scenariusz przyjęcia i „kwotowego” rozlokowania wszystkich przybywających z Bliskiego Wschodu „jak leci” w państwach członkowskich Unii, to zanosi się, że temat będzie jeszcze „gorący” przez kolejne nie tylko miesiące, ale nawet długie lata. Co więcej medialnym manipulatorom, zajmującym się odwracaniem publicznej uwagi od spraw drażliwych dla władzy, a polokowanym przez swoich mocodawców po różnych stacjach i redakcjach, przybył w ten sposób nowy instrument mącenia w głowach. Obok odgrzewanych na zawołanie: aborcji, odmienności seksualnych czy pedofilii w Kościele mają wreszcie coś świeższego, w sam raz do szufladki pod nazwą „Polak ksenofob” – „Bać się czy nie bać muzułmanów?”

      W n-rze 35. Tygodnika Ilustrowanego, obszernie i – jak sądzę – dość jasno przedstawiłem, że większość imigracyjnego napływu to wędrówka po zasiłki, a nie żadne „uchodźstwo”. Zresztą, jest bardzo proste i skuteczne narzędzie sprawdzenia, kto i po co w tej masie przybywa na nasz kontynent. Wystarczy, żeby władze Niemiec obniżyły u siebie świadczenia socjalne dla obcokrajowców do poziomu 150-200 euro. Założę się, że kolosalna większość arabskiej pielgrzymki na wieść o tym zawróciłaby w stronę Mekki. Takie rozwiązanie otwarcie zaproponował premier Serbii, Aleksandar Vučić. Niemcy jednak tego nie uczynią i to wcale nie z dobrego serca. Jakie mają powody? Zainteresowanych odsyłam do n-ru 35. Tygodnika.
Premierzyca naszego rządu póki co zapewnia, że do Polski zostaną wpuszczeni tylko uchodźcy. No jasne, że tylko „uchodźcy”, bo wszyscy zostaną tak nazwani!
Premierzyca zapewnia nas również o skuteczności naszych tzw. służb specjalnych – żaden islamista się do nas w tłumie nie przemknie! Ale przecież – jak słusznie zauważył poseł Patryk Jaki – rząd nie był w stanie upilnować nawet dwóch kelnerów ze słynnej  restauracji Sowy.

Na zakończenie „zakończenia” tematu imigracji – jeszcze tylko dwie ciekawostki: Szwajcaria podała, że 90 procent przyjętych tam imigrantów arabskich odrzuca każdą ofertę pracy, zaś w Szwecji w ostatnich latach 15-krotnie (!) wzrosła liczba gwałtów, głównie z udziałem sprawców pochodzenia arabskiego. To tyle.

A teraz do meritum – przy okazji kryzysu, jaki przechodzi Unia w związku ze sprawą uchodźców, wypłynęła rzecz osobliwa, choć nie przez wszystkich zauważona. Tak to już jest, że po wódce, albo w silnych emocjach, z ludzisk wyłazi ich prawdziwe nastawienie. Chodzi o wypowiedź Sigmara Gabriela – niemieckiego wicekanclerza i ministra gospodarki, wyartykułowaną z mównicy w Bundestagu, a potem rozwiniętą w wywiadzie dla dziennika Bild (18.09 br.), cytuję: „Środki finansowe w Europie nie będą mogły płynąć, jak dotychczas, jeżeli Niemcy, Szwecja i Austria będą nadal same organizowały i finansowały przyjęcie uchodźców. (…) Kto nie podziela naszych wartości, ten nie może liczyć na nasze pieniądze”.
Dodam w tym miejscu, że ten pan nie jest ani eurodeputowanym, ani żadnym brukselskim decydentem. Skąd zatem pewność, którędy i do kogo popłyną unijne fundusze, a kogo ominą?.. Postawię pytanie inaczej i od razu wprost – dlaczego Niemcy rządzą Europą? 

