Bo konkurowały ze sobą Pekin i kazachska Ałma-Ata. Za jedną i drugą kandydaturą stały ambicje (głównie polityczne) łamiących prawa człowieka rządów – z jednej strony technokratycznych chińskich komunistów, z drugiej – ekskomunisty, kazachskiego prezydenta „wybieranego” przy 95% poparciu, lidera narodu (to oficjalny jego tytuł) Nursułtana Nazarbajewa. Ałma-Ata ma przynajmniej naturalny śnieg i tradycję uprawiania sportów zimowych. W Pekinie śniegu nie ma, i sztuczna jego produkcja na taką skalę może doprowadzić do katastrofy ekologicznej.
To, że MKOl musiał wybierać między dyktatorską dżumą a autorytarną cholerą zawdzięcza sam sobie. Z wyścigu wycofały się wcześniej wszystkie europejskie miasta – Monachium, Sankt Moritz, Kraków, Lwów, Sztokholm i na końcu Oslo. Wycofały się głównie dlatego, że w kolejnych igrzyskach coraz więcej jest gigantomanii i komercji, a MKOl dając temu czy innemu miastu prawo do ich organizacji, żąda dla siebie (i swoich członków) praw, przywilejów i „fruktów”, których skala przypomina bizantyjską tradycję. Pisałem zresztą o tym w tym miejscu, gdy chwaliłem Norwegów za wycofanie Oslo z wyścigu i przypominałem, że ostatnie chyba normalne, tj. dla sportowców i kibiców zimowe igrzyska, zorganizowali oni właśnie, w 1994 roku, w Lillehammer.
Chyba najwyższy czas, by demokratyczny świat uświadomił MKOl-owi, że tak po prostu... nie wypada. Że nie godzi się krajom nie przestrzegającym demokratycznych zasad i łamiącym prawa człowieka przyznawać prawa do organizacji igrzysk. Bo obawiam się, że członkowie tego gremium w ogóle nie czują wstydu, obciachu, czy jak to jeszcze by nie nazwać. „Pecunia non olet” – zdają się mówić szacowni członkowie MKOl-u. Zwłaszcza, gdy są to pieniądze tak duże, jak te, które oferują chińscy komuniści.
A czy jest jeszcze na świecie kraj w którym przestrzega się praw wszystkich ludzi jednakowo bez względu na status.
MKOl nie ma nic wspólnego ze sportem a jedynie z biznesem i Igrzyskami.