Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Zbrodnia, ale czy będzie kara?

Istnieje szansa, że wkrótce zakończony zostanie proces żołnierzy oskarżonych o masakrę ludności cywilnej w wiosce Nangar Khel w Afganistanie. Jest to tak odległa sprawa, że pozwolę sobie przypomnieć kilka faktów.

Zbrodnia, ale czy będzie kara?
Wojna Afganistan
źródło: Flickr

W dniu 16 sierpnia 2007 roku pododdział polskich żołnierzy uczestniczących w misji w Afganistanie ostrzelał wioskę Nangar Khel z moździerza i broni maszynowej. W wyniku tego ostrzału na miejscu zginęło sześć osób: dwie kobiety i mężczyzna – pan młody przygotowujący się do wesela oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu. Tak, że ostateczna liczba zabitych wyniosła osiem osób i kilka osób rannych, w tym również kobiety i dzieci (trzy kobiety trwale okaleczone). O tę zbrodnię oskarżono siedmiu polskich żołnierzy. W listopadzie 2007 roku prokuratura wystąpiła o areszt wobec siedmiu podejrzanych. Proces żołnierzy rozpoczął się dopiero w lutym 2009 roku przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. W czerwcu 2011 roku WSO z braku dowodów uniewinnił wszystkich żołnierzy. Przypomnę, że sześciu oskarżonym prokuratura postawiła zarzut ludobójstwa, a jednemu zarzut ostrzelania niebronionego obiektu. Faktycznie, takie zarzuty, w mojej opinii, trudno było udowodnić. Nie mniej, po ogłoszeniu tamtego wyroku wypowiedziałem się w mediach i na swoim blogu, że żaden wyrok nie zmieni faktu, że w Nangar Khel zginęli niewinni ludzie. Wyrok uniewinniający świadczył o tym, że mieszkańcy Nangar Khel zostali zabici legalnie, zgodnie z konspektem i polskim prawem. Trudno się, zatem dziwić prokuraturze, że wniosła apelację do Sądu Najwyższego, który w marcu 2012 roku utrzymał wyrok uniewinniający w stosunku do trzech żołnierzy, a sprawę czterech pozostałych skierował do ponownego rozpatrzenia przez Wojskowy Sąd Okręgowy. Obecnie, po prawie ośmiu latach, pojawiła się szansa, że ta ciążąca na honorze i obliczu Wojska Polskiego sprawa, przynajmniej formalnie, doczeka się końca. Prokurator w mowie końcowej zażądał dla oskarżonych kar od 12 do 5 lat pozbawienia wolności. Poza tym ppor. Bywalec, chor. Osiecki oraz plut. rez. Borysiewicz mieli by zapłacić po ponad 80 tys. złotych zadośćuczynienia ofiarom tragedii. Jeszcze w tym tygodniu obrońcy mają wygłosić swoje mowy końcowe, a potem trzeba będzie czekać na wyrok. Nie można wykluczyć kolejnych apelacji obydwu stron, a wtedy okaże się, że na prawomocną karę trzeba będzie czekać około dziesięciu lat po dokonaniu zbrodni.

Sprawie Nangar Khel poświęciłem kilka tekstów na swoim blogu i podobnie jak wtedy, teraz również chciałbym podkreślić dwa, moim zdaniem, istotne wątki tej sprawy. Po pierwsze, podobnie jak obrońcy oskarżonych, nie mogę zgodzić się z kwalifikacją zarzutów, jako ludobójstwa. Z jednej strony nigdy nie uwierzę, że nasi żołnierze świadomie chcieli zabić te osoby cywilne, w tym kobiety i dzieci. Z drugiej jednak strony nie przekonują mnie głosy o tym, że tam była wojna, a w czasie wojny giną również i cywile. Polska nigdy nie prowadziła wojny z Islamską Republiką Afganistanu i takie uzasadnienia ofiar wśród ludności cywilnej są bezpodstawne. Owszem, szczególnie w Afganistanie mieliśmy dużo przypadków tzw. „omyłkowych” ostrzałów lub uderzeń dronów i lotnictwa, w wyniku których ginęli niewinni ludzie, ale na szczęście Nangar Khel był jedynym takim przypadkiem z udziałem polskich żołnierzy. Były to jednak zawsze czyny naganne, potępiane zarówno przez władze Afganistanu, jak i przez społeczność międzynarodową. Uważam, więc, że w stosunku do Nanagar Khel my również nie możemy udawać, że nic się takiego nie stało, że w zasadzie nikt za to nie musi odpowiadać. Jeżeli nie było to ludobójstwo, to, moim zdaniem, mieliśmy do czynienia, co najmniej z nieumyślnym spowodowaniem wielokrotnej śmierci. Zachęcam Czytelników do wyobrażenia sobie takiej oto sytuacji: ten sam pododdział wykonuje podobne zadanie ogniowe z tej samej broni, z tym, że nie w Afganistanie, lecz w Polsce, na przykład na poligonie drawskim. W wyniku określonych błędów pociski nie poleciały do celu, lecz w kierunku miejscowości położonej na obrzeżach poligonu i spowodowały taką samą liczbę ofiar wśród mieszkańców wsi, jak w Nangar Khel. Nie wiem czy Czytelnicy mogą sobie wyobrazić, bo ja mogę, ten skandal i medialną wrzawę oraz oburzenie społeczeństwa, jakie taki wypadek wywołałby w naszym kraju, owe wołania o kary i zdejmowanie ze stanowisk osób odpowiedzialnych za tę sytuację. Myślę, że ewentualne procesy trwały by znacznie krócej i kary były by bardzo surowe. Osobiście nie widzę większej różnicy między wypadkiem (bo tak to nazywam) w Nangar Khel, a „wypadkiem” będącym wytworem mojej wyobraźni w warunkach polskich. W obydwu przypadkach śmierć ponieśli niewinni, niczego niespodziewający się ludzie. Jest zbrodnia, musi być kara.

