Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Anna Streżyńska: Nie robi się żadnych poważnych analiz, tylko podkładki pod konkretne decyzje.

Zapraszamy na wywiad z jednym z najlepszych urzędników Rzeczpospolitej byłą szefową UKE, która dała Polakom dostęp do Internetu - Anną Streżyńską: o bieżącej polityce, IV RP i władzy PiS, GIODO, systemie politycznym, stanie państwa, funkcjonowaniu administracji i urzędów, obsadzaniu stanowisk, fachowcach w polityce, deregulacjach, walce z TPSA, prywatyzacji TPSA, prywatyzacji PKP Energetyka.

Anna Streżyńska: Nie robi się żadnych poważnych analiz, tylko podkładki pod konkretne decyzje.
Anna Streżyńska.
źródło: Facebook Anna Streżyńska

Mariusz Gierej: PiS jest na fali, wygra?

Anna Streżyńska: Wszystko wskazuje na to, że wygra. Pod warunkiem, że nie wydarzy się nic absolutnie zaskakującego, np. informacje, które podważą wiarygodność deklaracji wyborczych.

Mariusz Gierej: Czyli krótko mówiąc, jeżeli prezes nie przejedzie zakonnicy na przejściu dla pieszych?

Anna Streżyńska: [śmiech] Metaforycznie rzecz ujmując, tak.

Mariusz Gierej: Gdyby PiS objął władzę, nie wyobrażam sobie, by Pani nie znalazła się w rządzie albo w jakiejś instytucji państwowej. Gdzie chciałaby Pani spróbować sił, znowu UKE czy dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki?

Anna Streżyńska: Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Praca w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej (UKE) ma sens pod warunkiem, że byłby to regulator połączony z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji (KRRiT). Nowy urząd powinien być ponadto wyposażony w wiele różnych innych kompetencji w zakresie prawa autorskiego oraz usług świadczonych drogą elektroniczną. W innych państwach UE rządzący już dawno doszli do wniosku, że usługi telekomunikacyjne oraz z zakresu mediów powinno się integrować, a sztuczne utrzymywanie rozbieżności instytucjonalno-prawnej jest szkodliwe wręcz dla rozwoju tych rynków. Regulacje prawne muszą nadążać za rozwojem technologicznym.

Mariusz Gierej: Czy GIODO też by miało trafić do takiego urzędu?

Anna Streżyńska: Nie. GIODO powinien pozostać, jako odrębna instytucja. To organ, który nie tylko obejmuje rynki tak czy inaczej związane z komunikacją elektroniczną. Obszar jego funkcjonowania obejmuje całą gospodarkę i całe życie społeczne.

Mariusz Gierej: W Pani opinii GIODO dobrze funkcjonuje? Są, bowiem głosy takie, że jego sposób pojmowania kwestii ochrony danych osobowych bardzo często utrudnia tworzenie np. e-administracji, współpracy obywatela z administracją.

Anna Streżyńska:  W tej chwili mu się nie przyglądam tak uważnie jak kiedyś. W czasach, kiedy prezesem GIODO był Główny Inspektor Wojciech Wiewiórowski, osobiście nie narzekałam. GIODO był spętany dość mocno regułami prawnymi polskimi i europejskimi, bardzo mocno się aktywizował w tym obszarze europejskim, żeby trochę rozpychać przestrzeń do wykorzystywania danych, również do celów biznesowych, ale cały czas dbając o osłonę klienta. Nigdy, chyba przy żadnej sprawie, którą jeszcze, jako prezes UKE, czy później już zajmując się np. smart gridami, gdy sygnalizowałam jakieś sprawy do GIODO, nie miałam problemu z brakiem zrozumienia, blokadą, brakiem przygotowania do dyskusji. Nie, to wszystko były sprawy, które GIODO traktował, jako otwarte, które są nowe, zmieniają rynek, gdzie trzeba zachować rozsądek, umiar. Być może spróbować czegoś, by może później to poszerzyć, albo wręcz przeciwnie - wycofać się z tego. 

To była z mojego punktu widzenia racjonalna i zrównoważona praca.

