Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Co nam grozi?

Czy nie powinniśmy się bać? Oczywiście, że powinniśmy. Jest czego.

Co nam grozi?
źródło: Flickr CC 2.0

Widmo krąży nad Europa, widmo putinizmu... Niektórzy starsi ludzie pewnie będą wiedzieli, do czego się odnoszę, młodsi pewnie nie i bardzo dobrze, i niech tak zostanie.

Histeria opanowała media nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, a nawet podobno i w USA też ciągle wymachuje się rosyjskim strachem na wróble i robi to wręcz sam prezydent Obama. Ogólnie opinia przedstawiana przez właściwie jednogłośne media jest taka, że Rosja nam grozi. Nie ma za wiele uzasadnień takiej opinii, wydaje się, że pewne rzeczy mają być uznane za oczywiste, bo chodzi o wywołanie strachu, a nie o sensowną analizę sytuacji. Chodzi o hodowanie emocji, a nie o refleksję.

W sytuacji, w której główne, opiniotwórcze media na świecie są w tych samych rękach kilku banków i kilku producentów broni (łatwo sprawdzić, zachęcam wszystkich do poszperania) sterowanie opinią jest dość proste. A „opinia publiczna” nie zastanawia się, tylko się emocjonuje.

W Polsce jest o wiele łatwiej niż gdzie indziej wywołać histeryczne reakcje na temat Rosji. U nas ten temat jest w zasadzie TYLKO oparty na emocjach i jest to zrozumiałe, gdy się spojrzy na historię stosunków między naszymi państwami i narodami. Powszechne uczucia, jakie żywimy wobec Rosji to strach, nienawiść i pogarda, i są one wymieszane u większości Polaków w różnych proporcjach.

To, co widzimy dzisiaj na ten temat w mediach to wciąż wracające przypomnienia o groźbie. O tym, że Rosja czyha na nas, że chce nas najechać i zniszczyć. Przypominane są wciąż słowa śp.  prezydenta Kaczyńskiego „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!”. Wygląda na to, że to wystarczy za całość argumentacji. Zakłada się, że każdy tak myśli, że w Polsce każdy WIE, że Rosja chce nas zniszczyć, więc już niczego dodawać, wyjaśniać czy pokazywać nie trzeba. No chyba że jakieś absurdalne informacje o wycince lasów w obwodzie Kaliningradzkim, co miało świadczyć o przygotowaniach do inwazji. To, że Rosja na nas dybie, że chce nam odebrać wolność i duszę, jest po prostu WIADOME. Nie ma potrzeby analizowania sytuacji, tego co się dzieje faktycznie, tego, co mówią i co robią politycy. Wręcz wydaje się, że lepiej jest właśnie tego nie robić, tylko rozniecać emocje.

W polskich mediach rozpowszechniane i nagłaśniane są wciąż „odkrywcze” wiadomości przekazywane przez różnych specjalistów, najczęściej skądinąd wyrwane z kontekstu, że na przykład Rosja może zrzucić bombę atomową na Warszawę. Gdy w odpowiedzi na takie przerażające informacje zauważam, że USA zasadniczo też mogłyby zrzucić bombę atomową na Warszawę, to spotyka się to z głębokim oburzeniem. A przecież jednak jeśli przeanalizować dość dokładnie historię, nie tylko okolic Wisły, Prypeci, Czeremoszu, Odry, Nysy, Karpat i wybrzeży Bałtyku w okolicach Gdańska, ale tak nieco bardziej całościowo, to jednak możemy zauważyć pewne prawidłowości.

Przypomnijmy na przykład sobie KTÓRE państwo zrzuciło już bomby atomowe na jakieś miasto. I gdy już dokonamy tego przypomnienia to może łatwiej pójdzie dalszy tok rozumowania.

Państwa na świecie prowadzą politykę polegającą zasadniczo na tym, że każde z nich chce dla siebie wywalczyć jak najbardziej korzystną sytuację. Część państw nie prowadzi żadnej innej polityki poza robieniem tego, co silniejsze od nich państwa im narzucają. Politycy w tych państwach, a czasem nawet i obywatele tych państw, uznali że korzystniej dla nich będzie bycie wasalem.

