W cieniu obchodów święta owej „solidarności" i „jedności”, w dniu 30 sierpnia nieśmiało przemknął reportaż w Faktach TVN zatytułowany „Policyjna akcja specjalna: emerytowana milicjantka wyrzucona na bruk”. Reportaż dotyczył sprawy eksmisji emerytowanej kapral Elżbiety Bek ze służbowego mieszkania, w którym mieszkała prawie 50 lat. Tym wszystkim, którzy nie oglądali tego reportażu należy się kilka słów wyjaśnienia. Kapral Elżbieta Bek była funkcjonariuszką milicji obywatelskiej i w latach 70-tych ubiegłego wieku była słynną kierującą ruchem w Warszawie. Miała swoje epizody w polskich filmach i zdjęcia na okładkach czasopism. Wygrywała międzynarodowe konkursy kierowania ruchem. W uznaniu tych zasług ówczesny komendant stołeczny milicji obywatelskiej przyznał jej swoją decyzją mieszkanie służbowe jako prezent z okazji jej ślubu. Nie był to żaden pałac, lecz skromne dwupokojowe mieszkanko ze ślepą kuchnią o powierzchni 37 i pół metra.
Rok temu pani Elżbiecie zmarł mąż, a ponieważ nie miała dzieci, została zupełnie sama. Obecnie ma 73 lata i bardzo poważne kłopoty z pamięcią. Dobrze pamięta wydarzenia sprzed kilkunastu i kilkudziesięciu lat, ale nie radzi sobie z obecną rzeczywistością. To zapewne było powodem, że pomimo posiadanej emerytury, zalegała z opłatami za mieszkanie i poważnie się zadłużyła. Niestety, nikt jej w tej sytuacji nie pomógł. Bliżej nieokreślony w reportażu „komendant policji”, prawdopodobnie stołeczny, „pomógł” jej w ten sposób, że wydał decyzję o eksmisji emerytowanej funkcjonariuszki na bruk. Eksmisja polegała na wyprowadzeniu starszej pani na klatkę schodową, w tym, w czym stała, posadzeniu jej na taborecie przy schodach z jej kotem na kolanach i … wszystko. Według sąsiadów siedziała tam około pięć godzin, wyraźnie nie rozumiejąc, co się właściwie wydarzyło. Siedziałaby tam zapewne do dzisiaj, gdyby sąsiedzi nie udzielili jej pomocy i nie umieścili w przytułku dla bezdomnych.
Jakże cynicznie i obłudnie brzmiały w reportażu słowa przedstawicielki stołecznej komendy policji, pani komisarz, która bez mrugnięcia okiem twierdziła przed kamerami, że „pani Elżbieta dobrowolnie została przewieziona do ośrodka dla kobiet, wraz ze swoim pupilem, kotem, i sama, dobrowolnie tam trafiła”.
Ktoś może zapytać, dlaczego właśnie na swoim blogu zająłem się tą sprawą? Przecież nie dotyczy ona problemów wojska i obronności. Odpowiadam zatem, że powodów, dla których zabieram głos w tej sprawie jest kilka. Po pierwsze, ta historia po prostu mocno mnie poruszyła, gdyż jest to moim zdaniem jaskrawy przykład nieliczenia się z ludźmi, przykład bezduszności, braku litości, braku empatii, kolejny przykład arogancji i czystego, pospolitego chamstwa. Po drugie, historia ta dotyczy przedstawicielki służby mundurowej i w każdej chwili w podobnej sytuacji może się znaleźć ktoś z emerytowanych wojskowych lub członków ich rodzin. Po trzecie, wielkim dysonansem brzmią w moich uszach wzniosłe hasła o solidarności, trosce o losy ludzi, szczególnie tych najsłabszych, które słyszę w mediach przy okazji obchodów sierpniowej rocznicy, gdy jednocześnie oglądam taki reportaż w telewizji. Polska jest tym szczególnym krajem, w którym premierem jest kobieta, lekarz z zawodu, a więc osoba mająca w życiorysie niejako wpisaną misję niesienia pomocy ludziom. W rządzie naszej pani premier, ministrem spraw wewnętrznych jest również kobieta, Teresa Piotrowska, która jest tylko dwa lata młodsza ode mnie i mniemam, że posiada podobny do mojego bagaż doświadczenia życiowego, a poza tym ukończyła teologię i historię na Akademii Teologii Katolickiej, a więc mam podstawy przypuszczać, że jest osobą głęboko wierzącą, której takie pojęcia jak miłosierdzie, litość i zwykłe ludzkie współczucie nie powinny być obce. Patrząc na taki reportaż dochodzę do wniosku, że te wszystkie głoszone ostatnio hasła są nic nie warte i nie należy w nie wierzyć. To nic nieznaczące słowa kierowane do ludzi w czysto partykularnych, wręcz niecnych, celach. Podobnie, uważam, można potraktować wiedzę i „wartości” wyniesione przez nasze panie – członkinie rządu ze swoich uczelni. Wstyd i hańba.
Pisząc o historii pani Elżbiety Bek mam jeszcze jeden cel. Mam nadzieję, że te słowa odczytają działacze Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych i Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów i pochylą się nad sprawą pani kapral Elżbiety Bek. Mam dowody na to, że te organizacje zaglądają również na mój blog. Gdy w kwietniu 2012 roku napisałem tekst „O emeryturach mundurowych inaczej”, na stronach internetowych tych organizacji znalazły się obszerne jego fragmenty. Liczę na to, że i dzisiejszy mój tekst znajdzie swój odpowiedni oddźwięk w tych organizacjach. Panowie związkowcy, waszej koleżance dzieje się krzywda, a więc do roboty. Pokażcie swoją solidarność nie tylko walcząc o godne emerytury czy podwyżki, w tym i swoje apanaże, ale ujmując się również, a może przede wszystkim, za najsłabszymi i całkowicie bezbronnymi w obliczu arogancji władzy.