Dwa obrazy z soboty. 1 sierpnia, 71 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.
Ten pierwszy obraz to tłum na Powązkach, wiwatujący na cześć bohaterów PiSu, wrzeszczący i buczący na bohaterów PO. A wszystko to na grobach polskich bohaterów.
Ten drugi obraz to ludzka masa na Przystanku Woodstock, wielka biało-czerwona flaga, przerwany koncert, by złożyć hołd bohaterom Powstania.
Chcąc nie chcąc nasuwa się pytanie – gdzie 1 sierpnia byli patrioci – a patriotą nie zostaje się wbrew lansowanemu przekonaniu, głosując na słuszną partię – lecz jest nim wtedy, kiedy sprawy kraju leżą na sercu a z jego trudną historią identyfikuje się w całości, a nie wybiórczo.
Patrioci wrzeszczeli na Powązkach, czy zamilkli w Kostrzynie?
Nasuwa się też drugie pytanie – gdzie było normalnie?
Na festiwalu rockowym normalny jest wrzask, buczenie, gwizdy. A czasem tylko chwila ciszy – taka jak ta, kiedy antybohater prawicy, Jurek Owsiak ze sceny mówił o uczczeniu bohaterów.
Na cmentarzu normalna jest cisza – nigdy, ale to nigdy nie jest normalne gwizdanie buczenie i wrzask.
Każdemu z nas przyjdzie do głowy kolejne pytanie: Gdzie jestem ze swoim patriotyzmem? W tłumie wrzeszczącym na grobach powstańców, dla którego miarą patriotyzmu jest demonstracja nienawiści wobec politycznych przeciwników, czy w tłumie pod sceną w Kostrzynie, gdzie koncert przerwano dla bohaterów Powstania Warszawskiego, a nie przeciw komukolwiek?
Smutne te powązkowskie obchody od lat. Za wielu tam patriotów partyjnych, zagłuszających obecność patriotów polskich.
Jestem wdzięczny Owsiakowi za taki moment jak flaga i cisza na Woodstocku – przywracające wiarę w patriotyzm, w normalność, w godność.
Odrzuca mnie patriotyzm partyjny, polegający na zapale bitewnym w wojnie polsko-polskiej. Pociesza ten pozytywny, z potrzeby serca.
Szkoda, że Powązki od lat są opanowane przez partyjniaków. Dobrze, że Polacy mogą być razem na Przystanku Woodstock.