Mariusz Gierej: Pytam, bo jest np. karta warszawiaka i tutaj Urząd Miasta St. Warszawy nie może wprost zapytać się urzędów skarbowych, czy płacą podatki w Warszawie, czy nie. W związku z tym każe warszawiakom biegać do urzędów skarbowych i brać zaświadczenia. Śmieszne.

Anna Streżyńska: Takich przypadków jest mnóstwo w obszarze ochrony danych osobowych, gdzie dwie wartości dotyczące obywatela regulowane prawem są ze sobą sprzeczne. Trzeba pomiędzy nimi wybrać. Po prostu nie można zachować obu. Wtedy jest to bardzo często kwestia człowieka, który pełni konkretną funkcję. Musi jakąś wartość wybrać w oparciu o własne rozeznanie. Nierzadko można bardzo łatwo wylać dziecko z kąpielą. To oczywiście wymaga zawsze namysłu, ale rzeczywiście czasami - jak w przypadku wspomnianym przez pana- jesteśmy świętsi od papieża.

Mariusz Gierej: Próbowała Pani romansu z polityką, to byli Republikanie, był Gowin. Jak Pani tę naszą politykę postrzega? Jest sensowna, ma jakąś swoją logikę, czy to piaskownica?

Anna Streżyńska: Nasza scena polityczna jest w dużej mierze zdominowana przez dwie największe partie. Nowe inicjatywy polityczne nie mają większych szans na to, żeby w ogóle zaistnieć w przestrzeni publicznej. Niezwykle trudno zaproponować coś nowego. Jeżeli nie ma się dostępu do mediów, a system finansowania premiuje dużych. Może warto zastanowić się nad jakimś mechanizmem wsparcia dla tych nowych ugrupowań, żeby poszerzyć wybór polityczny.

Mariusz Gierej: W Niemczech zmniejszono próg, od jakiego otrzymuje się dofinansowanie. Teraz o ile pamiętam jest to 1,5 %.

Anna Streżyńska: Ewidentnie wszystkie nowe inicjatywy polityczne się o to rozbijały. Oczywiście ich słabość bierze się także z ich własnych wewnętrznych ograniczeń. Gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie. Widać to dzisiaj na przykładzie inicjatywy Pawła Kukiza. Z drugiej strony jego ruch też jest wynikiem jakiegoś zapotrzebowania na nieskrępowaną dyskusję, której czasami brakuje. 

Mariusz Gierej: Czy PiS i tzw. zjednoczona prawica są taką nową jakością w polskiej polityce? Są tam kadry? Widzi Pani potencjał państwotwórczy, czy tam zostało samo takie kontestowanie rzeczywistości?

Anna Streżyńska: To, co było fajne w PiS-ie i zostało moim zdaniem do tej pory, to brak oporów przed ściąganiem ekspertów do pracy. To było też widoczne w pierwszym rządzie w latach 2005-2007. Na poziomie ministrów nigdy tego tak wyraźnie nie widać, bo zwykle to politycy, ale na poziomie wiceministrów, szefów dużych urzędów, widać ten trend już znacznie bardziej wyraźnie. Pojawiało się mnóstwo ludzi, którzy z partią nie byli związani, (tak jak ja), a po prostu mieli kompetencje w danej dziedzinie.

Mariusz Gierej: Czyli troszeczkę to jest tak, że co innego się dzieje na poziomie takich przekazów politycznych, a co innego się dzieje na poziomie takiej codziennej pracy?

Anna Streżyńska: Tak. Piłka jest oddana w ręce ludzi, którzy potrafią tyrać i wiedzą, co mają zrobić.

Mariusz Gierej: Myśli Pani, że tak samo teraz będzie?

