Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Nauka pójdzie w las?

W piątek, 27 marca odbyła się konferencja prasowa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, na której prokuratorzy przedstawili rezultaty trwającego już prawie pięć lat śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Odżyły wspomnienia tamtych tragicznych dni.

Nauka pójdzie w las?
Katastrofa w Smoleńsku
źródło: Flickr

Ponownie przeczytałem napisane przeze mnie w kwietniu 2010 roku na blogu teksty dotyczące katastrofy. Zacząłem lekturę od pełnego emocji, choć krótkiego tekstu „Niewyobrażalna tragedia”, napisanego kilka godzin po katastrofie, w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Potem tekst z 12 kwietnia „Zamiast powstrzymanego komentarza”, napisany po opublikowanym w mediach niebywałym apelu ówczesnego (Bogdan Klich) kierownictwa MON 

„do wszystkich żołnierzy rezerwy i tych pełniących służbę w szeregach Wojska Polskiego o powstrzymanie się od dalszych komentarzy dotyczących okoliczności tragedii do czasu zbadania tej sprawy przez powołane do tego celu eksperckie komisje”

, który oceniłem, jako próbę zamknięcia ust tym wszystkim, którzy mogliby dysponować niewygodną dla rządzących wiedzą o prawdopodobnych przyczynach i przesłankach katastrofy. O emocjach wtedy panujących niech świadczy fakt, że ten niedługi tekst w ciągu zaledwie kilku godzin przeczytało ponad 12 tysięcy czytelników. Przypomniałem sobie również pozostałe pięć kwietniowych tekstów poświęconych katastrofie i towarzyszącym jej okolicznościom.

Piątkowa konferencja prasowa prokuratury, a szczególnie jej część poświęcona bezpośrednim przyczynom katastrofy przypomniały mi także napisany przeze mnie artykuł „Katastrofa w armii?”, który ukazał się w numerze 28 tygodnika „Przegląd” z dnia 19 lipca 2009 roku, a więc prawie rok przed katastrofą smoleńską. Artykuł ten powstał przeszło rok po katastrofie pod Mirosławcem i kilka tygodni po dwóch kolejnych katastrofach w polskim lotnictwie wojskowym. Przytoczę kilka fragmentów tego tekstu. Zacznę od tego akapitu: 

„Widać wyraźnie, że profesjonalizacja armii ma obecnie wielki wpływ na jej liczebność. Animatorzy tego procesu już widocznie się zorientowali, że to bardzo kosztowna inwestycja, i dlatego bez żenady mówią o jedynie stutysięcznym Wojsku Polskim. Zapewne i te kalkulacje zostaną szybko zweryfikowane w dół. Powstaje pytanie, czy wraz z malejącymi stanami ilościowymi wojska rośnie jego jakość. Czytając opublikowane ostatnio raporty komisji badania wypadków lotniczych dotyczące przyczyn rozbicia się samolotu An-28 Bryza Marynarki Wojennej i śmigłowca Mi-24D Wojsk Lądowych, można dojść do wniosku, że niestety nie. Obie katastrofy pociągnęły za sobą ofiary śmiertelne. W obu przypadkach nie zawiódł sprzęt ani warunki atmosferyczne, ale niestety ludzie. Nawet przygotowane do publikacji raporty przedstawiają straszny obraz nonszalancji, braku dyscypliny, niekompetencji i nieprzestrzegania przepisów.”

 Przytoczę jeszcze jeden charakterystyczny fragment mojego artykułu: 

„Raporty komisji skupiają się na bezpośrednich przyczynach katastrof i okolicznościach, które mogły sprzyjać tym tragicznym zdarzeniom. Komisja nie przedstawiła jednak wszystkich przesłanek, jakie doprowadziły w rezultacie do tego dramatu. Przesłanki owe, bowiem powstały znacznie wcześniej i wyżej niż w załogach czy jednostkach, w których rozegrały się te zdarzenia. Przesłanek trzeba szukać w dowództwach rodzajów sił zbrojnych, a nawet w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, gdzie rodziły się zakwestionowane przez komisję przepisy, gdzie opracowywano wadliwe plany szkolenia, i które w końcu nie utrzymywały właściwej dyscypliny w podległych jednostkach i nie wymusiły na podwładnych znajomości i przestrzegania regulaminów, instrukcji i rozkazów, czyli czegoś, co odróżnia wojsko od cywilnego zakładu pracy.”

Jako podsumowanie tego kącika wspomnień niech posłużą takie oto zdania z artykułu: 

„Tam, gdzie jest kontakt ze sprzętem bojowym, nie ma miejsca na nonszalancki stosunek do tego, co się robi, bo mści się to tak jak w przypadku Casy w Mirosławcu, Bryzy w Gdyni czy „latającego czołgu”

pod Toruniem. Warto w tym miejscu przypomnieć, że po tragedii Casy 11 kwietnia 2008 r. min. Bogdan Klich w Programie I Polskiego Radia wszem i wobec obwieścił „przykręcenie śruby” w wojsku. Postawił wtedy szefowi Sztabu Generalnego WP (…)

zadanie przywrócenia dyscypliny, obowiązujących standardów postępowania oraz obowiązujących procedur szkoleniowych. W świetle opublikowanych raportów jasno widać, że zadania te nie zostały wykonane. Mało tego, w wyniku przykręcenia śruby negatywne zjawiska rok temu ujawnione w Siłach Powietrznych rozprzestrzeniły się na Wojska Lądowe i Marynarkę Wojenną. Czy to także nie jest symptom katastrofy?”

