Gdy dziś
rano po przebudzenia wyjrzałem za okno, zobaczyłem szare, puste ulice.
Brak jakiegokolwiek ruchu na drodze czy na chodniku. Miasto zamarło, co
najmniej tak, jak podczas inauguracji Euro 2012 (swoją drogą było to też
święto, tyle, że footballu, bardziej przyziemne). Niby wszystko ok,
przecież 7 rano, dzień wolny od pracy. Problem w tym, że ta smutna
szarość wraz z biegiem dnia nie zmieniła się ani trochę. Pojawiło się
tylko trochę dostojnie przejeżdżających aut i spacerujących rodzin w
ubraniach nadających się na pogrzeb, a nie na zmartwychwstanie. Czyżby
Wielki Piątek, który jest dniem smutnym, tak mocno odbił się na psychice
ludzi? Skądże znowu, to nasza mentalność. Mentalność społeczeństwa
skrzywdzonego, kojarzącego wszelkiego rodzaju święta z zadumą i
smutkiem. Niektórzy chodzą z takimi grymasami na twarzy jakby przed
chwilą się biczowali. Chociaż i biczowany by się uśmiechał po
przetrwaniu takiej "seryjki" w podzięce do Boga, że to już koniec.
Pojechałem
do rodziny, zabrałem ekipę do kościoła, w kościele też jakoś smutno.
Atmosferę próbował podkręcać ksiądz, wtórowały mu dzieci, jednak również
wyraźnie przytłoczone nastrojem rodziców i dziadków. Znowu miałem
wrażenie, że wszyscy nadal przeżywają Wielki Piątek i ubolewają nad
Jezusem powieszonym na krzyżu zamiast radować się i zgłębiać największą
tajemnicę naszej wiary jaką jest zmartwychwstanie. Czarę goryczy dolała
sąsiadka już po moim powrocie do domu. Kiedy wyszedłem z kotem na klatkę
schodową wyrzucić śmieci (ot takie jedyne kiwnięcie palcem podczas
święta) zostawiłem oczywiście otwarte drzwi, a tam z głośników dość
donośnie leciała bardzo żywa i radosna muzyka ska-punk (kto słyszał ten
wie, polecam). Sąsiadka zwróciła mi uwagę, że mógłbym to wyłączyć albo
ściszyć, bo mamy święto. Nie wytrzymałem i wygłosiłem sąsiadce krótki
wykład na temat obchodzenia świąt przez Polaków i że Wielkanoc jest
świętem najradośniejszym z radosnych i powinna zatańczyć w bikini taniec
hula z tego powodu, a nie mi tu kazać wyłączać muzykę w poważnym tonie.
No dobra, z tym hula to może ciut przesadziłem, musiałbym dużo wypić by
to stało się apetyczne. Nie... nie ma takiej ilości alkoholu. Sąsiadka
wyraźnie zdegustowana uciekła do windy, ale dzięki temu mam wenę na
artykuł. Przyjrzyjmy się kilku najważniejszym świętom w ciągu roku,
zarówno kościelnym, jak i państwowym. Zacznijmy dogłębniej właśnie od
święta Wielkiej Nocy lub jak kto woli święta Paschy (achh Żydzi):
Wielkanoc poprzedza Wielki Post. Jest to czas 40 dni faktycznie bez zabaw, uciech itp itd. To się w Polsce szanuje, Polacy czują się naprawdę jak ryby w wodzie, zamartwianie się mamy we krwi, brak radości mamy we krwi. Dobrze, że chociaż wciąż płynie w nas życzliwość i poszanowanie bliźniego. Chociaż, gdy się wyjedzie do krajów południa Europy blask naszej gościnności, życzliwości itp. wyraźnie gaśnie na tle miejscowych. No, ale nie można być najlepszym, tutaj powiedzmy sobie szczerze, że jest z nami dobrze. Faktycznie wesel czy innych imprez w czasie Wielkiego Postu raczej nie organizujemy, a innych zabaw jest również jak na lekarstwo, za to kolejki do McDrive'a w każdy piątek Wielkiego Postu sięgają sąsiedniej przecznicy. Wynika z tego, że nastrój nam pasuje, ale inne zasady już nie. I tak aż do Wielkiego Piątku, w który zwykle zamawiamy już przynajmniej pizze wegetariańską. Nażreć się w Wielki Piątek też trzeba, a jakże! No dobra, sam zeżarłem pop-corn tego dnia, ale bardziej z zapominalstwa niż z premedytacją. W Wielką Sobotę co 15 minut pojawia się w kościołach tyle ludzi ile w każdą niedzielę zwykłą widzimy łącznie w trakcie dwóch następujących po sobie Mszy Św. No przecież, jutro Wielkanoc, kiełbasa i jajeczko musi pachnieć kropidłem, rodzina przyjedzie, jak wytłumaczymy się z tego, że koszyczek nie istnieje? Ciekawe by się mogły okazać wyniki badań ilu Polaków odwiedza kościół tylko raz w roku idąc z koszyczkiem do święcenia pokarmów, zgaduję, 60%? Swoją drogą parada koszyczków akurat mi się podoba, coś radosnego i kolorowego.