Anna Streżyńska: Myślę, że tak. Z jednej strony wskazuje na to liczba ekspertów, którzy się pojawili wokół partii oraz poważne podejście do spraw programowych. Wokół programu wywiązała się ciekawa debata podczas katowickiej konwencji Zjednoczonej Prawicy. Ja kontynuuję tę debatę w jakiś sposób na swoim profilu facebookowym i widzę, że to przyciąga ludzi. Oczywiście to nie jest tak, że Polacy masowo zainteresują się programem PiS-u i w oparciu o jego lekturę dokonają świadomego wyboru. Ale ci, którzy się interesują sprawami programowymi mają, co przeczytać i z czym się spierać. Z drugiej strony to gotowy plan na zrobienie ważnych rzeczy dla polityków, którzy obejmą konkretne stanowiska w administracji rządowej. Będzie wiadomo, co robić, żeby nie było pustych przebiegów i żeby nie było opóźnienia, bo już naprawdę nie mamy czasu, żeby generować kolejne opóźnienia w naprawie Rzeczypospolitej.

Mariusz Gierej: W jakim stanie jest nasze państwo wg Pani?

Anna Streżyńska: Z jednej strony, mam poczucie zmarnowanych szans. Mając tak dobra koniunkturę można było zrobić znacznie więcej. Z drugiej strony jednak, Polska cały czas się rozwija. Nie jest tak, że nic pozytywnego się nie dzieje. Nie można nigdy o żadnej ekipie powiedzieć, że jest jednoznacznie zła, ani że jest jednoznacznie dobra. Zawsze znajdują się osoby, które bardzo poważnie traktują swoje obowiązki i robią, co mogą, żeby ten wózek popychać do przodu. I na szczęście jest sporo takich osób również w tej ekipie.

Mariusz Gierej: Jest Pani w stanie wymienić parę nazwisk?

Anna Streżyńska: Tak, jestem. Dla mnie taką postacią jest minister Iwona Wendel. To jest wiceminister w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, która jest jedną z niewielu osób, które nie uznały, że teraz są wybory i w związku z tym, to już dajmy sobie spokój. Cały czas pracuje tak, jakby kalendarz polityczny nie istniał. Jakby tylko istniał jej kalendarz wewnętrzny, jej harmonogram prowadzenia różnych prac. Ja się mogę z różnymi rzeczami w jej wykonaniu zgadzać lub nie zgadzać, ale widzę ten upór, konsekwencję, systematyczność i gotowość do ciężkiej pracy. Ona naprawdę ogarnia kawał tych środków unijnych i pomału wyprowadza trudne, zabagnione programy na prostą. Takich osób pewnie można wskazywać więcej, często pochodzą one ze środowisk samorządowych jak wiceminister Bogdan Dombrowski z MAiC.

Mariusz Gierej: Czy nasze instytucje państwowe mają jakąś taką niezależność od polityków? Czy politycy w ogóle są zainteresowani w ich niezależności? Czy patrzą na nie pod kątem własnych, własnych - podkreślam, nawet nie partyjnych interesów? Czy traktują te instytucje głównie, jako źródło interesów, posad dla siebie, rodziny, przyjaciół?

Anna Streżyńska: Mówiąc szczerze to mnie jest wszystko jedno, czy tam jest czyjś szwagier pod warunkiem, że on ma olej w głowie i wie, co ma robić. Wiadomo, że najlepiej by było, żeby jeszcze był wybrany w przejrzystych procedurach i zmierzył się z innymi, równie dobrymi specjalistami. Ale z punktu widzenia przeciętnego zjadacza chleba to ważne jest, czy on robi, co do niego należy, czy są efekty jego pracy i czy jest z tego rozliczany. I u nas są dwa problemy - z jednej strony znaczna część urzędów jest po prostu ściśle zależna politycznie, nawet te, które z natury rzeczy powinny mieć kadencyjność chronioną. Z drugiej strony, jeżeli ktoś źle pracuje rzadko jest właściwie nadzorowany. Rzadko wyciąga się wnioski z jego pracy, prognozuje, co będzie, jak to wszystko, co on wdraża, zadziała i to, jakie mogą być skutki jego decyzji dla rynku. Ja nie widziałam w ogóle takich przykładów. UKE miało obowiązek przedstawiać raporty do premiera ze swojej działalności rocznej. Mówiąc szczerze poza jakimiś uwagami typu literówki, albo nieodpowiednia kolejność rozdziałów, to nigdy nie dostałam żadnych sensownych uwag.