Jakże złowieszczo brzmi w dniu dzisiejszym to pytanie, zadane jeszcze w 2009 roku, gdy mamy tragiczne doświadczenia z katastrofy smoleńskiej i po przeszło czterech latach śledztwa prokuratura oznajmia nam, że przyczynami katastrofy było, między innymi, nieprawidłowe działanie załogi, nieprawidłowe wyznaczenie załogi nieposiadającej odpowiednich uprawnień do lotu tym typem samolotu oraz niezamknięcie lotniska w Smoleńsku przez rosyjskich naziemnych kontrolerów lotu. W świetle tych ustaleń widać, w jakim kierunku będzie podążać śledztwo. Prokuratorów interesują bezpośredni sprawcy powyższych nieprawidłowości lub przestępstw. Zarzutów załodze nie postawią, bo nikt nie przeżył katastrofy. Nie postawią prawdopodobnie również zarzutów ludziom odpowiedzialnym za stworzenie wielu przesłanek do tej katastrofy, a więc postawiono zarzuty tym, którym postawić je jest najłatwiej, ale spowodować ich ukaranie jest najtrudniej (jeżeli w ogóle możliwe), czyli obywatelom Federacji Rosyjskiej. Wprawdzie śledztwo przedłużono do października bieżącego roku, ale mogę chyba już teraz z dużą dozą pewności przewidzieć jego rezultat, a mianowicie – umorzenie. W ten sposób cała nauka, jaka powinna być z tej tragicznej katastrofy pozyskana, pójdzie w przysłowiowy las. Co do zarzutów dla rosyjskich kontrolerów, to już wczoraj strona rosyjska odpowiedziała, że nie widzi żadnej winy u swoich obywateli. Kuriozalnie brzmi komunikat polskiej prokuratury wojskowej, że zwróciła się do strony rosyjskiej o pomoc prawną w sprawie owych kontrolerów, w sytuacji, gdy tego samego dnia pani Pochanke w TVN24 przeprowadza audycję obrzucającą błotem rosyjskiego prezydenta, po której, w mojej ocenie, nie tylko nie będzie żadnej pomocy prawnej, lecz niejedno państwo zerwałoby stosunki dyplomatyczne.

Na marginesie owej audycji chciałbym jeszcze skomentować pojawiający się w niej (i nie tylko) temat ostatnich ćwiczeń armii rosyjskiej, w której brało udział około 80 tysięcy żołnierzy. W naszych mediach ta liczba wywołuje dziwnie paniczne reakcje. Zatem, chciałbym te głosy skomentować takim oto stwierdzeniem: jaka armia, takie ćwiczenie. Przypomnę, że po pierwsze, owe 80 tysięcy żołnierzy to około 10% ogólnego stanu ilościowego armii rosyjskiej w czasie pokoju, a po drugie, w polskim ćwiczeniu „Anakonda 2014” brało udział około 12 tysięcy żołnierzy polskich, a to stanowi prawie 13% ogólnej liczby żołnierzy Wojska Polskiego. Z tego wynika, że w nasze ćwiczenie zaangażowaliśmy stosunkowo większą część polskiej armii niż Rosjanie, a przecież jesteśmy dumni z tego ćwiczenia i uważamy je za wielki sukces. Nie stosujmy, zatem filozofii Kalego i zamiast biadolić, obserwując ćwiczenia u sąsiadów, organizujmy własne o stosunkowo podobnym rozmachu, z tym, że nie co dwa lata, jak to robi się z „Anakondą”, lecz co roku i nie jako ćwiczenie dowódczo-sztabowe (jak miało to być ze wspomnianą „Anakondą 2014”), lecz jako pełnokrwiste ćwiczenia z wojskami. To, moim zdaniem, najlepsze lekarstwo na nasze wszelkie frustracje i strachy.

Data:
Kategoria: Polska

Piotr Makarewicz

Piotr Makarewicz - https://www.mpolska24.pl/blog/piotr-makarewicz

Autor bloga,generał dywizji WP, lat 61, od kwietnia 2006 roku na emeryturze. W swojej karierze był między innymi dowódcą 8 pułku czołgów 11 Dywizji Pancernej, 1 pułku zmechanizowanego 1 Dywizji Zmechanizowanej, dowódcą 9 Dywizji Zmechanizowanej i 16 Dywizji Zmechanizowanej. Był szefem sztabu - zastępcą dowódcy Krakowskiego Okręgu Wojskowego i szefem sztabu Korpusu Powietrzno-Zmechanizowanego oraz szefem szkolenia - zastępcą dowódcy Pomorskiego Okręgu Wojskowego. Przez ostatnie 5 lat służby był dyrektorem Departamentu Kontroli MON. Od 3 maja 1996 roku - generał brygady, od 15 sierpnia 2003 roku - generał dywizji. Zachęcam do komentowania i zapraszam do prezentowania własnych poglądów.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.