Wielkanoc sama w sobie jest rodzinna, miła i przyjemna,
ale smutna, ponura, nie ma żadnych zabaw, parad, festynów, pieśni itd.
Zobaczcie jak się to świętuje w krajach Ameryki Południowej! Gdybyśmy
okazali w te 2 dni chociaż 1/10 ich radości to te święta wyglądałyby
zdecydowanie korzystniej, a tak? Dzieci chociaż mają frajdę w drugi
dzień świąt, bo będą mogły porzucać się śnieżkami. Pannom przypominam,
że oblanie wodą przez mężczyznę było niegdyś wyrazem jego
zainteresowania i dostrzeżeniem urody owej niewiasty. Także narzeczono
moja, jeśli to czytasz, strzeż się jutra! ;)
Rozpisałem
się i kalendarz musimy nieco przyspieszyć, taka mała hibernacja
na lato (nie lubię gorąca) i lądujemy w listopadzie. Tutaj wypada Dzień
Wszystkich Świętych oraz Święto Narodowe 11 listopada. Dla mało
rozgarniętych przypominam, że jest to data formalnego odzyskania przez
Polskę niepodległości, świętujemy wydarzenia z 1918 roku czyli z
zakończenia pierwszej wojny światowej. Zresztą... jeśli tego nie
wiedziałaś/eś proszę, nie czytaj dalej.
1
Listopada to wizyty na grobach, czemu nie 2? Tego nikt nie wie. Święto
zmarłych jest przecież dzień później, tak się utarło, no trudno. Co
ciekawe owe święto jest również radosne (pisałem, już wcześniej, że sama
nazwa "święto" zobowiązuje). Czcimy świętych, którzy żyli w ciągu
wieków i zostali docenieni w swej świętości przez Kościół Katolicki.
Powinniśmy się cieszyć z ich obecności w niebie i z samego ich
niegdysiejszego istnienia. My natomiast chodzimy na cmentarz by w zadumie i smutku
przeżywać jeszcze raz śmierć naszych bliskich. Ok dajmy na to, że 2
listopada jest już faktycznie święto wszystkich zmarłych, ale nadal
powinniśmy się cieszyć. Ja rozumiem, że czasem ciężko, bo tęsknimy za
bliskimi, ale przynajmniej mi wtedy pomaga obraz jaki wykreowałem sobie w
dzieciństwie. Przedstawiał on wielką balangę w niebie - aniołki,
diabełki (tak, głupie dziecko), jacyś herosi, Zeus ciskający piorunami
(wtedy wszystko mi się jeszcze mieszało), a między nimi mój dziadek
spijający nektar Bogów, jakiś pyszny napój ze złotego kielicha w
towarzystwie niebrzydkich, skąpo ubranych pań. Jeśli każdy z nas będzie potrafił
wykreować sobie w myślach taki oto obraz od razu łatwiej będzie nam
przeżywać ten dzień w taki sposób jak powinniśmy. Przyznaję jednak, że
tutaj trochę miejsca na zadumę i rozpamiętywanie musi być, więc w
ten dzień rozumiem brak hucznych imprez i zakłócania spokoju tym
rozmyślającym. Znowu ulubione święto Polaków.
Święto
Niepodległości przebiega zwykle neutralnie, Polacy zajmują się tym,
czym zajmują się normalnie w wolny dzień od pracy. Przynajmniej zwykli,
szarzy Polacy. Uważam to za błąd. Jak wyglądają obchody podobnych dni w
krajach o wyższym poczuciu dumy narodowej? Spójrzmy na tych, którym
robimy laskę, pfu łaskę - Stany Zjednoczone. Tam 4 lipca jest dniem
niepodległości. Mamy festyny, parady z półnagimi cheerleaderkami, branża
burdelowa przeżywa wzrost dochodów, oraz wszędzie latają fajerwerki.
Dodatkowo zawsze kolejka NFL. W Japonii i Chinach w trakcie podobnych
świąt po ulicach biegają smoki i inne godzille, fajerwerki również
wskazane. Na Jamajce wszyscy palą jointy ;) Jak to wygląda u nas?
Defilada wojsk przed grobem. Tak! grobem nieznanego żołnierza w
Warszawie, honorowe uroczystości z udziałem prezydenta. Wszyscy na
poważnie, pod krawatem, a społeczeństwo patrzy tylko na to i wszystkim się udziela. Atmosfera
dorocznie podobna jak w trakcie pogrzebu prezydenta w 2010 roku, jedyna
różnica polega na tym, że nikt nie płacze. Ludzie...