Od czasu gdy wynaleziono ogień człowiekowi żyje się niestety gorzej. Dotychczas twierdzono że od tamtego momentu zaczęła się cywilizacja. Co więc się stało że już od jakiegoś czasu wyraźnie widać że człowiek w rozwoju się cofa. To na marginesie.
Po raz kolejny muszę przypomnieć bardzo przydatne powiedzenie: Nie ma przypadków, są tylko znaki. Pożar mostu w Warszawie to nie przypadek. To symbol. Powstaje tylko pytanie - czego?
Nikt mi nie powie że można zbudować w Polsce most który na etapie projektowania nie zawierał zabezpieczeń anty pożarowych. W końcu idzie o bezpieczeństwo tysięcy ludzi. Jeśli więc takie niebezpieczeństwo było przewidziane to musiały być także gotowe plany akcji przeciwpożarowej.
Jak więc doszło do sytuacji w której akcja ratownicza prowadzona była tak nieudolnie. Strażacy walczyli z żywiołem przez całą noc z soboty na niedzielę. Nie jest wykluczone, że most trzeba będzie w części rozebrać.
Pamiętam z dzieciństwa, we wczesnych latach powojennych że gdy wybuchł pożar, najczęściej od pioruna, strażacy wcale się nie spieszyli do gaszenia niektórych miejscowości. Wiedzieli gdzie jest pochowana broń i amunicja i czekali aż wszystko wybuchnie i dopiero jechali dogaszać. Wiedzieli to doskonale.
O czym więc wiedzieli niemrawi strażacy pozorujący gaszenie warszawskiego mostu.
Wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski dementował plotki, jakoby zaczęły się palić azbestowe izolacje. – Zostały one wcześniej zdemontowane -wyjaśniał.
O tym że azbest jest :" Dzięki ogniotrwałości i izolacyjności termicznej stosowany do wyrobu tkanin ogniotrwałych i farb ogniotrwałych" wie chyba każde dziecko w przedszkolu. Swoją drogą w jakim celu zdemontowano przed pożarem osłonę przeciw pożarową?
Światłowody i ich zabezpieczenie to kolejny przykład niedbalstwa i zwykłego idiotyzmu. Nawet nie chodzi o to że byle sabotażysta mógłby je w każdej chwili uszkodzić. Tak zabezpieczone mogły ulec nawet uszkodzeniu przypadkowo przez jakiegoś niechluja konserwującego most, jeśli prowadzone są planowe, regularne czynności konserwacyjne. Pomijam zagrożenie przez zwykłe dzikie gryzonie, które lubią sobie pochrupać od czasu do czasu.
Kto jest winien powstania szkody? Ten kto z tego odnosi korzyści. Czy ktoś odniesie korzyść z płonącego mostu? Poczekamy - zobaczymy.
Przypomnę tylko że w okresach przedwyborczych już zdarzały się sytuacje "awaryjne". Doszło do pozorowanych alarmów bombowych za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego . Odegrano komedię w warszawskim metrze. Teraz wygląda na to że historia zatoczyła koło.
Komuś widocznie przydaje się akcja "false flag". Wiadomo, że zapaliły się drewniane elementy pozostawione przez ekipy remontujące w zeszłym roku ślimaki Trasy Łazienkowskiej, od nich zajęły się elementy konstrukcji mostu i drewniane elementy podwieszane.
To przez rok czasu nie było komu ani posprzątać, ani komu tego sprzątania dopilnować?
Akcję utrudniały ogromne zadymienie i bardzo wysoka temperatura - skarżył się przedstawiciel straży pożarnej. No to ja w tym miejscu zapytam: "czy naprawdę dla strażaków dym i wysoka temperatura to zaskoczenie takie jak śnieg zimą dla drogowców.
A jeśli temperatura była tak wysoka to zakrawa na cud że most nie stopił się i nie runął jak nie przymierzając WTC i że nie runął żaden budynek w pobliżu - choćby PK i N. Przecież wiadomo że takie cuda się zdarzały.
A tak całkiem na poważnie.
Czy ktoś zaczął palić za sobą mosty ? Bo to jedyne logiczne wyjaśnienie.
Nie palmy mostów ani za sobą, ani tym bardziej przed sobą.
mPolska24
