Gdy nad jednym sondażem (CBOS – badanie z 17–23 września) pochylają się poważni eksperci, to próbują dociec, co się takiego stało, że tak bardzo zmniejszył się dystans między PiS a PO, bo z 9 punktów procentowych sprzed miesiąca spadł on zaledwie do czteropunktowej przewagi (PiS – 34%; PO – 30%).
W tym samym czasie inni poważni eksperci zastanawiają się, co wywołało tak radykalną, ponad 13-punktową przewagę PiS-u nad Platformą, na co wskazuje sondaż wykonany w dniach 17-21 września przez pracownię „Dobra Opinia” dla dziennika „Polska The Times”, zgodnie z którym na PiS chce głosować 39,2% a na PO ledwie 25,7% wyborców.
Żeby było jeszcze ciekawej, „PiS z CBOS” zbierający 34% głosów zyskałby w efekcie więcej mandatów niż ten wydawałoby się silniejszy, bo „39-procentowy PiS z Polska The Times”, gdyż w badaniu CBOS do Sejmu wchodzi w sumie tylko pięć ugrupowań (w tym ledwie „pięcioprocentowy” Kukiz; a nie wchodzi np. Zjednoczona Lewica), a w badaniu dla „Polska The Times” mandaty sejmowe przypadają sześciu komitetom, w tym Kukizowi (prawie 10% głosów) i Zjednoczonej Lewicy (ponad 8%).
Ktoś mógłby powiedzieć, iż sondaże zawsze wprowadzały w błąd. Otóż nie do końca. W ostatnich wyborach prezydenckich praktycznie wszystkie sondaże przed I turą przewidywały (błędnie) zwycięstwo Bronisława Komorowskiego, ale wszystkie też, na przestrzeni kilku miesięcy, pokazywały ten sam trend: stopniowy spadek notowań urzędującego prezydenta a wzrost notowań Andrzeja Dudy.
Dziś jest inaczej. Co prawda wszystkie sondaże wskazują na przewagę PiS, ale nie jest oczywiste, czy ta przewaga rośnie, czy maleje. Co więcej – nie ma żadnej jasności, co do tego, jakie inne ugrupowania wejdą do Sejmu.
Wniosek – nikt nie musi już popadać w czarną rozpacz, ale za wcześnie jeszcze, by chłodzić szampany na wyborczy wieczór.