Mariusz Gierej: To znaczy w KPRM-ie nie było fachowców do pilnowania tego?

Anna Streżyńska: Nie było. Ale to minister powinien był przesłać premierowi pewną rekomendację, czy ten mój raport przyjąć czy nie. To nie miało niestety nic wspólnego z poważną, ekonomiczną analizą, czy to, co ja robię po prostu podcina gardło wszystkim operatorom, czy wręcz przeciwnie kreuje prawdziwy rozwijający się rynek. Program regulacyjny był takim typowym programem autorskim - ja sobie wymyśliłam, że będę wprowadzać konkurencję i trzymać za gardło dużych operatorów. A moja następczyni wprost przeciwnie, wyznaje teorię tzw. leniwego regulatora, który interweniuje tylko wtedy, jak już jest jakaś katastrofa. I te oba programy spotykają się z równym zainteresowaniem ze strony rządu (śmiech).

Mariusz Gierej: Czy Pani zdaniem zachodzi taki proces patologizacji naszego Państwa, który wynika z tego, że nie mamy prawdziwych polityków tylko bardziej osoby przypadkowe, bierne, ludzi tylko z ambicjami politycznymi?

Anna Streżyńska: Pewnie jedno z drugim jest związane, ale wydaje mi się, że ... ostatecznie ci politycy zadecydowali o tym, że jako obywatele mamy stosunkowo niewiele do powiedzenia. Bardziej mnie właśnie martwi ten poziom braku posłuchu wobec obywateli. Tak naprawdę to naród jest suwerenem, politycy są naszą emanacją. Oni nie są inni, nie możemy się dziwić, że są, jacy są, oni są tacy jak naród. Naród systematycznie jest wytrącany z zainteresowania życiem politycznym i z umiejętności politykowania.

Mariusz Gierej: To jak w takim razie powinno być budowane to silne państwo dla obywateli?

Anna Streżyńska: Pierwsza rzecz to edukacja. Edukacja polityczna musi być oparta na znajomości historii, trudnej sztuce dyskusji, czytania ze zrozumieniem (śmiech). Na swoim profilu facebookowym widzę mnóstwo osób, które nie potrafią czytać ze zrozumieniem i w ogóle nie podejmują dyskusji tylko prowadzą wojnę. Powinniśmy nauczyć się dogadywać, poznawać argumenty drugiej strony, myśleć samodzielnie i przede wszystkim umieć wyciągać wnioski z tego, co nam się wcześniej przydarzyło. Nie mamy też mediów, które pokazują, jakie są efekty konkretnych decyzji. Media nie budują spójnego obrazu rzeczywistości, nie ułatwiają jej zrozumienia. 

Mariusz Gierej: Była taka próba rozliczenia np. ustawy o śmieciach.

Anna Streżyńska: Tak. Być może, dlatego, że to takie życiowe (śmiech). Ale wiele ustaw, nawet takich, które dotyczą codzienności człowieka, typu budownictwo, inwestycje, podatki, nigdy nie są one poddawane żadnej debacie, z której możemy wyciągnąć wnioski. Popatrzmy też na referendum, które się zbliża. Typowa decyzja polityczna podjęta w okresie wyborczym. Chociażby pytanie o JOWy. Obserwuję, co się u mnie dzieje na profilu fejsbukowym, gdzie ten temat wywołałam po raz kolejny. Pomijając organizacje pozarządowe czy ugrupowania, które są tematem bardzo zainteresowane i publikują ogromną ilość materiałów popierających swoje tezy, nie ma żadnej debaty. Nie ma debaty w mediach, nie ma debaty z politykami, nie ma debaty z ludźmi, którzy się w tej tematyce specjalizują, żeby pokazali plusy i minusy poszczególnych rozwiązań. A my musimy podjąć tę decyzję świadomie, godząc się z pewnymi niedogodnościami i oczekując jakichś pozytywów. To też pokazuje, że jak nam się trafiła okazja wreszcie, zachować się jak suweren, to nikt z polityków nie poczuł się odpowiedzialny za to, żeby nas do tej suwerennej decyzji przygotować w jakikolwiek sposób zapewniając w mediach czy poza mediami obiektywną i wieloźródłową debatę.

