Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Prawo i pięść

Oszukujemy się, że żyjemy w państwie prawa, a przecież najczęściej dominację siły nad prawem traktujemy jako coś zupełnie naturalnego, ba!, wręcz potrafimy to doskonale wytłumaczyć i racjonalizować.

Wbrew temu, w co większość z nas chciałaby wierzyć, prawo wciąż ma o wiele mniejsze znaczenie niż siła czy łącząca się z tym władza realna. Oszukujemy się, że żyjemy w państwie prawa, a przecież najczęściej dominację siły nad prawem traktujemy jako coś zupełnie naturalnego, ba!, wręcz potrafimy to doskonale wytłumaczyć i racjonalizować. O ile jeszcze przewagę siły nad prawem zauważamy jako zjawisko negatywne na poziomie działania państwa, czy blisko nas, lokalnie, o tyle w skali szerszej i globalnej przeciętnemu człowiekowi to zjawisko całkowicie umyka.

Wzięcie łapówki przez policjanta czy innego urzędnika mogącego wykorzystać swoją władzę by obejść, albo wręcz złamać prawo zauważamy, rozumiemy i zasadniczo potępiamy. Choć zauważamy, rozumiemy i potępiamy to jednak nie robimy nic, bo mamy świadomość (często wcale niesłusznie - co na przykład udowadnia Tomasz Parol w swojej akcji Anuluj Mandat), że nic nie da się zrobić. W przypadku skali większej niż lokalna, na poziomie regionalnym, czy międzynarodowym, łamania prawa siłą bądź to nie zauważamy wcale, bądź za każdym razem gdy ono następuje szukamy jakiegoś wykrętu, omijamy temat bądź zwyczajnie przyjmujemy kłamstwo jako prawdę. Dzieje się to, jak mi się wydaje, w dużej części nieświadomie - przyznanie i uznanie, że w zasadzie całość polityki opiera się tak naprawdę na sile, a nie na stosowaniu prawa wprowadziłoby zbyt silny dysonans w umysłach ludzi, którym od zawsze wbija się w głowę hasła o demokracji, sprawiedliwości i rządach prawa. Wiara w realne funkcjonowanie mechanizmów nazywanych tymi pojęciami jest tak wielka, że, jak mi się wydaje, żadne fakty nie są tego w stanie zmienić. Nie bez znaczenie jest tu oczywiście rola mediów i sposoby, w jaki informują o wydarzeniach, jednak mam wrażenie, że poczucie konieczności stosowania prawa i bez tej medialnej propagandy wcale nie jest czymś zgodnym z naturą ludzką. Ludzie chyba po prostu uznają i podporządkowują się prawu pięści, prawu silniejszego.

Zjawisko to było dość dobrze widać na przykład w przypadku amerykańskiej napaści na Irak, która była całkowicie niezgodna z jakimikolwiek zasadami prawa międzynarodowego (a dodatkowo wszystkie amerykańskie argumenty i wyjaśnienia były prymitywnymi kłamstwami), a jednak w wielu miejscach na świecie - w tym na przykład w Polsce - wydarzenie to analizowane jest w zasadzie zawsze i wszędzie w całkowitym oderwaniu od kwestii prawa. Przyjmuje się, że skoro USA napadły na Irak, to jakiś powód był, z pewnością dobry, i to wystarcza za jakiekolwiek wyjaśnienia podstaw prawnych. Mało tego - większość Polaków uważa za powód do dumy udział naszych wojsk w tej agresywnej wojnie, z której nie wynieśliśmy w ogóle żadnych korzyści, tylko koszty. Za sprawą mediów natomiast w przypadku przyłączenia Krymu do Rosji kwestie prawa międzynarodowego były dość często poruszane, ale mam wrażenie, że temat ten już wygasł i powszechnie, w świadomości przeciętnych ludzi, fakt też został uznany za dokonany i nikt sobie prawem międzynarodowym głowy nie zawraca.

