Komunikat ten w oryginalnej wersji wygląda następująco: „22 czerwca 2015 r. (poniedziałek) o godz. 10.00 w Pałacu Prezydenckim na wniosek Prezesa Rady Ministrów, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski wskaże gen. broni Marka Tomaszyckiego, Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, jako kandydata do mianowania w czasie wojny na stanowisko Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych.” Ciśnie się na usta pytanie, czy grozi nam w najbliższych dniach jakaś wojna, że już w niedzielę trzeba zapowiadać „wskazanie” przez prezydenta kandydata na Naczelnego Dowódcę SZ? Myślę, że odpowiedź jest znacznie mniej dramatyczna, za to jakże polska, nasza, rodzima. Pragnę zwrócić uwagę Czytelników, że owo „wskazanie” ma odbyć się o godzinie 10.00, a więc sześć godzin przed zapowiedzianym w zeszłym tygodniu na poniedziałek, 22 czerwca, pierwszym spotkaniem ustępującego prezydenta z prezydentem-elektem wraz z ich małżonkami. Zatem, należy przypuszczać, że i to „wskazanie” (chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tej nowej formy działalności kadrowej), podobnie jak nominacja nowego Dowódcy Generalnego RSZ, nie została w żaden sposób uzgodniona z nowo wybranym prezydentem. Myślę, że takie zapowiedzi dobitnie podkreślają, jakie tematy na pewno nie będą poruszane na tym spotkaniu. BBN taką zapowiedzią daje wyraźny sygnał, że takie zagadnienia jak wyznaczenie dowódcy generalnego, „wskazanie” kandydata na Naczelnego Dowódcę SZ na czas wojny i być może awanse generalskie z okazji Święta Wojska Polskiego, prezydent Komorowski uważa za załatwione we własnym zakresie i niepodlegające dyskusji. No cóż, nie wszyscy mogą się pogodzić z nieoczekiwaną klęską i brak im umiejętności godnego przegrywania i odejścia z klasą, tym bardziej, że owa klęska zaskoczyła w obliczu tylu jeszcze nierozstrzygniętych problemów. Osobiście oceniam, że owe nominacje i „wskazania” przeprowadzane w ten sposób przez Bronisława Komorowskiego to duże afronty w stosunku do prezydenta-elekta i nie zdziwiłbym się gdyby jutro, w obliczu takich posunięć prezydent Andrzej Duda zrezygnował z zaproszenia na spotkanie w Belwederze.
Wspomniałem o awansach generalskich, ponieważ niektóre media zaczęły spekulacje, że w związku z przegranymi wyborami, prezydent Komorowski chce przyspieszyć z 15 sierpnia na 1 sierpnia wręczenie awansów generałom i admirałom, po to, aby zrealizować własne plany w tym zakresie, których na pewno nowy prezydent by nie zrealizował. Jeżeli to miałoby okazać się prawdą, to w naszym kraju będzie już nie tylko strasznie, ale i śmiesznie. Na tym jednak śmiech nie miałby się zakończyć, gdyż, jak donoszą inne media, obecna administracja kombinuje jak by tu zmienić ustawę regulująca działalność wspomnianego BBN, tak, aby jeszcze prezydent Komorowski mógł wyznaczyć nowego szefa Biura i to tak skutecznie, że nowy prezydent nie mógłby go z tego stanowiska usunąć. Jest to na tyle nieprawdopodobne, że z zapartym tchem będę czekał na ewentualne projekty w tej kwestii, bo będzie to kolejna pokazowa lekcja jak w imię interesów wąskiej grupy ludzi można łamać Konstytucję. Chyba o unikaniu takich, między innymi, zmian ustrojowych mówił swego czasu prezydent-elekt zwracając się do członków rządu na uroczystości wręczenia aktu wyboru na prezydenta RP.
Powracając do planowanej uroczystości „wskazania” kandydata na Naczelnego Dowódcę SZ dobrze by było przypomnieć, że pomysł ten zrodził się w głowie szefa BBN wraz z reformą systemu dowodzenia. W znowelizowanej wtedy ustawie o powszechnym obowiązku obrony RP w artykule 5. mówiącym o szczególnych uprawnieniach prezydenta, jako zwierzchnika sił zbrojnych, dopisano punkt 1a o brzmieniu: „wskazuje, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, osobę przewidzianą do mianowania na stanowisko Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych”. Z tak zredagowanej treści tego punktu wynikało, że prezydent „wskazuje” takiego kandydata, ale ani słowa nie było w ustawie o tym, w jakim trybie takiego kandydata można „odwskazać”. Wynikało z tego, że taki kandydat mógłby być kandydatem do śmierci lub do osiągnięcia wieku 60 lub najwyżej 63 lat. W kolejnej nowelizacji wspomnianej ustawy przeprowadzonej również według pomysłu Stanisława Kozieja przy okazji regulacji kierowania obroną państwa w czasie wojny, dopisano kolejny artykuł 5a, który w punkcie pierwszym mówi:„osoba, o której mowa w art. 5 pkt 1a, przygotowuje się do realizacji zadań wynikających z kompetencji Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych, do czasu mianowania Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych lub wskazania przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej innej osoby przewidzianej do mianowania na to stanowisko.” Myślę, że ten punkt wprowadzono do ustawy nie przypuszczając, że po dwóch miesiącach po podpisaniu jej przez prezydenta Komorowskiego, tenże prezydent przegra wybory. Te stwierdzenia określają jednak, że ten „wskazany” kandydat nie jest osobą nieusuwalną. Dlatego patrzę na te ostatnie nominacje i wskazania z przymrużeniem oka, traktując je, jako tymczasowe. Spodziewam się, że szczególnie po jesiennych wyborach, w naszych siłach zbrojnych „wyzwoli się” kolejny, znaczny ruch kadrowy.
Trudno oceniać kandydata na Naczelnego Dowódcę SZ, jakim od poniedziałku ma być gen. broni Marek Tomaszycki. Podobnie jak gen. dyw. Różański jego doświadczenie dowódcze kończy się na szczeblu dywizji wojsk lądowych. Jako Dowódca Operacyjny RSZ dowodził kilkoma stosunkowo nielicznymi kontyngentami działającymi poza granicami Polski, ale trudno owo dowodzenie porównywać z dowodzeniem strategiczną operacją obronną całego kraju. Zresztą uważam, że nie ma to większego znaczenia w sytuacji, gdy Naczelny Dowódca SZ ma dowodzić jedynie częścią sił zbrojnych, podporządkowanych mu zgodnie z narodowymi planami użycia Sił Zbrojnych do obrony państwa. Gdy dodatkowo uwzględnimy fakt, że kolejna część tych sił może być podporządkowana sojuszniczym dowództwom na teatrze działań, to może się okazać, że nasz Naczelny Dowódca SZ dowodzić będzie jedynie obroną terytorialną, która ma dopiero powstać i ochotnikami zgrupowanymi wokół gen. dyw. Packa. Zwycięstwo jest, zatem zapewnione i możemy spać spokojnie.