Bo o to w tej zasadzie bezwzględnego stosowania się do przepisów prawa chodzi: nie ważne, czy dany przepis mi się osobiście podoba, czy też nie, czy chciałbym go zachować, czy też zmienić – skoro on jest, to go przestrzegam i nie protestuję wobec kar, jakie wymierza się za jego nieprzestrzeganie.
Głośna sprawa profesora Bogdana Chazana – który, będąc dyrektorem publicznego zakładu opieki zdrowotnej, powołując się na klauzulę sumienia, nie wskazał pacjentce placówki, gdzie mogłaby ona poddać się zabiegowi przerwania ciąży w sytuacji nieodwracalnego uszkodzenia płodu – wskazuje, iż pod względem zasady „dura lex, sed lex”, w ustawie aborcyjnej brakuje niezbędnej symetrii.
Zasada „twarde prawo, ale prawo” obowiązuje bowiem tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z niezgodnym z ustawą (a więc nielegalnym prawnie) przerwaniem ciąży, gdyż ustawa przewiduje tu dla lekarza dokonującego takiego zabiegu karę pozbawienia wolności do lat 2.
Gdy chodzi z kolei o prawo kobiety, która chce dokonać zabiegu przerwania ciąży w sytuacji przewidzianej w ustawie (np. gdy wystąpiło ciężkie uszkodzenie płodu lub ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego) to mamy – jak pokazuje doświadczenie – do czynienia z zasadą „mitis lex non lex” („prawo łagodne nie jest prawem”). Nie wskazanie kobiecie w takiej sytuacji placówki, gdzie mogłaby ona dokonać zabiegu – jak pokazuje choćby przypadek profesora Chazana – nie skutkuje żadnymi sankcjami karnymi. Ta część ustawy jest więc – to właśnie wykazał profesor Chazan – prawem martwym.
Nie kwestionuję rozstrzygnięcia prokuratury, która umorzyła śledztwo w sprawie profesora Chazana. Faktycznie, nie jest on funkcjonariuszem publicznym – trudno więc, by odpowiadał za niedopełnienie obowiązków, za co można ścigać jedynie funkcjonariuszy publicznych. W sposób bezdyskusyjny profesor Chazan złamał art. 39 ustawy o zawodzie lekarza, który nakazywał mu wskazanie innego lekarza lub innej placówki – ale ustawa nie przewiduje tu żadnych sankcji karnych.
Postępowanie profesora Chazana unaoczniło nam, iż ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, realnie działa tylko w jedną stronę. A nie taka przecież była intencja ustawodawcy. Trzeba więc wprowadzić tu niezbędną symetrię. To można zrobić w dwie strony. Albo cała ustawa będzie działała zgodnie z zasadą „dura lex, sed lex”, albo – też cała – opierać się będzie na zasadzie „mitis lex non lex”, będąc wtedy niczym więcej jak ubranym w formę ustawy zbiorem etycznych postulatów. Nie może być jednak tak, że jedna część ustawy opiera się na pierwszej zasadzie, a pozostała – na zasadzie drugiej.