Mariusz Gierej: Ta kampania informacyjna, przedreferendalna teraz dopiero się zacznie, bo w tej chwili są właśnie rejestrowane komitety.

Anna Streżyńska: Trochę mało czasu, dlatego, że rok szkolny się zaczyna. Ludzie będą pochłonięci, czym innym. Bardzo dużo osób mówi: ja nie wiem, co o tym myśleć, to jest jakaś hucpa, po prostu nie pójdę. Czyli będzie taki sygnał od społeczeństwa:, nie jestem zainteresowany wzięciem tych spraw w swoje ręce. Ludzie nie zamanifestują: poszedłem, bo chcę wykonywać swoje obywatelskie uprawnienie, ale nie miałem danych do podjęcia decyzji.  Po prostu nie pójdą, bo to jest łatwe - nie iść, obrazić się na polityków, którzy nie stanęli na wysokości zadania. Poza tym, organizowanie referendum w taki sposób to w pewnym sensie to samo, co zmielenie głosów albo wrzucenie obywatelskiego projektu ustawy do zamrażarki: lekceważenie obywateli.

Mariusz Gierej: Była Pani uznawana za jednego z najlepszych urzędników IV RP. Czy doczekamy się w Polsce czasów, kiedy zmiana opcji politycznej nie będzie pociągała za sobą wyrzucenia fachowców, którym przyczepia się łatki polityczne, a nie patrzy na ich kompetencje?

Anna Streżyńska: To różnie z tym bywa, bo mnie przecież nowa opcja nie wyrzuciła, tolerowała dość długo...

Mariusz Gierej: Słusznie użyła Pani słowa tolerowała.

Anna Streżyńska: Z naciskiem na tolerowała. Pierwotnie to wyglądało całkiem fajnie, ale później to już widać było, że tej dobrej współpracy nie ma. Nie mamy zdefiniowanych wspólnie celów i jest bardzo trudno tę definicję osiągnąć. Tym niemniej dokończyłam swoją kadencję i znam wiele takich przypadków, gdzie kadencje są kontynuowane.

Mariusz Gierej: Z czego to wynika? Potrzeba zmiany podejścia do danego zagadnienia czy to jest bardziej związane z tym, że ktoś sobie upatrzył ten urząd, że tutaj będzie jego pole, gdzie posadzi właśnie znajomych królika?

Anna Streżyńska: Oczywiście to jest bardzo częste zjawisko i tutaj brakuje zasad, o których wcześniej mówiłam. Chciałabym, żeby nowy rząd zawsze miał możliwość zorganizowania sobie administracji po swojemu. Tylko za tym musi być coś więcej niż tylko polityczna lojalność. Obywatele muszą wiedzieć, z czego rozliczać rządzących.  Zmieniając liderów, (ale nie urzędników) trzeba wyraźnie zasygnalizować: zmieniamy politykę, oczekujemy takich i takich działań, uważamy, że do tych działań będzie lepsza inna osoba. Robimy przejrzysty nabór, temu panu bardzo dziękujemy, wykorzystamy go, jako doradcę itd., nie marnujemy drogocennego zasobu, bo się bardzo dobrze sprawdził. Jeżeli nie sprawdził się kompletnie, to - to, co wcześniej mówiłam - podsumowujemy działalność, mówimy: nie sprawdził się - miał zrealizować takie i takie cele, które na niego nakłada ustawa, dokumenty strategiczne państwa, nie zrobił tego, tego, tego; tu musi być jakieś podsumowanie. Dlatego nie może pracować dłużej, bo marnujemy na niego czas, społeczny czas, państwowy czas. Nie pieniądze, nas nie stać na słabych wodzów i dlatego tego wodza zamieniamy na kogoś innego, bo w tej chwili czas jest najcenniejszy. Dopóki nie ma takiego przejrzystego sposobu komunikowania, to powodujemy, że społeczeństwo...

Mariusz Gierej: Patrzy i mówi o, wsadzają swoich!?