Ktoś w tym momencie może zanegować powagę mojego pytania – Jak to dlaczego? Przecież wiadomo – silna gospodarka, nowoczesna armia! To fakt, ale są przecież w Unii także inne kraje o podobnym potencjale, nie prezentujące jednak aż tak silnego przekonania o swojej decyzyjnej roli w tych strukturach.
Przewaga Niemiec wynika z jeszcze innego faktu. Ze sprytu. Podczas przyjmowania Traktatu Lizbońskiego stronie niemieckiej udało się go ratyfikować niemal najpóźniej ze wszystkich państw członkowskich UE. W międzyczasie Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe zdążył wydać 30 czerwca 2009 r. wyrok stwierdzający częściową niezgodność traktatu z niemiecką konstytucją, konkretnie miał on naruszać niezawisłość parlamentu, określoną w art. 38 ust. 1 w powiązaniu z art. 23 ust. 1 ustawy zasadniczej. W związku z powyższym wysoki Trybunał z Karlsruhe wyraził zgodę na ratyfikowanie traktatu pod warunkiem, że zostanie dopasowany do wymagań niemieckich, jak też każdy nowy akt prawny UE będzie o tyle dotyczył Niemiec, o ile zostanie zaakceptowany przez Bundestag i Bundesrat. Pod kogo zatem Unia od tej pory musi uchwalać swoje przepisy?..

Ciekawe przy tym jest, że Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej posiada takie same zapisy w art. 96 i 104 ust. 1. Mogliśmy w tamtym czasie zastosować dokładnie to samo rozwiązanie. Jasne, że nie zrównalibyśmy się z Niemcami, ale przynajmniej zyskalibyśmy większe pole manewru w wielu kwestiach. Jeszcze ciekawsze jest to, że działający w Niemczech wybitny adwokat polskiego pochodzenia, mec. Stefan Hambura, mając odpowiednio wcześniej informacje o zamiarach naszych zachodnich sąsiadów, ostrzegał polskich dyplomatów, a wręcz przygotował dla nich całą instrukcję prawną, jak przeprowadzić tę procedurę. Niestety zabrakło woli politycznej. Ratyfikowaliśmy bezwarunkowo. W tym miejscu adresuję pretensję nie do jednej, ale do obydwu partii zaangażowanych wówczas w podpisanie Traktatu Lizbońskiego.

Nieodżałowany trener śp. Kazimierz Górski mawiał – „Tak się gra, jak przeciwnik pozwala”. Tak też skuteczność niemieckiej gry politycznej w strukturach Unii jest wprost proporcjonalna do uległości pozostałych partnerów. Zwłaszcza państwa, które w poprzedniej dekadzie zasiliły unijne szeregi, powinny szanować każdy układ i wykorzystać każdą okazję, by przynajmniej częściowo mitygować niemieckie zapędy.
Kiedy piszę te słowa (27.09), media właśnie donoszą, że panie Ewa Kopacz i Teresa Piotrowska – podczas szczytu szefów MSW w Brukseli – wyłamały się ze sprzeciwu Grupy Wyszehradzkiej przy głosowaniu nad przyjęciem uchodźców – grupy, która zawsze była kością w gardle Angeli Merkel. Są tacy, co szukają analogii pani Kopacz do Margaret Thatcher. Lady Thatcherowa nie była socjaldemokratką i Unię Europejską nazywała wprost „chorym wymysłem lewackich pseudointelektualistów”. Mój kolega twierdzi za to, że podobieństwo u pani Ewy jednak występuje – „od pasa w dół, bo od pasa w górę to im wyżej tym gorzej”. I wcale nie chodzi tylko o powierzchowność. 
Często podkreśla się niemiecki potencjał gospodarczy jako fundament ich pozycji i praw. Historia uczy, że nie ma pozycji przypisanych raz na zawsze. Mimo wszystko wierzę, że przy mądrej władzy, która nie będzie tłamsić twórczej aktywności swoich obywateli, Polska może jeszcze osiągnąć wiele. Jednak wciąż za dużo mamy kompromisu, a brak nam polityków wielkiego formatu. Co z tego, że ten i ów powołuje się na wzorcowe postaci z II lub I Rzeczpospolitej – skoro przeważnie przypomina je tylko „od pasa w dół”?... 

Tomasz J.Ulatowski      więcej na blogu: e-ulatowski.pl
Data:
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.