Polska jest jednym z takich państw. Nie prowadzimy żadnej niezależnej polityki zagranicznej w żadnym wymiarze. Nie mamy do tego żadnych narzędzi, ani nawet najwyraźniej żadnej woli. Bez wnikania w szczegóły można zaryzykować twierdzenie, że interwencja prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji była taką jednostkową próbą prowadzenia niezależnej polityki zagranicznej. Można założyć, że prezydent Kaczyński chciał działać w wymiarze, który mógł się wydawać pewną przestrzenią wolności dla wasala, którym jesteśmy, ale i tu niepowodzenie było całkowite, bo faktycznie to natychmiastowa interwencja prezydenta Sarkozy'ego położyła kres wojnie Gruzji z Rosją i to Sarkozy odwrócił realnie na swoją korzyść całą tamtą sytuację.

Polska jest państwem-wasalem. Warto to sobie uświadomić. Nie ma się czego wstydzić, sądzę, że większość państw świata to czyiś wasale, nawet takie potęgi jak Niemcy czy Francja są wasalami USA.

Wydaje się, że dziś niczyimi wasalami nie są USA, Chiny, Rosja oraz jak się wydaje Indie, Brazylia, Wenezuela, Iran, RPA... Stopień zwasalizowania innych państw jest różny – Białoruś na przykład wydaje się być całkowicie podległa Rosji, ale już dawne republiki na południe i wschód od Rosji nie są tak jednoznacznie podległe Moskwie i niektóre próbują grać na dwa fronty. Z drugiej strony Turcja, która do niedawna wydawała się wasalem USA próbuje się uniezależnić puszczając oko do Putina.

Polska niczego już nie próbuje. Polska nie ma żadnego planu, żadnej polityki, żadnego celu. Nie wydaje się, by nawet ktoś nad tym myślał tak naprawdę. Pozostaje nam więc hodowanie strachu, nienawiści i pogardy dla Rosji. I udawanie, że jest dobrze tak, jak jest i że nie mamy żadnego wyboru. Może i faktycznie nie mamy, szczególnie z takimi politykami...

Przejrzałem wypowiedzi Putina z ostatnich kilkunastu miesięcy. Wbrew temu, co sugeruje się u nas w mediach POWSZECHNIE, i to tych z lewej jak i tych z prawej, Putin nie wypowiadał się o Polsce. Rosja nie przedstawia ŻADNYCH żądań wobec Polski, żadnych ultimatów, żadnych gróźb. Jest to o tyle zrozumiałe, że my się tak bardzo nie liczymy w obecnej polityce światowej, że jeśli by przyszło do jakichś rozstrzygnięć dotyczących Polski, w jakimkolwiek wymiarze, to z całą pewnością nikt się nas o zdanie pytał nie będzie. Gdyby Polska miała stać się zapleczem wojny USA z Rosją na ziemiach Ukrainy, to będzie zapewne zaatakowana przez Rosję bez żadnych zbędnych ultimatów dla lokatorów Pałacu Namiestnikowskiego czy KPRM w al. Ujazdowskich. Co najwyżej dowództwo sił NATO gdzieś w Niemczech będzie podejmowało decyzję o przyjęciu, lub nieprzyjęciu żądań Moskwy.

Warto mieć tego świadomość.

W chwili obecnej NIC nie wskazuje na to, by Polska w jakikolwiek sposób była przez Kreml traktowana jako specjalny wróg, czy ogólnie cel polityki zagranicznej. Pokojowej, zimnowojennej czy wojennej. Dokładnie nic. Oczywiście jest to smutne, bo lepiej by było, gdybyśmy się dla naszych wrogów jakoś liczyli, ale po prostu taką politykę od ćwierć wieku prowadzą nasi rządzący. Politykę byłej kolonii, która jedyne co potrafi to podporządkowywać się.

Czy nie powinniśmy się więc bać? Oczywiście, że powinniśmy. Jest czego.

Jesteśmy dziś niebezpiecznie blisko miejsca, które może stać się ogniskiem zapalnym nowej wojny. Wojny o dominację nad światem. Wojny która może być dalszym, logicznym ciągiem konfliktu USA ze wszystkimi państwami, które próbują wybić się na niezależność, które nie chcą być wasalami.