Anna Streżyńska: To jest demoralizujące, bo ono też nie potrafi sformułować swoich oczekiwać wobec swoich wodzów. 

Mariusz Gierej: Czy deregulacje się sprawdziły?

Anna Streżyńska: Zajmowałam się głównie czystą regulacją. Deregulacja przyszła dopiero w połowie kadencji, w momencie podpisywania porozumienia z Telekomunikacją Polską. To był taki moment, w którym pierwszy raz (pierwszy raz w całej Europie) administracja państwowa przyzwyczajona do działania w formach władczych zawarła porozumienie i obie strony przestrzegały jego wykonania. Nie było w Polsce nawet odpowiednich współczesnych przepisów prawa na takie działania. Istniały tylko przedwojenne wzorce. Porozumienie było typową czynnością cywilno-prawną i jak się okazało równie skuteczną, co typowe działania władcze, ale jednak to te działania władcze przełamały rynek. Żeby doprowadzić do porozumienia z TP, która już była zmęczona wojną z regulatorem trzeba było troszkę ją złapać za kark i po prostu pokazać jej, gdzie jest jej miejsce. Wcześniej konsekwentnej i zdecydowanej regulacji zaniedbano. W moim pierwszym trzyleciu wszystkie brakujące regulacje zostały bardzo szybko uzupełnione i w dodatku z uwagi na opóźnienie były one bardzo daleko idące. To się sprawdziło, bo gdy przychodziłam do UKE to było 800 tys. klientów Internetu (każdego, nie tylko szerokopasmowego). A gdy wychodziłam z UKE to klientów już było 11,5 mln i wszyscy mieli już szerokie pasmo. A odbiorcy szerokopasmowego Internetu dostarczanego różnymi drogami: komórkowymi, ale przede wszystkim przez kablówki i operatorów stacjonarnych, płacili 29-39 zł za tę usługę, ceny spadły o 70%.

Mariusz Gierej: Rozumiem, że nie ma już sensu dalej walczyć z TPSA, przepraszam, teraz z Orange.

Anna Streżyńska: Jest, ale na zupełnie innych polach. Dotychczas regulacje dotyczyły tego, co dawało najszybszy efekt. Najszybsze efekty dawało uwolnienie usług, żeby operator mógł korzystać z sieci TP i nie musiał budować własnej. To było najszybsze demonopolizowanie rynku, jakie można było zapewnić społeczeństwu. Teraz nie ma już takiej potrzeby i operatorów namawia się do tego, żeby budowali swoje infrastruktury, albo żeby korzystali z infrastruktury Orange, ale w taki sposób, który pozwala na zmodernizowanie oferty usługowej, między innymi poprzez zaciągnięcie własnych światłowodów do kanalizacji teletechnicznej w miejsce miedzianych kabli Orange.

Mariusz Gierej: Państwo już sprzedało kiedyś TPSA łącznie z całą infrastrukturą. Teraz mamy PKP Energetyka, która ma również swoją infrastrukturę. Uczymy się na błędach? Nie uczymy się na błędach? Co Pani myśli o pozbywaniu się przez państwo właśnie takiej infrastruktury?

Anna Streżyńska: Nie uczymy się na błędach. Ja tę sprawę akurat zbadałam, bo to mnie zaintrygowało. Pierwsza moja reakcja była typowo regulacyjna: o co chodzi, przecież jest TPA, czyli dostęp do stron trzecich, taki dostęp jak w telekomunikacji. Jeżeli PKP będzie chciało korzystać z innego dostawcy energii to na tych urządzeniach sprywatyzowanej  PKP Energetyka po prostu inny dostawca będzie świadczył usługi dostawy energii. To jest gwarantowane prawem.

Mariusz Gierej: Ale w grę wchodzi nie tylko energia, ale i infrastruktura właśnie telekomunikacyjna.

