My, Polacy czcimy – niektórzy twierdzą, że aż do przesady – każdą potyczkę polskiego żołnierza, a tu putinowcy udzielają nam ważnej lekcji. – Czcicie poległych bohaterów spod Monte Cassino i Arnhem – zdają się nam wytykać Rosjanie – a zapominacie o Borodino.
Młodszym czytelnikom wyjaśnię. Pod Borodino nie biła się I dywizja piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Kościuszkowcy walczyli pod Lenino. Pod Borodino nieopodal Moskwy w 1812 roku odbyła się wielka bitwa miedzy wojskami napoleońskimi i dowodzoną przez Kutuzowa armią rosyjską. Bitwa, która kosztowała obydwie strony po kilkadziesiąt tysięcy zabitych, nie została rozstrzygnięta. W jej wyniku Napoleon co prawda zajął Moskwę, ale Kutuzowa nie rozgromił, co za parę miesięcy zmusiło Francuzów do odwrotu, a w konsekwencji przyniosło im klęskę.
Pod Borodino poległo około 2 tysięcy Polaków. Ich ofiarę upamiętnia tablica na Grobie Nieznanego Żołnierza. Nie sądzę jednak by dzisiaj, po przeszło 200 latach, polską idée fixebyło wzniesienie pod Borodino pomnika poległych Polaków z Wielkiej Armii. A to nam właśnie proponują dzisiaj ludzie od Putina.
Nie za darmo, rzecz jasna. Bo rzecz tak naprawdę idzie o pomnik upamiętniający ofiary tragicznej katastrofy Tu-154 w Smoleńsku. Rosjanie mówią tak: – Ok, my wam damy zgodę na pomnik w Smoleńsku, jeśli wy zgodzicie się na pomnik upamiętniający sowieckich jeńców wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku spoczywających na cmentarzu w Krakowie. A jeśli to było trudne dla was do przyjęcia, to dorzucimy wam zgodę na pomnik pod Borodino. To jakiś żart? – chciałoby się zapytać. Bo co powiedzieć na tak bezczelną propozycję? Może jeszcze bardziej podbić bębenek i zażądać, by na Placu Czerwonym wzniesiony został pomnik hetmana Żółkiewskiego, zdobywcy Moskwy w 1610 roku?
Poczucie humoru Władimira Putina zdumiewa. To niewątpliwie tzw. czarny humor. Jedno jest pewne – nikt dzisiaj w Polsce nie jest w stanie bardziej podkręcić antyrosyjskich nastrojów niż sam Putin i jego ludzie.