Gdy upadł ZSRR USA uznały, że wygrały wojnę więc świat należy do nich. Powstała na gruzach Imperium Zła Rosja nie była żadnym zagrożeniem ze swoim prezydentem pijakiem sterowanym przez chciwych bandziorów. Nie tylko nie był żadnym zagrożeniem, ale wręcz pozwalał amerykańskim koncernom przejąć to wszystko, co w Rosji było najcenniejsze, czyli wydobycie ropy naftowej i gazu i różnych innych surowców. Rosja była utrzymywana wciąż na niskim poziomie rozwoju gospodarczego, państwo nawet zbankrutowało w 1998 i nie było groźne. Było więc traktowane przyjaźnie. Kto pamięta tamte czasy przypomina to sobie z całą pewnością.

A potem nastał Putin i sprawa się rypła. Zimny, cyniczny kagiebista wziął całe towarzystwo za pysk, bandziorów powsadzał do więzień, przegonił lub zwasalizował całkowicie i rozpoczął odbudowę państwa. W kilkanaście lat doprowadził państwo do porządku w znacznym stopniu, doprowadził PKB na głowę mieszkańca do poziomu nieco wyższego niż w Polsce (tak, tak!), a globalnie do poziomu mniej więcej Wielkiej Brytanii i nagle okazało się, że zaczyna się stawiać planom USA.

Amerykanie wciąż mieli (i wielu z nich nadal ma) poczucie, że są panami świata bo wygrali zimną wojnę z ZSRR. Gdy okazało się, że nikt im nie przeszkadza prowadzić swojej polityki na bliskim wschodzie, gdy okazało się, że Moskwa nie wystąpiła w żaden sposób w obronie płk. Kadafiego w Libii i pozwoliła na całkowite zniszczenie tego państwa, wydawało się że faktycznie SĄ tymi panami. Jednak gdy przyszło do próby obalenia prezydenta Assada w Syrii okazało się, że Moskwa powiedziała STOP i nie pozwoliła na to. Tak po prostu. Wszystko już było przygotowane do tego, by międzynarodowa koalicja zlikwidowała „krwawego” Assada, gdy nagle, nieomalże z dnia na dzień okazało się, że prezydent Obama robi krok do tyłu. PODOBNO dlatego, że Rosja nie tylko werbalnie, ale bardzo materialnie postanowiła wesprzeć Assada i strąciła wystrzelone już, lecące nad Morzem Śródziemnym w stronę Damaszku rakiety Tomahawk. Podkreślam to „PODOBNO” bo wersji jest wiele.

A potem zaczął się Majdan, który przez bardzo wielu obserwatorów sytuacji światowej jest uważany za reakcję USA na postawę Rosji w Syrii. Oczywiście nawet jeśli to prawda, to sytuacja z całą pewnością jest o wiele bardziej skomplikowana i element „zemsty”, jeśli ma jakieś znaczenie, to jest on marginalny. A jeśli komuś naprawdę wydaje się, że Majdan to tylko samoistny zryw ludzi nie chcących już więcej korupcji na szczytach władzy, to być może nie ma sensu, by zastanawiali się oni nad sytuacją polityczną na świecie. Lepiej będzie gdy na przykład wrócą do oglądania seriali.

Majdan, to amerykańskie uderzenie w miękkie podbrzusze Rosji. To realizacja planu, którzy Zbigniew Brzeziński opisał prosto i wyraźnie w "Wielkiej Szachownicy". Tu nawet nie ma mowy o żadnej teorii spiskowej – mieliśmy do czynienia z prostą, klarowną i prawie z otwartą przyłbicą realizacją planu przejęcia Ukrainy spod kontroli Rosji. Rozmowa telefoniczna pani Victorii Nulland z ambasadorem USA w Kijowie, podczas której zostało ustalone kto będzie na Ukrainie rządził, ale tak konkretnie, po nazwisku, jest tego dowodem.