Anna Streżyńska:  Dlatego z analizy regulacyjnej przeszłam na antymonopolową, czyli mój pierwszy wyuczony zawód. Zadałam sobie pytanie o to, jakie urządzenia kluczowe trafiły w obce ręce. Urządzenia kluczowe, czyli te urządzenia, które jest trudno duplikować, a które warunkują dostęp klientom do konkurencyjnych usług. Takimi urządzeniami są podstacje energetyczne. To nie są jakieś mikro urządzenia, tylko to są całe zespoły budynków i urządzeń elektrycznych, których rzeczywiście duplikować w infrastrukturze kolejowej się nie da. I druga rzecz, której w ogóle nie przewidywałam, to jest to, ile pojazdów technicznych posiada PKP Energetyka. To pojazdy, które są wykorzystywane do świadczenia usług dla konkurencyjnych operatorów, przewoźników cargo i dla przewozów pasażerskich, oczywiście także przez samą grupę PKP. Zobaczyłam, jakie to są skomplikowane maszyny, i że to jest 90-procentowy udział w rynku, czyli byłby to poziom uważany prawie za pełny monopol. Mamy, więc tu też pełne uzależnienie od tej firmy. Dziś mamy czas pokoju i można powiedzieć, że w czyjekolwiek ręce trafi PKP Energetyka to będzie to tylko biznes i oczywiście będzie, ale jednocześnie w innych czasach może być to bardzo groźne.

Mariusz Gierej: Mamy czasy pokoju w perspektywie Ukrainy?

Anna Streżyńska: No, więc mamy czasy ulotnego pokoju i trzeba się liczyć z tym, że może się to zmienić. Ale przede wszystkim w każdym kraju występują różne sytuacje losowe, kataklizmy przyrodnicze i koleje są ważnym elementem transportu, dla ludzi, towarów, środków bezpieczeństwa. Musimy mieć pewność, że natychmiast dostaniemy to, co jest nam w danym momencie potrzebne. Dlatego uznałam, że mamy do czynienia z typową sprzedażą monopolu. Prywatyzacja monopolu - wbrew temu, co niektórzy sądzą - absolutnie  nie jest demonopolizacją. To jest tylko zmiana właściciela na jeszcze bardziej bezwzględnego, bo ten właściciel państwowy to jest trochę, powiedzmy, ofermowaty i monopol się utrzymuje trochę przez jego  bezradność. A prywatny monopol o swój status będzie walczył do upadłego. Spotkało nas to przecież w przypadku TP SA. Rozciągnięto wtedy nad nią trzyletni parasol w postaci załącznika regulacyjnego do umowy prywatyzacyjnej i widzieliśmy, czym to skutkuje. Zresztą ten parasol, dzięki bezwładowi administracji, trwał jeszcze długo po wygaśnięciu załącznika.

Mariusz Gierej: Nie będę już przypominał, kto odpowiadał za prywatyzację Telekomunikacji Polskiej.

Anna Streżyńska: Nie tylko, kto odpowiadał, ale kto był po drugiej stronie. Ale zostawmy to.

Mariusz Gierej: Ostatnio uaktywnił się bardzo Leszek Balcerowicz, który wiadomo, że jest ojcem takiej prywatyzacji. Co Pani myśli o tzw. prywatyzacji jak w przypadku TP, kiedy sprzedajemy polską, państwową firmę, państwowej firmie francuskiej? Czy to w ogóle można nazwać prywatyzacją?

Anna Streżyńska: Nie. To przede wszystkim w ogóle nie była prywatyzacja w sensie ścisłym. Nie osiągnięto nawet minimum korzyści, wynikających ze sprzedaży podmiotu gospodarczego prywatnemu właścicielowi, chociażby w postaci efektywności zarządzania i funkcjonowania firmy. To obce państwo dostało nasz majątek. Nie czuło się jakoś specjalnie związane z polskimi pracownikami, więc wprowadziło oszczędności w postaci cięcia kosztów, a nie w postaci podniesienia efektywności całego przedsiębiorstwa, czyli zaoferowania lepszych usług, strategii biznesowej, pomysłu na funkcjonowanie w Polsce. W tym wszystkim ujawniła się też natura francuskiej administracji, która jest mocno zbiurokratyzowana i realizuje własne cele. France Telecom tworzą w znacznej części nadal osoby o statusie urzędnika państwowego. Dało się to odczuć również tutaj w postaci małej elastyczności i małego przygotowania na rozmowy o zmianach na rynku.