System oparty na prawie powinien teoretycznie działać tak, że w sprawach, które są opisane konkretnymi przepisami czy umowami, rozwiązanie stosowane przez dowolną osobę czy instytucję, w dowolnych warunkach będzie takie samo, gdyż to przepis prawa czy umowy określi jakie ma być. Problem pojawia się w sytuacji, w której prawo na dany temat się nie wypowiada wcale, a jakaś kwestia potrzebuje rozwiązania. W przypadku systemu prawa odnoszącego się do osób prywatnych sprawa jest dość powszechnie jasna - w naszym systemie wynikającym z prawa rzymskiego, jeśli coś nie jest zakazane, to jest to dozwolone. Inaczej jest jednak w kwestiach instytucji - te powinny działać jedynie w ramach prawa, i jeżeli coś nie jest przez prawo dla danej instytucji przewidziane, to instytucja ta nie może tego robić. Trafnie swego czasu zwrócił uwagę na to na przykład Piotr "Vagla" Waglowski (www.vagla.pl), który zauważył, że strony instytucji publicznych, takich jak ministerstwa, są faktycznie zjawiskiem nielegalnym o tyle, że nigdzie w przepisach nie jest napisane, że ministerstwa mają zakładać strony internetowe. (Od tego czasu ponoć sprawa została uregulowana prawnie choć nadal instytucje publiczne nielegalnie reklamują na swoich stronach prywatne portale - czyli prywatne firmy - takie jak Youtube czy Facebook, bez żadnej umowy).

Mamy dziś problem z obecnością Grecji w strefie euro. Wszędzie mówi się o ewentualnym opuszczeniu jej przez to państwo, a właściwie poza wspomnieniem półgębkiem w niektórych doniesieniach, nie mówi się wcale o tym, że nie ma żadnej drogi, żadnego przepisu w umowach unijnych, który przewidywałby wyjście jakiegoś państwa ze strefy euro. Po prostu nie ma. Nie ma więc prawnej możliwości wypchnięcia Grecji z euro - i władze Grecji skądinąd dobrze o tym wiedzą i wykorzystują to w negocjacjach.

Tu drobna uwaga - oczywiście istnieje "królewska droga" wystąpienia ze strefy euro, to znaczy art 50 Traktatu o Unii Europejskiej, który przewiduje wystąpienie państwa z Unii Europejskiej - ale oczywiście tego nikt nie bierze pod uwagę, przynajmniej na razie.

Nie ma jak wyjść ze strefy euro, a jednak niewykluczone, że Grecja wyjdzie z niej. Albo zostanie zastosowana jakaś sztuczka - na przykład wprowadzenie w Grecji dwóch walut równoległych, co by zapewne mocno skomplikowało sytuację gospodarczą tego państwa (i zapewne byłoby również niezgodne z prawem unijnym), - albo po prostu zostanie ad hoc zmienione prawo unijne i Grecja zostanie ze strefy euro wypchnięta. Czyli prawo zostanie zmienione pod konkretną, jednostkową sytuację, co samo w sobie jest faktycznie zaprzeczeniem praworządności. Ale tak naprawdę, wszyscy o tym wiemy i przyjmujemy to jako naturalne, że przecież w Unii o wszystkim ostatecznie zadecydują Niemcy. Czyli, że o wszystkim zadecyduje siła. I władza. Bo jedno wypływa z drugiego.

Prawo jest faktycznie narzędziem, które stosują możni tego świata do realizacji swoich interesów. Manipulują nim dowolnie. My to w zasadzie wiemy, ale lubimy wierzyć w to, że prawo jest czymś obowiązującym wszystkich, obiektywne, może czasami niedoskonałe, ale sprawiedliwe. Codzienność przekonuje nas, że tak nie jest, ale i tak nie chcemy tego zauważać.

Warto zdać sobie sprawę z tego i pamiętać, że konflikt pięści i prawa możliwy jest tylko na najniższym poziomie, poziomie tych "maluczkich". Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z poważnymi sprawami, pięść wykuwa na kamiennych tablicach prawa, które z racji tego, że są wykute w kamieniu wydają się nam niezmienne, ale zapominamy, że pięść jest zawsze w stanie przekuć to, co jest wykute w kamieniu, albo po prostu kamienne tablice rozbić. Ludzie, którzy mają władzę tworzą prawa, stosują prawa i zmieniają je wedle swoich potrzeb. A jak chcą, to je również omijają. "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?"

Tylko my tego nie chcemy za bardzo widzieć i wciąż odwracamy wzrok.

Data:
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.