KAŻDY kto interesuje się globalną polityką, kto czytał Brzezińskiego, kto stara się oddzielić emocje od analizy wie, że Rosja z całą pewnością zareaguje na podciągnięcie sił NATO pod swoje granice. Osobom, które tak się lubują w szukaniu wszędzie „ruskich agentów”, „trolli” czy modnej ostatnio „piątej kolumny” powiem jedynie, że nawet bez jakiejkolwiek oceny na zasadzie „dobre – złe”, „słuszne – niesłuszne”, „uprawnione – nieuprawnione”, „demokratyczne – niedemokratyczne”, wiadomo było, i nadal wiadomo, że pojawienie się na Ukrainie sił, które Rosja uważa za wrogie spowoduje jej reakcję. Zapewne gwałtowną, szczególnie, że zapowiedzi takiej reakcją są otwarte i wypowiadane wprost.

Gdy obserwujemy sytuację na Ukrainie i ogólnie związaną z Ukrainą, można stwierdzić, że po naszej, zachodniej, natowskiej stronie nie ma żadnej tendencji do dążenia do pokoju. Wystarczy poczytać co mówią główni decydenci, zarówno ci prawdziwi, jak i różni publicyści mający wpływ na opinię publiczną. Chociażby w ostatnich dniach – NIKT nie cieszył się z porozumienia w Mińsku, WSZYSCY wciąż podkreślali, że to nic nie da. Tak jakby zaklinali rzeczywistość, tak jakby chcieli by wszyscy byli o tym przekonani. Ciekawe było również posłuchanie tego, co po podpisaniu porozumień mówił Putin. Naprawdę ciekawe – jak to kogoś będzie interesowało, niech poszuka w youtube, dostępne są nagrania z tłumaczeniem. Nie było to przemówienie kogoś, kto prze do wojny. Wcale. To oczywiście tylko słowa, ale wobec faktu, że władze USA wprost wskazują na Rosję jako swojego głównego przeciwnika, może to jednak o czymś świadczyć. A z cała pewnością świadczy przynajmniej o tym, że póki co Putin nie wysuwa pod naszym, Polskim adresem żadnych roszczeń.

Czy to oznacza, że nam nic nie grozi? Oczywiście nie. Jeśli wybuchnie wojna, to całkiem możliwe, że w Polsce kamień na kamieniu nie zostanie, bo będziemy w tej wojnie ważnym zapleczem, a więc bezpośrednim celem dla rosyjskiego lotnictwa, artylerii i rosyjskich wojsk rakietowych. A może i armii lądowej, bo nie wiadomo jak się potoczą losy wojny. I z całą pewnością mili dla nas nie będą. Będziemy wówczas ich wrogami. Tak na serio.

Niewiele jednak wskazuje na to, by to Rosja parła do wojny. Czasami warto przeanalizować sytuację na podstawie historii ostatnich lat, dziesięcioleci. Na podstawie wypowiedzi strategów.

Jeśli przyjąć – a ja tak właśnie uważam – że na Ukrainie (ale i w innych miejscach na Ziemi) mamy sytuację spowodowaną próbą utrzymania przez USA dominacji nad światem, to warto może zbadać kto był głównym instygatorem różnych wojen w ostatnim  czasie. Powiedzmy w ciągu ostatnich 25 lat. Warto przyjrzeć się ile było ofiar tych wojen, jakie miały realne skutki. Warto policzyć sprawdzić kto ma poza swoimi granicami 650 baz wojskowych. A kto nie ma takich. Warto przyjrzeć się kto faktycznie wojen poza swoimi granicami nie prowadził. Wówczas może łatwiej będzie zrozumieć kto jest zagrożeniem dla pokoju i kto wywoła kolejną wojnę.

Tak. Grozi nam wojna. Nie będzie to jednak wojna sprawiedliwa, wojna o pokój, wojna o wolność czy jakiekolwiek wyzwolenie. Grozi nam, że weźmiemy udział w wielkiej, zaborczej wojnie, w której będziemy po stronie agresora, choć z pewnością uda się to jakoś w mediach zamaskować. Ale warto pamiętać, że już w ciągu ostatnich lat byliśmy agresorem. Polska ramię w ramię z USA napadła na Irak i na Afganistan. To były całkiem nielegalne wojny, które nie przyniosły nam żadnej chwały. Ani żadnych korzyści. Żadnych.

Tak. Obecnie grozi nam wojna. USA wysłało właśnie na Ukrainę 600 spadochroniarzy, Wielka Brytania również wysłała swoje jednostki „doradców”.  My się w tej wojnie liczyć nie będziemy i nikt się z nami liczyć nie będzie. Znów będziemy tylko pionkiem na wielkiej szachownicy.

