Nie mam do Andrzeja Dudy poważniejszych pretensji o to, jak zachowywał się i co mówił w kampanii wyborczej. Bo wybory to oczywiste starcie różnych propozycji i programów, to podkreślanie różnic, to – zwłaszcza, gdy mówimy o II turze wyborów – podział Polski na dwie części.
Ale po wygranej i po objęciu urzędu od nowo wybranego prezydenta należy oczekiwać jak najszybszego zasypania podziałów. Dobry prezydent to taki, który – choć go wybrało niewiele ponad połowę wyborców – potrafi pokazać się jako prezydent wszystkich Polaków. Chodzi o to, by obyczaj rezygnacji nowo wybranych prezydentów z wcześniej posiadanej legitymacji partyjnej nie był tylko czczym gestem, ale rzeczywistym opowiedzeniem za modelem prezydentury ponadpartyjnej i szanującej zróżnicowanie światopoglądowe obywateli.
Prezydent Andrzej Duda zdaje się tego nie rozumieć.
Po pierwsze, świadczy o tym jego skrajnie jednopartyjna, PiS-owska propozycja dodatkowego referendum w dniu wyborów parlamentarnych. Pytania, które chciałby zadać Polakom nowy prezydent pochodzą z jednej strony politycznego podziału – Andrzej Duda nie zauważa, iż druga strona chętnie sprawdziłaby opinię Polaków w takiej choćby sprawach, jak prawne uznanie związków partnerskich czy utrzymanie finansowanego z budżetu państwa funduszu kościelnego.
Po drugie, cała obecna aktywność prezydenta aż nazbyt czytelnie wpisuje się w parlamentarną kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. Prezydent Andrzej Duda tak się w tym zagalopował, iż nawet goszcząc w Berlinie, w swoim przemówieniu gani swój kraj z to, iż nie państwem sprawiedliwym, a tym samym daje aż nadto wyraźnie do zrozumienia, iż państwo nasze wymaga zmiany, którą przynieść może zwycięstwo PiS-u w nadchodzących wyborach parlamentarnych.
Jak najgorsze wrażenie sprawia jednak jednostronna narracja historyczna prezydenta Dudy. Nic nie może usprawiedliwić jego małostkowości, gdy w przemówieniu na uroczystościach z okazji 35 rocznicy podpisania porozumień sierpniowych nie wspomina on choćby jednym zdaniem o Lechu Wałęsie – swoim poprzedniku na urzędzie, ale co najważniejsze historycznym liderze tamtego strajku i późniejszych polskich przemian. Już się nawet nie chce komentować nie podania na tych uroczystościach przez prezydenta ręki pani premier, tylko dlatego, iż – jak można domniemywać –reprezentuje ona wrogi, obcy prezydentowi obóz polityczny.
Za cztery dni minie pierwszy miesiąc urzędowania prezydenta Andrzeja Dudy. Przed nim jeszcze 59 miesięcy. Oby były lepsze.
Do Redakcji
Szanowni Państwo Wywiad z Panem Piskorskim wisi już drugi dzień i jestem pierwszym komentującym. Opinia P. Piskorskiego jest po prostu miałka. No ile razy można czytać nawoływania, żeby Prezydent Duda zerwał z PiSem, zmienił poglądy [rozumiem, że z konserwatywnych na liberalne] i że nie przepchnął się przez tłum urzędników do Pani Premier, żeby jej ucałować rękę [pardon, w oryginale, żeby podać]?
Ale mnie chodzi o coś innego.Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego we wszystkich portalach i w TV królują przegrani kompletnie ludzie, z niezbyt na ogół czystymi rękami [wygrana w kasynie w tym przypadku] i wygłaszają swoje namaszczone opinie? Przecież Pan Piskorski, na szczęście zresztą, nie będzie miał w dalszym ciągu żadnego wpływu na politykę. Lata kiedy mógł coś zrobić ma już dawno za sobą. Co kogo obchodzi co ma do powiedzenia, zwłaszcza, że jest kompletnie nieoryginalny i niewiarygodny.