Drugą kwestią jest to, czy za ową zbrodnię w Nangar Khel wszyscy odpowiedzialni poniosą konsekwencje. Jeżeli zapadną prawomocne wyroki w sprawie tych czterech oskarżonych, to będzie, moim zdaniem, absolutne minimum ilości osób, które powinny ponieść jakiekolwiek konsekwencje po tej tragedii. Posłużę się słowami, które napisałem w 2012 roku po wyroku Sądu Najwyższego. W mojej ocenie omyłkowy ostrzał jest możliwy wtedy, gdy zawodzi wywiad i rozpoznanie, gdy jest źle zorganizowany system dowodzenia, a stawianie zadań bojowych jest spłycane i niezgodne z zasadami i w końcu, gdy uderzenia i ogień jest prowadzony niecelnie i nieprecyzyjnie. Jednym słowem, gdy są poważne braki w wyszkoleniu i błędy w organizacji walki. Za taki stan rzeczy tylko częściowo odpowiadają ci na samym dole – wykonawcy rozkazów. Sąd Najwyższy uniewinniając prawomocnie w 2012 roku celowniczego moździerza stwierdził, że wprawdzie wprowadzał on nastawy do celownika, ale były one wypracowywane i podawane mu w postaci komend przez jego przełożonych i musiał on je wykonywać. Uważam, że to słuszne podejście, ale nie wiem czy Sąd zdał sobie sprawę z tego, jaki uruchomił łańcuch osób usytuowanych wyżej, a odpowiedzialnych za te złe komendy. Dlatego też uważam, że liczba oskarżonych w sprawie Nangar Khel jest zbyt mała, gdyż nikt nie odpowiada za takie, a nie inne przygotowanie tych żołnierzy do misji, za tak wadliwie zorganizowany system dowodzenia, za takie zorganizowanie kontyngentu z jego organami wywiadu i rozpoznania. Wiele z tych odpowiedzialnych osób funkcyjnych do dziś służy w wojsku i to na eksponowanych stanowiskach. Odpowiedzialność za niewłaściwe przygotowanie, niewłaściwe zorganizowanie dowodzenia kontyngentem i niewłaściwe rozpoznanie pola walki ponoszą wszyscy przełożeni, począwszy od ówczesnego kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, przez Sztab Generalny, ówczesne Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych, czy dowództwo kontyngentu. Nie wszyscy powinni być pociągani do odpowiedzialności karnej, ale wielu powinno ponieść konsekwencje służbowe i personalne. Paradoksalnie, są wśród tego grona i tacy, którym sprawa Nangar Khel nie tylko nie zaszkodziła, ale stała się trampoliną do dalszych awansów, również na najwyższe stanowiska w wojsku. Zatem mamy do czynienia ze zbrodnią, co do tego nie ma chyba wątpliwości, ale czy wszystkich spotka adekwatna kara? Osobiście bardzo wątpię.

Na koniec, krótkie odniesienie do czasów współczesnych. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że jedną z istotnych przyczyn tragedii w Nangar Khel był chaos w systemie dowodzenia. Na ten stan rzeczy złożyła się, między innymi, ograniczona rola dowództwa polskiego kontyngentu w dowodzeniu rozproszonymi po amerykańskich bazach polskimi pododdziałami. To, moim zdaniem, typowy przykład na to, do czego może prowadzić naruszenie podstawowej zasady w dowodzeniu: „szkolisz, dowodzisz, odpowiadasz”. Wtedy ktoś inny szkolił, ktoś inny dowodził, a w zasadzie nikt nie odpowiadał. Czy przypadkiem teraz, po reformie systemu dowodzenia w czasie pokoju i „poprawieniu” zasad kierowania obroną państwa w czasie wojny, nie będzie podobnie?

Data:
Kategoria: Polska

Piotr Makarewicz

Piotr Makarewicz - https://www.mpolska24.pl/blog/piotr-makarewicz

Autor bloga,generał dywizji WP, lat 61, od kwietnia 2006 roku na emeryturze. W swojej karierze był między innymi dowódcą 8 pułku czołgów 11 Dywizji Pancernej, 1 pułku zmechanizowanego 1 Dywizji Zmechanizowanej, dowódcą 9 Dywizji Zmechanizowanej i 16 Dywizji Zmechanizowanej. Był szefem sztabu - zastępcą dowódcy Krakowskiego Okręgu Wojskowego i szefem sztabu Korpusu Powietrzno-Zmechanizowanego oraz szefem szkolenia - zastępcą dowódcy Pomorskiego Okręgu Wojskowego. Przez ostatnie 5 lat służby był dyrektorem Departamentu Kontroli MON. Od 3 maja 1996 roku - generał brygady, od 15 sierpnia 2003 roku - generał dywizji. Zachęcam do komentowania i zapraszam do prezentowania własnych poglądów.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.