To nam grozi.

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #Polska #Rosja #usa #wojna
Komentarze 4 skomentuj »

Jest tylko jedno ale. Rosja nigdy nie chciała nas na chwilę w historii zostawić w spokoju. Ciężko nam uwierzyć w ich niezaangażowanie w nasze sprawy. A historia mówi, że o ile do "zachodu" można mieć zastrzeżenia i kosztuje nas to po zbóju fest drogo, o tyle bycie w strefie wpływów Rosji kosztowało nasz kraj niepomiernie więcej. Więc to jest wybór strategiczny. Mniejszego zła. I tylko w takim kontekście należy to rozważać.
Polityka zagraniczna jest jedną z najbardziej brudnych spraw na świecie, i powinna być najmniej emocjonalna. My ciągle nie wzięliśmy sobie do serca powiedzenia Brytoli: Wielka Brytania nie ma przyjaciół, ma tylko interesy. I jeżeli my w polityce zagranicznej gdzieś mówimy o emocjach, przyjaźniach itp. rzeczach to pal to licho że mówimy, ale niektórzy tak naprawdę myślą, to zawsze dostaniemy bęcki i zostaniemy wykorzystani przez zimnych zawodowców.
Dlatego nie traktuję tego tekstu jako V kolumny, ale i nie można polityki Rosji traktować jako obronnej, nigdy taka nie była. Od czasów Piotra I to jest polityka imperialna i nic się tam nie zmieniło, a czasy ZSRR jedynie umocniły to myślenie. A apetyt rośnie w miarę jedzenie. To co próbujemy teraz realizować to budowa koncepcji Piłsudskiego - polskiego przedmurza dla Rosji składającego się z Ukrainy, Białorusi, Litwy. I ten interes stoi w sprzeczności z interesem Rosji stąd mamy to co mamy.
Czasy są niepewne, niestety :(

To prawda, że spotkało nas mnóstwo złego od Rosji. Jednak z Rosją można było się dogadać, i wyjść na tym całkiem nieźle, tylko bardzo wyraźnie nam to nie wychodziło. Mogliśmy na przykład DOSKONALE pozostać Królestwem Polskim, tak jak było Wielkie Księstwo Finlandii. Królestwo Polskie sprzed Powstania Listopadowego było państwem o wiele większym zakresie wolności niż PRL. Nie chcieliśmy, czego ponieśliśmy konsekwencje. Tak jak też ponieśliśmy konsekwencje Powstania Styczniowego.

@Mariusz Gierej

Trzeba zwrócić uwagę na cykl poznawczo emocjonalny.
1. Byliśmy w niewoli ruskich, a Zachód mówił prawdę i cenił wolność.
2. Wyzwoliliśmy się od ruskich, a Zachód mówi... no powiedzmy nie do końca prawdę itp.
3. Następuje wkurzenie na Zachód, częściowo uzasadnione.

Ale Mariusz Gierej ma rację. Rosja jest od zawsze - wrogiem Polski i Polaków. Sam właściwie nie wiem dlaczego. Ale tak po prostu jest. To nie jest kwestia Rosjan jako takich, tylko ich władz. To się nie zmieniło.

To że Putin teraz grzeczny i TERAZ nie wysuwa roszczeń do Polski, to wynik tego, że jest okładany przez tych z Zachodu. Niechby tylko zapanował pełny spokój i granica polsko rosyjska, skończyły by się uprzejmości.

Czy możemy być - NIEZALEŻNI. Nie. Przykre ale prawdziwe. Gdzieś się trzeba podłączyć. Pod Rosję??? Zły pomysł. Więc z musu zostaje zachód, choć taka Turcja pokazała, że można się targować. Jak się potrafi rzecz jasna.

Rosja nas nie trawi z jednego powodu. Silna Polska lub w ogóle istniejąca Polska to słaba i niemocarstwowa Rosja. Jest taka zależność historyczna. Zresztą moim zdaniem świetnie opisał kiedyś to Grzegorz Talar w swoim wpisie: http://www.mpolska24.pl/post/6016/polska-zadecyduje-o-losach-swiata

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.