Mariusz Gierej: Czy polskie państwo było bardziej elastyczne niż francuskie?

Anna Streżyńska: Polskie państwo przede wszystkim miało zobowiązania akcesyjne, to częściowo wymusiło elastyczność. Mieliśmy świadomość, że cały czas mamy tylko 30% penetracji telefonicznej, że jedynym ratunkiem dla polskiego rynku telekomunikacyjnego okazały się komórki i to dwukrotnie: raz w marazmie wprowadziły telefonię, a drugi raz w marazmie wprowadziły Internet. Dlatego dzisiaj jest taka wysoka penetracja Internetem mobilnym, aż 80%. Dzięki temu jesteśmy piątym państwem w Europie pod tym względem. Do tego mamy też najniższe ceny. W związku z tym sprzedaż TPSA trudno było nazwać prywatyzacją. Nikt wtedy nie ukrywał, że te pieniądze są potrzebne na zaspokojenie potrzeb emerytalnych, że gra toczy się o kasę i w związku z tym gotowość rządu do podjęcia decyzji oczekiwanej przez inwestora, dla nas, jako abonentów długoterminowo niekorzystnej, była bardzo duża.

Mariusz Gierej: Czy można zrobić coś, żeby państwo, urzędnicy,  politycy nie podejmowali takich niekorzystnych decyzji na przyszłość?

Anna Streżyńska: W przypadku prywatyzacji PKP Energetyka mówi się, że u podstaw tej decyzji leży oddłużenie Grupy PKP. To bardzo szkodliwe i krótkoterminowe podejście, kluczowa infrastruktura powinna była trafić do PKP PLK, czyli dysponenta kolejowej infrastruktury i pozostać w rękach Grupy PKP.

Mariusz Gierej: Ale PKP będzie musiało płacić później więcej temu operatorowi?

Anna Streżyńska: Tak, ale kogo to dzisiaj obchodzi? Na dziś będziemy mieli jeden problem z głowy. Długoterminowo nie robi się takich prognoz albo robi się je bardzo rzadko i niskiej, jakości. Wystarczy spojrzeć na ustawy - wprowadzono obowiązek robienia tzw. oceny skutków regulacji. To się robi na poziomie projektu i później po latach funkcjonowania ustawy. To są tak prymitywne dokumenty, że aż zęby bolą, jak się to czyta. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistą oceną tego, co chcemy osiągnąć, jak to może zadziałać, jakie są ewentualne ryzyka i koszty, które poniesiemy, a potem, czy nasze zamierzenia się spełniły czy nie. I to samo jest, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji ekonomicznych. Nie robi się po prostu żadnych poważnych analiz, tylko podkładki pod konkretne decyzje. Gdy się podejmuje tego typu decyzje trzeba przygotować jak najwięcej analiz najlepszych możliwych specjalistów i je ze sobą skonfrontować, żebyśmy wiedzieli o wszystkich możliwych plusach i minusach.

Mariusz Gierej: Krótko mówiąc to wszystko zależy tak naprawdę, od jakości polityków?

Anna Streżyńska: Dokładnie. To trochę tak jak w firmie. Gdy jest dobry zarząd w firmie, działania będą wynikać z przemyślanych strategii, opartych na dokumentach finansowych, z krótko - i długoterminowymi prognozami skutków tych działań.

Mariusz Gierej: OK. To krótko mówiąc, czekamy na dobrych  zarządców w Polsce

Anna Streżyńska: Tak, cały czas. A czasu mamy coraz mniej.

Mariusz Gierej: Dziękuję.

Wywiad przygotował i prowadził: Mariusz Gierej

Twitter: https://twitter.com/MariuszGierej
Facebook: https://www.facebook.com/GierejMariusz
Blog: http://www.mariuszgierej.mpolska24.pl/ 
Więcej wywiadów: http://www.wywiadownia.mpolska24.pl

Data:
Kategoria: Gospodarka
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.